niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział XXV: Termin

Belcia wybiera się, aby dokończyć interes z Jenksem. Pan Mąż chce przeprowadzić dochodzenie na ten temat, ale jego luba go zbywa.

Belka martwi się po drodze, że jej właściciel rozkimini konspiracyjne podchody. Byłoby to niebezpieczne, gdyż Aro mógłby z myśli Edzia wyciągnąć te informacje w trakcie konfrontacji. I cała sprawa by się rypła.

Pani Cullen dociera do restauracji i zostaje poprowadzona do wynajętej przez Jenksa prywatnej jadalni.

Żeby ukryć kolejny z ekstrawaganckich pomysłów Alice, na to, jak powinna ubierać się elegancka kobieta, miałam na sobie długi do łydki trencz w kolorze kości słoniowej. Kiedy mężczyzna pomógł mi go zdjąć i jego oczom ukazała się sukienka koktajlowa z różowo-szarej satyny, usłyszałam, że na moment zaparło mu dech w piersiach. Nie dawało się ukryć, że taka reakcja mi schlebiała. Nie byłam przyzwyczajona, by ktokolwiek oprócz Edwarda uważał mnie za zjawiskowo piękną. Pan z obsługi wycofał się niezdarnie z pokoju, jąkając coś kurtuazyjnie o mojej urodzie.

(+5 Mary Sue)


Po chwili przybywa Jenks. Belka otrzymuje dokumenty i chce wracać do domu, ale Jenks ma jej jeszcze coś do powiedzenia. Okazuje się, że Dżej martwi się, czy aby Belcia nie chce uprowadzić małej cudnemu Edziowi spod nosa. Bellissima oczywiście zaprzecza i wyjaśnia Jenksowi, że chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa potworkowi w razie, gdyby jej i McSparkle’owi się coś stało. Po kiego grzyba ta scena, nie mam pojęcia.

Belka żegna się z Dżejem i wraca do domu. Zastaje tylko Kate i Garretta, reszta wąpierzy poluje. Jako że taka okazja może się już nie trafić, Belka wpada do pokoju Ali i Jazza w celu dokonania kradzieży.

Otworzywszy drzwi do sypialni Alice i Jaspera, poznałam węchem, że nikt nie zaglądał tam od bardzo dawna, być może nawet od dnia, w którym nas opuścili. Przeszukałam w ciszy ich ogromną szafę, aż wreszcie znalazłam taką torbę, jakiej szukałam. Musiała należeć do Alice. Był to czarny skórzany plecaczek, jeden z tych, które zazwyczaj używa się jak damskiej torebki, tak mały, że nawet Renesmee mogłaby go nosić, nie budząc niczyjego zdziwienia. Potem zrobiłam najazd na podręczny zapas gotówki Alice i Jaspera i odliczyłam sobie sumę równą dwukrotności rocznego dochodu przeciętnego amerykańskiego gospodarstwa domowego. Pokój uciekinierów źle się wszystkim kojarzył, przypuszczałam więc, że moja kradzież miała tu największe szanse pozostać niezauważona. Koperta ze sfałszowanymi dokumentami też trafiła do plecaczka, na sam wierzch.

I ta suma spokojnie zmieściła się w tym malusim plecaczku? Oczywiście, wszystko zależy od nominału banknotów i wysokości przychodu, jaki Belcia uznała za przeciętny. Albo po prostu Ala podwędziła ten plecaczek z kolekcji Hermiony Granger.

Belka wpada jeszcze na pomysł, żeby spróbować spiknąć Blacka i Nabuchodonozora z Alą i Jasperem, jak już się ta chryja z Volturi skończy. Nasza heroina bierze więc kartkę i pisze na niej z namaszczeniem wielkimi literami Rio de Janeiro, mając nadzieję, że Ala zobaczy to w swojej wizji. Następnie wkłada kartkę do przepastnego plecaczka, licząc, że Dżejk zrozumie taką instrukcję.

Przygotowania do nadejścia Volturi dobiegają końca. Showdown ma odbyć się na sławetnej polanie z Zaćmienia Umysłu. Niedaleko rozstawiono namiot dla Nabuchodonozora.

Wreszcie zaczyna padać śnieg z wizji Alice, co oznacza, że Aruś i spółka są już za rogiem, więc trzeba stawić się na polanie. Cullenowie ustawiają się w środku, świadkowie po bokach, zaś wilki krążą nieopodal.

W tym czasie Belka przygotowuje Nabuchodonozora do ucieczki.

Obserwowałam ich z pewnej odległości, czekając przy namiocie, aż moja córeczka się obudzi. Kiedy w końcu wstała, pomogłam jej włożyć na siebie to, co wybrałam dla niej z rozwagą dwa dni wcześniej. Były to ubranka bardzo dziewczęce, z masą falbanek, ale jednocześnie porządne uszyte z solidnych tkanin, by jak najdłużej nie wyglądały na znoszone – nawet gdyby ich właścicielka miała przejechać w nich kilka stanów na gigantycznym basiorze. Na plecki wsadziłam jej czarny skórzany plecaczek zawierający dokumenty, pieniądze, kartkę z nazwą miasta oraz cztery listy: dla niej, dla Jacoba, dla Charliego i dla Renee. Była na tyle silna, by móc z łatwością taki ciężar udźwignąć.

Sceny pożegnania Belki z małą się nie czepiam, bo jest napisana nienajgorzej.

Kiedy zobaczyła malującą się na mojej twarzy rozpacz, jej oczka zrobiły się wielkie jak spodki, ale pojmowała z tego, co się działo, dostatecznie dużo, by nie zadawać żadnych pytań.
– Kocham cię – powiedziałam jej. – Bardziej niż cokolwiek na świecie.
– Ja też cię kocham, mamusiu – odpowiedziała. Dotknęła wiszącego na swojej szyjce medalionu, który zawierał teraz miniaturową fotografię naszej trzyosobowej rodziny. – Zawsze będziemy razem.
– Zawsze będziemy razem w naszych sercach – poprawiłam ją najcichszym z szeptów – ale jeśli okaże się to dziś konieczne, będziesz mnie musiała opuścić.
Otworzyła oczy jeszcze szerzej i dotknęła rączką mojego policzka. Jej nieme „nie” było głośniejsze, niż gdyby je wykrzyczała.

Co zrozumiałe, monsterek nie chce nigdzie odchodzić, ale zrobi to, o co prosi go matka, mimo iż nie do końca pojmuje, co się dzieje.

W ramach wykazania dobrej woli Belka zakłada na szyję prezent od Aro, bierze córkę na ręce i wychodzi na polanę, gdzie robi z małą i mężem krótki group hug.

Teraz mamy podany lineup naszych wąpierzy i futrzaków.

Renesmee wspięła mi się zwinnie na plecy, żebym miała wolne ręce, i przeszłam wraz nią na wyznaczoną mi pozycję, jakiś metr za tymi, którzy mieli pójść na pierwszy ogień: Carlislem, Edwardem, Emmettem, Rosalie, Tanyą, Kate i Eleazarem. Po moich bokach znajdowali się Benjamin i Zafrina – moim zadaniem było chronić ich pod tarczą tak długo, jak by się dało. Ich talenty stanowiły najlepszą broń w naszym arsenale. Jeśli dla odmiany to Volturi mogli zostać oślepieni, choćby tylko na parę chwil, wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Zesztywniała Zafrina sprawiała wrażenie jeszcze dzikszej niż zwykle, a towarzysząca jej Senna starała jej się dorównać. Benjamin siedział na śniegu z palcami wciśniętymi w ziemię i mamrotał coś pod nosem o budowie skał. Poprzedniego wieczoru w tyle polany zgromadził w wielkich stertach sporo głazów – pokryte warstwą białego puchu prezentowały się bardzo naturalnie. Takim kamiennym blokiem nie można było zrobić nieśmiertelnemu krzywdy, ale przy odrobinie szczęścia można go było zdekoncentrować. Nasi świadkowie zebrali się w grupkach na prawo i lewo od nas – najbliżej ci, którzy zadeklarowali, że włączą się do walki. Zauważyłam, że Siobhan pociera sobie skronie i ma zamknięte oczy – czyżby przystała jednak na propozycję Carlisle’a i wyobrażała sobie, jak nie zawodzą nas nasze dyplomatyczne metody? Za nami, schowane między drzewami wilkołaki były już w pełnej gotowości – słyszeliśmy tylko, jak posapują i jak biją ich serca.

Do spotkania z Volturi zostały już tylko minuty. Z lasu wyłania się nagle Dżejk w postaci wilka i staje obok Nabuchodonozora. Wszyscy wyczekująco wpatrują się w stronę lasu.

I to wszystko w tym rozdziale. Na Wielkiego Wkurzonego Cthulhu, jakie to było potwornie nudne! (+1000 nuda) Zaryzykuję stwierdzenie, że to najnudniejszy rozdział w tej serii. Punktów jak na lekarstwo, loli żadnych, bardzo przepraszam, drodzy Czytelnicy, ale z pustego i Salomon nie naleje. Materiał źródłowy czyta się jak rozkład jazdy PKP lub książkę telefoniczną, więc i dzisiejsza analiza nie jest porywająca.

W następnym odcinku rozpocznie się Wielka Konfrontacja. Czy coś się wreszcie zacznie dziać? Czy dostaniemy choć kawałek akcji? Bądźcie z nami, żeby dowiedzieć się, dlaczego odpowiedź na powyższe pytania brzmi nie.

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Wielu wspaniałych książek, które pomogą Wam zapomnieć o tym chłamie.


(+5 Mary Sue)
(+1000 nuda)


Pozdrawiam

Beige

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział XXXIV: Deklaracje

Bella powraca do domu, gdzie już od progu wita ją...

melodia [która] przeszła zgrabnym pasażem w moją kołysankę. Edward grał ją na moje powitanie.

Ciekawe, czy to ich stały rytuał. Wyobrażacie sobie słyszeć to za każdym razem, gdy wracacie z warzywniaka albo spaceru z psem? Większy bajer niż domofon z melodyjką!


Belcia stara się ukryć przed Panem Mężem gdzie spędziła większość dnia (nie, tym razem nie będzie punktów karnych – chodzi o zatajenie wszelkich informacji przed Aro). A ponieważ tak się miło złożyło, iż nasze analizy pokrywają się w czasie z kalendarzem w Meyerlandzie, pani Cullen tłumaczy swą nieobecność ciążącą obecnie na nas wszystkich koniecznością zrobienia zakupów świątecznych.

Wyskoczyłam kupić prezent gwiazdkowy dla Renesmee. Wiem, że nie będziemy w tym roku jakoś szczególnie hucznie świętować, ale niech ma chociaż to... – Wzruszyłam ramionami.

(…)
Był na wystawie sklepu z antykami. Wpadł mi w oko, kiedy przejeżdżałam obok. Wytrząsnęłam z sakiewki na nadstawioną dłoń Edwarda okrągły złoty medalion. Był ozdobiony dookoła misternie wyrytymi listkami winorośli. Edward zajrzał do środka. Po jednej stronie było miejsce na maleńką fotografię, po drugiej, krótka inskrypcja po francusku.

Czy wiesz, co tu jest napisane? – spytał mnie zmienionym głosem, bardziej przygaszonym niż wcześniej.

Sprzedawca twierdził, że można by to przetłumaczyć jako „nad życie”. Miał rację?


Edward odchrząknął i wbił wzrok w panele podłogowe.
-Szerze mówiąc, najdroższa, niezupełnie.
Bella zmarszczyła brwi.
-W takim razie co tu jest wyryte?
-”Wyprodukowano w Chinach”...

A tak swoją drogą – doceniam emocjonalne znaczenie prezentu, ale wyobraźcie sobie minę rzeczywistej pięciolatki, która zamiast wymarzonej Barbie albo Xboxa dostaje pod choinkę coś takiego...


Belka chce nadrobić stracone godziny podczas treningu z Emmettem; niestety, jej pomysł nie spotyka się z aprobatą małżonka:

Edward popatrzył z niezadowoleniem wpierw na niego, a potem na mnie.
Będziecie mieli na to mnóstwo czasu jutro.
Nie bądź śmieszny – zaprotestowałam. – Nie ma dla nas już czegoś takiego jak „mnóstwo czasu”. Liczy się każda minuta. Tyle muszę się jeszcze nauczyć, a...

Jutro – przerwał mi ostro. A minę miał przy tym taką, że nawet Emmett nie chciał się z nim kłócić.

Pomijając już tyranię Warda – czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego wszyscy traktują zdanie tego dupka jako słowo objawione? „Mój” Emmett (którego szkielet charakterologiczny stanowi kreacja z 'Growing Up Cullen') na tego rodzaju veto ze strony brata zareagowałby gromkim wybuchem śmiechu, po czym rzuciłby jakąś uwagę na temat niewystarczającego zaspokojenia popędu seksualnego.

Tyran: + 60
Głupota: +10

Belcia rozmyśla na temat zbliżającej się konfrontacji z Volturi:

To nie miał być koniec świata, a jedynie koniec Cullenów. Koniec Edwarda i koniec mnie. Odpowiadała mi taka wizja – a przynajmniej to, że mieliśmy zginąć we dwójkę. Nie chciałam po raz drugi zostać sama bez Edwarda. Jeśli miał odejść z tego świata, zamierzałam pójść natychmiast jego śladem.

Nie miało to większego sensu, ale zastanawiałam się od czasu do czasu, czy coś nas czeka tam, po drugiej stronie. Wiedziałam, że Edward nie wierzył w taką możliwość, ale Carlisle owszem. Ja nie potrafiłam sobie nic takiego wyobrazić. Ale to, że Edward mógł tak po prostu nie istnieć, także nie mieściło mi się w głowie. Więc jeśli moglibyśmy być nadal razem – niezależnie od tego gdzie i na jakich zasadach – byłoby to moim zdaniem dostatecznie szczęśliwe zakończenie naszej historii.

Dziecko, jak widać, nie mieści się w wizji szczęśliwego życia po życiu, a i nasza bohaterka nie przejmuje się ostatecznym pożegnaniem ze swą córką w tak wielkim stopniu, jak wizją ewentualnego rozstania z ukochanym - do tego stopnia, iż najwyraźniej nie ma zamiaru spróbować się uratować i dotrzeć do małej, jeżeli tylko Wardo polegnie na polu bitwy. Cóż, ostatecznie Nabuchodonozor będzie miał serwis deluxe w postaci brata, wuja i kochanka w jednym – na co mu jeszcze jakaś matka?

Zła matka: +500


Nadchodzi Gwiazdka. Mieszkańcy Forks wieczerzają przy suto zastawionych stołach, Volturi śpiewają kolędy w wynajętej willi na Malibu (z wyjątkiem Kajusza, który stwierdził, że nie będzie robił z siebie błazna; Aro zganił jego brak zaangażowania i w ramach kary przydzielił mu rolę Świętego Mikołaja podczas obdarowywania się prezentami), a nasza trójosobo...przepraszam, czteroosobowa rodzina udaje się na kolację wigilijną do Swan Manor, gdzie czekają już na nich Charlie, Sam, Emily, Sue i sfora zięcia państwa Cullen; Billy, będący najmądrzejszą osobą w tym uniwersum, najwyraźniej wykazał się rozsądkiem i postanowił zostać w domu.

Na szyjce Renesmee wisiał medalion, który dostała ode mnie już o świcie, a w kieszeni żakieciku miała odtwarzacz MP3 od swojego taty – maleńki gadżet zdolny pomieścić w sobie pięć tysięcy plików, wypełniony zawczasu przez mojego ukochanego jego ulubionymi piosenkami. Na nadgarstku małej połyskiwała kunsztownie pleciona bransoletka – quileucka wersja pierścionka, który chłopak mógłby dać swojej dziewczynie. Edward był zły na Jacoba za ten podarek, ale ja jakoś się nim nie przejęłam.

Już niedługo, zaledwie za parę dni, miałam oddać swoją córeczkę Jacobowi pod opiekę. Jak mógł mnie irytować symbol jego oddania, skoro tak bardzo na nim polegałam?

Cóż, najwidoczniej McSparkle wciąż ma jeszcze nadzieję na przeżycie i kontrolowanie popędów Jacoba póki Nabuchodonozor nie ukończy przynajmniej szesnastego roku życia; Bella, jak widzieliśmy powyżej, już dawno postawiła krzyżyk na wychowaniu swego dziecka, trudno więc oczekiwać od niej żeby ganiła faceta, który za kilka miesięcy będzie dozował jej córce kieszonkowe.

Edward wykazał się przytomnością umysłu i zadbał również o prezent dla Charliego. Paczkę dostarczono nam poprzedniego dnia – za dodatkową opłatą przysłano nam ją w ekspresowym tempie – i ojciec spędził całe świąteczne przedpołudnie na lekturze grubego tomu instrukcji obsługi nowej wędkarskiej echosondy.

Aż serce rośnie, gdy obserwuje się tak wielką pamięć o rodzicach, jak w przypadku naszej bohaterki. Tuszę, że prezent dla Renee i Phila zakupiła Esme.

Zła córka: +10

Następnie mamy cały długi akapit poświęcony przemyśleniom Belli na temat niemożności pożegnania się z ojcem i matką. Jest to ładny fragment, w którym po raz pierwszy od dawna widzimy autentyczne przywiązanie Belli do swoich bliskich. Problem w tym że nie jestem w stanie uwierzyć w górnolotne zapewnienia Belki o wielkiej miłości którą darzy swych rodziców, skoro przez ostatnie 3 i 2/3 serii obserwowałam, jak traktuje ich niczym opóźnione w rozwoju ameby którymi wprawdzie trzeba od czasu do czasu się zająć, ale niekoniecznie zaraz traktować jako istotny element życia.


Wieczerza się skończyła, nasi protagoniści wracają do domu; tu zaś czeka ich niespodzianka.

Alistair zniknął – rzucił Edward, kiedy wbiegaliśmy po stopniach.

Wiedziałam, że polubię tego gościa (dla przypomnienia: Alistair – angielski lord z kompasem Sparrowa w dupce).

Okazuje się, że zniknięcie Brytyjczyka spotęgowało pragnienie ucieczki u Amuna (Amun – Egipcjanin bez mocy czarodziejek W.I.T.C.H):

Zostanę – oświadczył – ale być może wcale nie wyjdzie ci to na dobre. Jeśli tylko w ten sposób będę mógł się uratować, przejdę na stronę Volturi. Jesteście wszyscy głupcami, skoro wierzycie, że uda wam się ich pokonać. – Spojrzał spode łba na zebranych, po czym, zerknąwszy na mnie i Renesmee, dodał jeszcze rozdrażniony: – Poświadczę, że w trakcie mojego pobytu tutaj dziecko urosło. To akurat prawda. Każdy może przekonać się o tym na własne oczy.

O nic więcej nie prosiliśmy.
Amun się skrzywił.
Ale też dostaje wam się więcej, niż o to prosiliście.

I tu właśnie kryje się problem. Jak rozumiem, powinnam teraz uznać Amuna za paskudnego sprzedawczyka...Sęk w tym, że nie bardzo mam ku temu podstawy.

Przede wszystkim nie mam pojęcia, jak właściwie wyglądały namowy Carlisle'a co do zebrania się przeciwko Volturi, a to zaważyłoby na całej ocenie postaci. Nie wiem, jakie poglądy prezentuje Egipcjanin, co go skłoniło do pomocy Cullenom, czego oczekiwał w stosunku do tego co ostatecznie zastał w Forks – słowem, nie wiem o nim kompletnie nic. To trochę tak, jakby próbować ocenić odwrócenie się Rona od Harry'ego w „Czarze Ognia” i „Insygniach Śmierci” nie znając jego pragnień i obaw, nie wiedząc nic o jego kompleksach i sytuacji rodzinnej. Tak się po prostu nie da. Stefa, jeżeli chcesz, żebym była w stanie wydać osąd na temat postępowania twoich postaci, to daj mi do kroćset jakieś wskazówki co do ich osobowości i historii!

Głupota: + 100

Cullenowie i statyści analizują przyczynę zniknięcia Alistaira:

Obawiam się wystraszyło go coś więcej niż tylko to, że nie będziemy mieli okazji przedstawić Volturi swojej wersji wydarzeń. Nie zastanawialiśmy się wcale nad tym, jak mogą zareagować już na nasze wyjaśnienia, a z tego, co podsłuchałem, Alistair martwił się przede wszystkim o to, że nie pomogłyby nam żadne dowody. Podejrzewał, że Volturi nie byliby wcale skorzy nas wysłuchać i tak czy siak znaleźliby jakąś wymówkę, żeby dopiąć swego.
Volturi łamiący własne prawa z żądzy władzy i zysku? Takie poglądy nie były wśród moich pobratymców popularne. Obecne w salonie wampiry spojrzały niepewnie po sobie. Tylko na Rumunach hipoteza Eleazara nie zrobiła żadnego wrażenia i w błądzących po ich ustach uśmiechach można było doszukać się ironii. To, że inni pragnęli mieć o ich odwiecznych wrogach jak najlepsze zdanie, wydawało się ich bawić.

Jeżeli kiedyś stanę się wampirem, pragnę dołączyć do tej dwójki – posiadają sprawnie działający mózg i zdają sobie sprawę z głupoty Cullenów, byliby więc fantastycznymi towarzyszami.

Kiedy my rządziliśmy, przynajmniej nie ukrywaliśmy, na czym nam najbardziej zależy – stwierdził Vladimir.

Stefan mu przytaknął.
Nigdy nie udawaliśmy niewiniątek i nie nazywaliśmy siebie świętymi.

Uwielbiam Stefana i Vladimira. Mam nadzieję, że SMeyer wyjaśni kiedyś w jakimś wywiadzie, jakim cudem udało jej się stworzyć wampiry z prawdziwego zdarzenia.

Jeśli Volturi tu zwyciężą, wyjdą z tego jeszcze silniejsi. Po każdej takiej misji, jak ta, do ich straży dołączają nowe wybitnie uzdolnione jednostki. Pomyśl, co zyskają dzięki samej tylko nowo narodzonej – wskazał mnie podbródkiem – a przecież ona dopiero odkrywa swoje talenty. Albo dzięki władcy żywiołów. – Skinął głową w stronę Benjamina, który z miejsca zesztywniał. Już niemal wszyscy w salonie przysłuchiwali się ich rozmowie. – Bo iluzjonistką i ognistym dotykiem nie byliby chyba zainteresowani. – Tym razem jego wzrok padł na Zafrinę, a potem na Kate. – Mają w końcu swoje piekielne bliźnięta.

Stefan popatrzył na Edwarda.
Kolejna osoba czytająca w myślach też nie jest im aż tak bardzo potrzebna. Ale rozumiem, o co ci chodzi. Rzeczywiście, wiele by na tym zwycięstwie zyskali.

Więcej, niż możemy im na to pozwolić, nieprawdaż?
(…)
Zatem będziemy walczyć – podsumował Stefan.
Chociaż było widać, ze są rozdarci, że instynkt samozachowawczy próbuje w nich wygrać z pragnieniem zemsty, uśmiechnęli się do siebie, jakby już nie mogli się doczekać.

Będziemy walczyć – zgodził się Vladimir.

A decyzja ta (której pompatyczność wzmógł podniosły podkład muzyczny zapewniony przez Warda), pociąga za sobą...Sami zresztą zobaczcie:

My też będziemy walczyć – włączyła się Tia. W jej głosie było więcej powagi niż kiedykolwiek. – Jesteśmy przekonani, że Volturi nadużyją tu władzy, a żadne z nas nie ma najmniejszego zamiaru dołączyć do ich straży.

You have my sword.

A ja nie po raz pierwszy będę walczył po to, żeby uwolnić się spod jarzma niesprawiedliwego króla – wyznał wesoło Garrett. Podszedł do Benjamina i poklepał go po plecach. – Niech żyje wolność!

And my bow!

My będziemy walczyć dla Carlisle’a – oznajmiła Tanya. Deklaracja Rumunów zmobilizowała widać wszystkich do opowiedzenia się, po której są stronie.


Kicz: +50

O, momencik:

A my jeszcze nie wiemy, czy poprzestaniemy na byciu świadkami czy nie – powiedział Peter, spoglądając na niziutką Charlotte. Jej twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. Wyglądało na to, że sama podjęła już decyzję. Ciekawa byłam jaką.

Ja też nie – odezwał się Randall.
Ani ja – bąknęła Mary.

Cóż, miło widzieć, że Stefa zachowuje przynajmniej resztki realizmu.

Siobhan (irlandzka wampirzyca o rubensowskich kształtach) przekomarza się z Carlislem na temat ewentualnego dołączenia do bitwy co wywołuje konfuzję wśród wampirów (czyżby doktor był wielbicielem pełnych kobiecych kształtów? Esme, miej się na baczności!), po czym wszyscy...po prostu się rozchodzą.

Starczyło dramatycznych przemów jak na jeden wieczór.

Jakby mnie ktoś pytał, to Meyer już dawno wyrobiła normę na następne trzy sagi.


Edzio, Belcia, Loch Ness i zięć in spe udają się na polowanie; w czasie posiłku Bella rozmyśla na temat daru Demetriego i jego wpływu na jej tarczę, gdy nagle doznaje iluminacji:

Mało brakowało, żebym wpadła w histerię, ale kontrolowałam się na tyle, że nie podniosłam głosu. Nie chciałam przestraszyć Renesmee.

Bello, co cię naszło? To wspaniałe, że umiesz się bronić, ale nie czyni cię to jeszcze odpowiedzialną za ratowanie kogokolwiek innego. Nie stresuj się bez potrzeby.

Ale co jeśli nie potrafię nikogo chronić? – wyszeptałam, oddychając spazmatycznie. – Ten mój cały dar, on jest jakiś wadliwy! Na nim nie można polegać! Nie wiadomo, jak nim sterować! Nie ma żadnej reguły! Może w końcu wcale nie zablokuję Aleca!

Ciii... – spróbował mnie uspokoić. – Nie panikuj. I nie przejmuj się Alekiem. To, co robi wcale tak bardzo się nie różni od tego, co robią Jane czy Zafrina. To tylko iluzja. Nie może dostać się do wnętrza twojego umysłu dokładnie tak jak one.

Ale Renesmee może! – syknęłam rozemocjonowana. – Wydawało to nam się takie naturalne. Nigdy wcześniej tego nie kwestionowałam – po prostu jej się to udawało. Ale przecież wsadza swoje myśli do mojej głowy tak samo, jak wsadza je do głów wszystkich innych. W mojej tarczy są dziury, Edwardzie!

Reakcja McSparkle'a na tę – dosyć oczywistą, moim zdaniem – rewelację?

Wwiercałam w niego wzrok, czekając, aż i do niego dotrze, jak istotne jest to odkrycie, ale nadał wyglądał na zupełnie opanowanego – zacisnął tylko usta, jak ktoś, kto namyśla się, jak coś wyrazić.

Wpadłeś na to już dawno temu, prawda? – odgadłam. Czułam się jak idiotka. Przez kilka miesięcy nie dostrzegłam czegoś tak oczywistego.

Skinął głową. Kąciki jego warg uniosły się delikatnie w bladym uśmiechu.
Kiedy pierwszy raz coś ci pokazała.
Westchnęłam zażenowana swoją głupotą. Dobrze, że niczego mi nie wyrzucał.

No, wreszcie” - westchnął w duchu Edward. - „A już myślałem, że Carlisle kłamał z tym wzrostem IQ po przemianie.”

Ego: +1

I nie dręczy cię to? Nie postrzegasz tego jako problemu?
Mam dwie teorie, jedną nieco bardziej prawdopodobną od drugiej.
To pierwszą poproszę tę mniej prawdopodobną.
ż, jest twoją córką. Genetycznie jest w połowie tobą. Kiedyś dokuczałem ci, że nadajesz myśli na innej częstotliwości niż reszta ludzi. Może ona nadaje na tej samej.

Nie za bardzo w to wierzyłam.
Przecież w jej myślach potrafisz czytać. Wszyscy zresztą to potrafią. A co jeśli to Alec nadaje na innej częstotliwości? Co jeśli...

Przyłożył mi palec do ust.
Już to przeanalizowałem. I dlatego właśnie sądzę, że moja druga teoria jest bardziej sensowna.

Zacisnęłam zęby, szykując się na kolejną porcje argumentów.
Pamiętasz, co Carlisle powiedział mi zaraz po tym, jak mała pokazała ci swoje pierwsze wspomnienie?
Jasne, że pamiętałam.
Powiedział, że to poniekąd twoja umiejętność, ale odwrócona o sto osiemdziesiąt stopni.
Zgadza się. I dało mi to do myślenia. Może twój talent też odziedziczyła na odwrót.
Zastanowiłam się nad tym.
Ty wszystkich blokujesz... – zaczął.
... a jej nikt nie potrafi zablokować? – dokończyłam z wahaniem.
Taką mam teorię. Skoro potrafi wniknąć do twojej głowy, wątpię, żeby istniała na świecie taka tarcza, która byłaby w stanie ją zatrzymać. To powinno okazać się pomocne. Z tego, co widzieliśmy, wynikało, że jeśli już ktoś pozwala jej pokazać sobie jej wspomnienia, zostaje przeciągnięty na naszą stronę. A jeśli tylko Renesmee znajdzie się dostatecznie blisko Volturi, nie będą mogli się od jej wspomnień odgrodzić. Jeśli Aro zgodzi się, żeby wyjaśniła mu, kim jest...

...to wciąż nic wam to nie da, skoro nadrzędnym celem Volturi jest wykoszenie całej waszej familii, nawet za cenę utraty autorytetu – co sami przyznaliście kilka akapitów wyżej.

Autorko, ja cię proszę, błagam, na wszystko zaklinam – zdecyduj się wreszcie, czy Włosi to ponure szwarccharaktery rodem z disneyowskich bajek, czy skomplikowane moralnie postacie, bo póki co naprawdę nie wiem, o co tak naprawdę toczy się tu gra.

Głupota: +75

Cóż – powiedział Edward, masując moje spięte ramiona. – Przynajmniej Aro w żaden sposób nie może się ustrzec przed poznaniem prawdy.

Ale czy prawda wystarczy, by go powstrzymać? – mruknęłam.
Na to pytanie nie umiał już odpowiedzieć.

Ja, niestety, też nie wiem, co przyniesie wam przyszłość. Wiem natomiast, iż ostatnie rozdziały są niczym więcej jak tylko zapychaczami stron, które w żadnym wypadku nie budują koniecznego w tego rodzaju powieści poczucia zagrożenia. A to oznacza tylko jedno:

Nuda: +100


Czy moc małej Mary Sue wystarczy by nawrócić zatwardziałych uzurpatorów? Dowiemy się już wkrótce.
A na najbliższe dni życzymy wszystkim szczęśliwych i wesołych świąt oraz udanego Sylwestra.


DO SIEGO ROKU!




Statystyka:

Zła matka: 500
Głupota: 185
Nuda: 100
Tyran: 60
Kicz: 50

Zła córka: 10
Ego: 1


Maryboo