wtorek, 22 maja 2012

Rozdział III: Wielki dzień

Bella budzi się ze swego proroczego i subtelnego jak flota Imperium snu. Miss Swan jest zła, że w noc przed ślubem (którego, jak pamiętamy, nie chce) śnią się jej takie rzeczy zamiast srających tęczami unicornów. Czy wspominałam już, że chajtanie się z krwiożerczą bestią (choć w tym przypadku bestią tylko z założenia) to zły pomysł? Nawet w snach dostajesz, słonko, delikatne aluzje.

Skłonna otrząsnąć się z koszmaru, ubrałam się i zeszłam do kuchni, choć było jeszcze bardzo wcześnie. Posprzątałam i tak już czyste pokoje, a kiedy wstał Charlie, zrobiłam mu naleśniki.

Uczcie się, moje drogie panie, wielki dzień czy każdy inny – to nie ma znaczenia. Kuchnia i miotła są zawsze na pierwszym miejscu. 

Podczas śniadania Bells przypomina ojcu, żeby pojechał po pastora, co jest jego jedynym zadaniem na ten dzień.

Z okazji ślubu wziął cały dzień wolnego i musiało mu się już nudzić, bo od czasu do czasu zerkał ukradkiem na schowek pod schodami, gdzie trzymał swój sprzęt wędkarski.

Ok., ja rozumiem, że Charliemu nie w smak ten cały ślub, ale to było odrobinę chamskie. (+ 5 zły ojciec) W końcu jedyna córka wychodzi za mąż, a ty myślisz o rybach? Zrób dobrą minę do złej gry chociaż w taki dzień.

Belka poucza ojca, żeby prezentował się elegancko, po czym zostaje porwana przez Alice.

– A niech to, spójrz tylko w lusterko na swoje oczy! – Zacmokała z dezaprobatą. – Coś ty najlepszego wyprawiała? Zarwałaś noc?
– Prawie że.
Posłała mi zagniewane spojrzenie.
– Bello, mam tylko określoną liczbę godzin na to, żeby zrobić cię na bóstwo. Mogłaś się lepiej postarać.
 - I jak ja teraz zrobię z takiego paszczura ładną pannę młodą? Przecież podkrążone oczy to -500 od urody - powiedziała zgorszona Alice.

– Nikt nie spodziewa się, że będę wyglądać jak gwiazda filmowa. Bardziej się boję, że zasnę w środku ceremonii i przegapię moment, w którym będę miała powiedzieć „tak”, a wtedy Edward wykorzysta sytuację i ucieknie, gdzie pieprz rośnie.

Cóż, każdy pretekst jest dobry, żeby wiać od tej kretynki. Jednak wątpię, żeby Edzio na to wpadł. 

Okazuje się, że McSparkle nie raczył wyjawić swej lubej, gdzie zabiera ja w podróż poślubną. Niespodzianka niespodzianką, ale czy takiej rzeczy nie należałoby ustalić wspólnie? (+10 tyran) Chociaż, co ja się tam dziwię, on jej wszak niczego istotnego nigdy nie mówi.

Alice już spakowała rzeczy Belli na wyjazd.

– Alice! Dlaczego nie mogłam sama się spakować?!
– Musiałabyś poznać zbyt wiele szczegółów.
– A ty nie miałabyś pretekstu do kolejnych zakupów, tak?
– Za dziesięć krótkich godzin staniesz się moją siostrą... Najwyższy czas, żebyś zwalczyła w sobie tę awersję do nowych ubrań.

Ala nic a nic nie zmądrzała. Dalej traktuje Belkę jako swoją lalkę do malowania i ubierania, bezwolną kukiełkę, której trzeba pokazać, jak być …ekhm, ekhm, prawdziwą kobietą. 

Bella ze swoją przyszłą „siostrą” dojeżdżają do Cullen Mansion.

Przez całe pięć kilometrów ciągnęły się rozwieszone na drzewach choinkowe światełka, tyle że Alice dodała do nich kokardy z białej satyny.

5 kilometrów? Widzę, że Glitter Family się nie cyka. Belka będzie miała dokładnie taki ślub, jakiego nie chce. Sweet. 

Łabędziątko wchodzi do domu Cullenów z zasłoniętymi przez Alę oczami, żeby nic nie podpatrzyła przed samą ceremonią.

We wnętrzu domu przepięknie pachniało.
– A to co? – spytałam prowadzona jak ślepiec.
– Przesadziłam? – zaniepokoiła się Alice. – Przed tobą nie było tu jeszcze żadnego człowieka. Mam nadzieję, że nie popełniłam głupstwa.
– Pachnie rewelacyjnie – zapewniłam ją. Woń była upajająca, ale nie aż tak, żeby przyprawiała o ból głowy. Tak właściwie była to mieszanka różnych woni, idealnie ze sobą skomponowanych.

Czyli wampiry maja jeszcze jeden talent w swej cudowności: tworzą piękne kompozycje zapachowe, pewnie lepsze od perfumowych kreacji Jana Baptysty Grenouille’a. Świetnie.

W łazience odchodzi do kosmetycznego ataku Ali na bezbronną Swanównę. W trakcie wszelakich zabiegów upiększających  na scenę wkracza Rose.

Wyglądała tak zachwycająco, że zachciało mi się płakać. Jaki sens miało strojenie się i malowanie, kiedy Rosalie przebywała w pobliżu?

WIEMY (+1 zbędność)

Rózia oznajmia, że Sparklemaster is back.

Edward wrócił! Mój dziecięcy atak histerii minął jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.

UGH. Edzio dobry na wszystkie choroby, ataki i nieszczęścia. Jednakże Ala kategorycznie zabroniła mu zbliżać się do panny młodej, więc Esme zagoniła go do ogrodu, grządki przekopywać czy coś.  

Rozalka deklaruje chęć pomocy przy upiększaniu Bellissimy. Swanówna jest w ciężkim szoku.

Rosalie od samego początku nie darzyła mnie sympatią. A potem, co jeszcze bardziej pogorszyło panujące między nami stosunki, obraziła się na mnie śmiertelnie za to, że wybrałam tak, a nie inaczej. Chociaż była tak niewyobrażalnie piękna, chociaż miała Emmetta i kochającą rodzinę, oddałaby to wszystko bez wahania za możliwość stania się na powrót człowiekiem. A ja? To, o czym marzyła najbardziej w świecie, bezmyślnie odrzucałam.

WIEMY (+1 zbędność)

Mimo iż Rózia nie przepada za Bellą, uważa ją za głupia krowę (tu zgadzam się z blondyną), jako przykładna bohaterka Tłajlajta wchodzi w sempiternę awatarowi Stefy.

Po upięciu włosów BelliSue Rozalka zmywa się po Jaspera. Ala przystępuje do nakładania Belce sukni, co nie jest wcale łatwym zadaniem, bo Swanówna strasznie się trzęsie. Dodatkowo wampirzyca martwi się, że ciężkie godziny wklepywania w Belkę trzech kilogramów makijażu pójdą się grzmocić, jeżeli ta się spoci ze zdenerwowania.  Mimo tak strasznych prospektów na przyszłość, Ala zostawia Belcię na chwilę samą, żeby się przebrać.

Skupiłam się na ruchach swoich płuc, licząc kolejne oddechy i wpatrując się we wzory, które światła łazienkowych lamp tworzyły na połyskliwej powierzchni mojej spódnicy. Bałam się spojrzeć w lustro, podejrzewając, że dopiero na widok siebie samej w sukni ślubnej dostałabym prawdziwego ataku paniki.

Cóż za angst, co za weltszmerc, borze szumiący, brakuje tylko ataku bólu fantomowego z Nju Muna. (+5 angst) Zanim jednak  Bellę zaczną boleć różne organy wewnętrzne, pojawiają się Alice i Renee.


Renee przyleciała dwa dni wcześniej i spędzałam z nią, ile tylko czasu się dało – a dokładniej, te nieliczne minuty, na które udawało mi się odciągnąć ją od Esme i dekorowania domu. Z tego co zauważyłam, bawiła się przy tym lepiej niż dziecko zamknięte przez przypadek na jedną noc w Disneylandzie. W pewnym sensie czułam się z tego powodu tak samo oszukana jak Charlie. Oboje straciliśmy tyle czasu i energii, obawiając się, jak zareaguje na wieść o tym, że wychodzę za mąż...

No tak, cóż za rozczarowanie, lepiej, żeby matka zrobiła ci karczemną awanturę i w ogóle nie przyjechała, prawda? Nie ma to jak priorytety. (+1 głupota)

Renee zachwyca się suknią Belki.

- To taki oryginalny pomysł, żeby dopasować motyw przewodni całej uroczystości do pierścionka zaręczynowego Belli. Pomyśleć tylko, że był w rodzinie Edwarda już w dziewiętnastym wieku!
Wymieniłyśmy z Alice porozumiewawcze spojrzenia. Umiejscawiając moją suknię w czasie, mama pomyliła się o ponad sto lat. A motywu przewodniego uroczystości nie dopasowano wcale do pierścionka, tylko do mód panujących w czasach młodości Edwarda.

Jak zwykle wszystko pod Edwarda. Ech…

Wtem w drzwiach staje Charlie.

– Charlie! Ale z ciebie przystojniak! – wykrzyknęła niemalże zszokowanym tonem.(...)
– Alice się do mnie dorwała.

That sounds dirty. Ale nie chcę znać szczegółów. 

Rodzice wręczają BelliSue prezent: dwa grzebienie z szafirami po jej babci. Alice dorzuca swoją podwiązkę.

Alice zabrała mi podwiązkę i zanurkowała pod moją spódnicę. Kiedy poczułam jej zimną dłoń na swojej łydce, jęknęłam cicho i zatoczyłam się.

Femslash czas zacząć. Belciu, zastanów się jeszcze, skoro Ala tak na ciebie działa, to może ten ślub to jednak kiepski pomysł? 

Whatever, Belka ma już coś nowego, starego, niebieskiego i pożyczonego. Możemy już się ruszać na imprezę, bo nudno jak cholera? (+1 nuda) Pretty please.

Wreszcie rozlega się muzyka.

– Spokojnie, Bells – odezwał się Charlie. – Wygląda, jakby miała zwymiotować. – mruknął do Alice.

Może ona zawsze tak wygląda? To by tłumaczyło, dlaczego Krystyna Stjuart ma wiecznie taka właśnie minę w ekranizacjach Tłajlajta. Byłby to drugi powód, po tym oczywistym – Kstew jest fatalną aktorką.

Belka ma taki atak paniki, że ledwo trzyma się na nogach. Podtrzymywana przez ojca nasza heroina schodzi po morderczych schodach do ogrodu. Wreszcie BellaSue dostrzega McSparkle’a.

Nie liczyło się teraz nic prócz Edwarda. Tak naprawdę nie widziałam nic poza jego twarzą. Przesłaniała wszystko – nawet myśleć nie byłam w stanie o niczym innym.

A czy, odkąd go poznałaś, myślałaś kiedy o czymś innym? 

Belka dociera jakoś do ołtarza.

W końcu stanęłam koło Edwarda. Wyciągnął rękę. W znanym od setek lat symbolicznym geście, Charlie podał mu moją dłoń. Kiedy poczułam cudownie chłodny dotyk skóry ukochanego, pomyślałam, że oto jestem na właściwym miejscu.

Taa, w geście mówiącym „Przekazuję ci tę oto płochą niewiastę jako własność. Będziesz nią rządzić jako i ja rządziłem”. Nie ma to jak tradycja, hę?

Słowa naszej przysięgi były proste – wypowiadały je przed nami miliony par, żadna jednak tak niezwykła, jak my. Poprosiliśmy wcześniej pana Webera tylko o jedną niewielką zmianę, na którą przystał bez trudu: linijkę „dopóki śmierć nas nie rozłączy” zastąpiła bardziej stosowna w naszym przypadku „tak długo, jak oboje będziemy żyć”.

Jeszcze trafniej byłoby „tak długo, jak oboje będziemy nie żyć”, ale rozumiem, nie wypadało przy nieuświadomionej, ludzkiej części gości.

Uzmysłowiłam sobie, jaka byłam niemądra, tak bardzo bojąc się tej chwili – jak gdyby chodziło o niechciany prezent urodzinowy albo wystawienie się na pośmiewisko, niczym na balu absolwentów.

Aha, czyli wspaniały Edzisław miał rację, jak zwykle zresztą. Och ty durna, jeszcze oddychająca istoto, pamiętaj, zawsze słuchaj swojego pana.
  
Wpatrując się w lśniące triumfalnie oczy Edwarda, wiedziałam, że i ja na tym wygrywam.

Lśniące triumfalnie? Jak u jakiegoś szwarccharaktera? Już sobie to wyobrażam. Edzio z obłędnym wzrokiem szalonego naukowca, któremu udał się eksperyment „Muahahaha, it’s alive!!!” (+50 tyran) Pastor przyklepuje to, co było nieuniknione. Czas na buzi.

Całował mnie czule, okazując mi, jak bardzo mnie wielbi. Zapomniałam o tłumie obserwujących nas gości, o tym, gdzie się znajdujemy i po co... Pamiętałam tylko, że Edward mnie kocha, że pragnie być ze mną i że należę do niego. Uczepiłam się go kurczowo, nie zważając na śmiechy i chrząkania widowni. To on zaczął ten pocałunek i to on musiał go przerwać. Odsunął mnie od siebie – moim zdaniem zbyt szybko – i przyjrzał mi się z pewnej odległości. Na pierwszy rzut oka wydawał się być rozbawiony – uśmiechał się prawie z drwiną – ale pod tym chwilowym przebłyskiem zjadliwego poczucia humoru, skrywał głęboką radość równającą się mojej.

Eee, to trochę nieobyczajne tak się obściskiwać na swoim weselu. Wystarczy symboliczny, krótki pocałunek, a nie półgodzinne make out session. Jeżu, jaka ta Belcia napalona. Okiełznaj się, kobieto. Dziewiczy Edek jest zniesmaczony twą chucią. Goście pewnie też. 

Rozdział kończy się na gratulacjach, życzeniach i uściskach. Za całokształt dodam jeszcze (+5 nuda). W następnej odsłonie weselisko!

Punkty:
(+5 angst)
(+6 nuda)
(+2 zbędność)
(+5 zły ojciec)
(+60 tyran)
(+1 głupota)

Beige

7 komentarzy:

  1. Jak zwykle mądrze. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniej notki: konwent + matura = brak czasu.
    Podejście Stefy do związku kobiety i mężczyzny nie przestaje mnie przerażać. Nie dziwię się, że nawet fani wolą slashe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwylke: wieeeceeeej!
    Fantastycznie sie to czyta:D
    gayaruthiel

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko mnie wkurza politowanie, z jakim Bells wyraża się o własnej matce? Biedna, mała, dziecinna Renee, nic nie chwyta, w niczym się nie orientuje, nie wie, że wesele jest robione pod pana młodego i jeszcze śmie się dobrze bawić. Raaany.

    Ale może udzieliło jej się od Eda, w końcu ten też, nawet przed ołtarzem, patrzy na nią jak na idiotkę. Ehm, to znaczy: ze zjadliwym poczuciem humoru.

    Ale nie, naprawdę lubię, jak kroicie tych dewiantów. :)

    Hasz

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie te komentarze są trafne. Podziwiam, bo sama od siebie nigdy bym nie zdołała przebrnąć przez te książki... Najbardziej chyba przerażają mnie te wszystkie wzmianki o tym, że ona NALEŻY do Edwarda. Masakra...

    daszkass

    OdpowiedzUsuń
  5. – Alice się do mnie dorwała.

    That sounds dirty. Ale nie chcę znać szczegółów.
    MUAHAHAHA

    "Femslash czas zacząć. Belciu, zastanów się jeszcze, skoro Ala tak na ciebie działa, to może ten ślub to jednak kiepski pomysł?"

    Zapewne zareagowalaby po pierwszej nocy lepiej od przybranego braciszka:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech, oboje sa siebie warci... poza tym, to chyba byl najnudniejszy opis slubu w historii slowa pisanego.

    OdpowiedzUsuń
  7. "W znanym od setek lat symbolicznym geście, Charlie podał mu moją dłoń. "

    Przedmiot zmienił właściciela. Zgadzam się z autorkami analizy, to nie jest ani urocze, ani miłe. Zwykłe chamstwo.

    OdpowiedzUsuń