niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział XXXIX: I żyli długo i szczęśliwie

A jakżeby inaczej. Po tak zatytułowanym rozdziale możemy spodziewać się tylko jednego. Lukru. W ilościach hurtowych.

Culleny siedzą w salonie i rozprawiają o ostatnich wydarzeniach.
– Więc różne czynniki złożyły się pod koniec na nasze zwycięstwo, ale tak naprawdę wszystko sprowadzało się do... Belli – tłumaczył Edward.

(+1000 Mary Sue)

Okazuje się, że po odejściu Volturi moi ulubieńcy, czyli Stefcio i Władek szybko się zmywają, rozczarowani, że nie doszło do bitwy. Trudno się z nimi nie zgodzić. Benjamin i Tia również się ulatniają, a po nich Peter i Charlotte, Amazonki i Irlandczycy.
– Dobra robota, Siobhan – skomplementował ją Carlisle, kiedy się żegnaliśmy.
– Ach, ta moc pobożnych życzeń – skwitowała z sarkazmem, wywracając oczami. Ale potem nagle spoważniała. – Rzecz jasna, to jeszcze nie koniec. Volturi nie przebaczą wam tak łatwo tego, co się tu wydarzyło.
Odpowiedział jej Edward.
– Byli wstrząśnięci, ich pewność siebie legła w gruzach. Ale masz rację, nie da się ukryć, że prędzej czy później dojdą po tym do siebie. A wtedy... – Zacisnął usta. – Podejrzewam, że spróbują zaskoczyć każdego z nas z osobna.
– Alice ostrzeże nas, jeśli coś postanowią – oświadczyła Siobhan pewnie – i znowu się zbierzemy. Być może nadejdzie czas, że nasz świat będzie gotowy uwolnić się od Volturi raz na zawsze.

Nawet mnie, kurnać, nie straszcie, że mogą powstać jakieś nowe części, pt. „W samo południe: Zemsta Arusia”.  Sam pomysł dobry, ale wykonanie… w końcu mówimy o Stefie.

Denalczycy odchodzą jako ostatni, zabierając ze sobą Garretta jako  świeżo upieczonego trulawera Kate. Siostry maja zamiar pogrążyć się w angście po utracie Iriny. A jednak, bo już pod koniec wcześniejszego rozdziału wyglądało na to, że szybko o niej zapomniano.

Zostają tylko Huilen i Nahuel w celach poznawczych.
Carlisle siedział teraz pogrążony z Huilen w głębokiej rozmowie, podczas gdy Nahuel im się przysłuchiwał, a Edward wyjaśniał reszcie rodziny, co przegapili, nie wiedząc o moich nowych umiejętnościach.
– Alice dostarczyła Aro wymówki do tego, by mógł się wycofać. Gdyby nie to, że umierał ze strachu przed Bella, doprowadziłby chyba jednak swój diabelski plan do końca.
– Umierał ze strachu? – powtórzyłam ze sceptycyzmem. – Przede mną?

No ba, czemu nie? Wszak jesteś Mary Sue nad Mary Sue.

Okazuje się, że włoscy cyrkowcy nigdy wcześniej nie spotkali się z takim oporem, więc po prostu posrali się w gacie i stąd ta ich żałosna rejterada. 
– Trudno o pewność siebie, kiedy jest się otoczonym przez stado wilków wielkości koni – zadrwił Emmett, dając Jake’owi sójkę w bok.
Jacob wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
– Przede wszystkim, gdyby nie wilki, toby się w ogóle nie zatrzymali – podkreśliłam.

No coś ty, nie gadaj. Chyba pierwszy raz w życiu sparklepiry traktują wolfy poważnie. Niesamowite.
– Co do tego, nie ma wątpliwości – przyznał Edward. – To kolejna rzecz, z którą nigdy wcześniej się nie zetknęli. Prawdziwe Dzieci Księżyca bardzo rzadko tworzą sfory i nigdy tak do końca się nie kontrolują. Szesnaście basiorów wmaszerowujących na polanę w szyku bojowym – na taką niespodziankę Volturi nie byli przygotowani. Kajusz strasznie się zresztą boi wilkołaków. Kilka tysięcy lat temu nieomal przegrał z nimi bitwę i do dzisiaj nie może się z tego otrząsnąć.
– Więc istnieje jednak coś takiego jak prawdziwe wilkołaki? – spytałam. – Te od pełni księżyca i srebrnych naboi?
Jacob prychnął.
– Prawdziwe. To co ja jestem, wymyślony?

Niestety tak. I to przez bardzo kiepską ałtorkę. Strasznie mi przykro.
 – To z pełnią to prawda – zdradził Edward. – Ale srebrne naboje to tylko kolejny z tych mitów, którymi ludzkość usiłowała dodać sobie animuszu. Niewiele ich chodzi jeszcze po ziemi. Kajusz tak zaciekle zwalczał je przy pomocy swoich sług, że prawie wyginęły.
– I nigdy mi o nich nie wspominałeś, bo...
– .. . bo jakoś nigdy nie było okazji.

Fuck you, Smeyer, fuck you! (+5000 lenistwo)

Czas na wyjaśnienia Ali.
– Jak mogłaś mi to zrobić?
– To było konieczne.
– Konieczne! – wybuchnęłam. – Przez ciebie uwierzyłam, że wszyscy mamy zginąć! Przez te kilka tygodni byłam na skraju wytrzymałości psychicznej!
– Mogło się to skończyć i w ten sposób – zauważyła ze spokojem – więc lepiej było tak to załatwić, żebyś zawczasu odesłała Nessie.
Odruchowo przytuliłam małą mocniej do siebie – spała mi na kolanach.
– Ale wiedziałaś, że to nie jedyna możliwość – zarzuciłam Alice. – Wiedziałaś, że jest nadzieja. Nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby po prostu mnie we wszystko wtajemniczyć? Wiem, że Edward musiał myśleć, że nie mamy szans ze względu na Aro, ale mi mogłaś przecież powiedzieć prawdę.
Zamyślała się na moment.
– Nie sądzę – stwierdziła. – Nie jesteś aż taką dobrą aktorką.

- Oraz nie używasz mózgu zbyt często, więc wpadłam na ten debilnie skomplikowany pomysł z zabawą w podchody. Makes perfect sense. 
- Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak trudno mi było wcielić ten plan w życie? Nie miałam nawet pewności, że ktoś taki jak Nahuel istnieje. Wiedziałam tylko tyle, że mam rozglądać się za czymś, czego nie widziałam! Wyobraź sobie, że szukasz czegoś takiego – to nie takie łatwe. Do tego, jakbyśmy się nie dość spieszyli, mieliśmy jeszcze za zadanie wysłać do was kluczowych świadków. A ja musiałam mieć oczy non stop szeroko otwarte na wypadek, gdybyś postanowiła przekazać mi jakieś nowe polecenia. Będziesz mi musiała kiedyś wytłumaczyć, co takiego jest w tym Rio. A na samym początku musiałam oczywiście postarać się dowiedzieć o każdym fortelu, do jakiego mogli uciec się Volturi, i zostawić wam dość wskazówek, żebyście byli przygotowani na każdą okoliczność, a miałam tylko kilka godzin na odtworzenie wszystkich opcji. No i przede wszystkim musiałam was przekonać, że naprawdę z wyrachowaniem was porzucam, bo Aro musiał być pewny, że nie kryjecie już żadnego asa w rękawie. Inaczej, Aro nie wziąłby moich wymówek za dobrą monetę. A jeśli myślicie, że nie miałam wyrzutów sumienia...

Wow, jesteś taka dzielna, ja pierniczę. Stefciu, nie bierz się za intrygi, bo ci nie wychodzą.
– Też za tobą tęskniłam, Bello. Więc przebacz mi i spróbuj czerpać satysfakcję z faktu, że to ty jesteś bohaterką dnia.
Teraz już wszyscy wybuchnęli śmiechem. Zawstydzona, ukryłam twarz we włosach Nessie. Edward zabrał się z powrotem do analizowania każdej zmiany w stosowanej strategii i układzie sił, jakich byliśmy tego dnia świadkami na polanie, i ogłosił z przekonaniem, że to moja tarcza i nic innego sprawiła, iż Volturi wycofali się z podkulonymi ogonami. Czułam się nieswojo, widząc, w jaki sposób inni na mnie patrzą. Nawet Edward. Jakbym urosła w ich oczach o trzydzieści metrów. Starałam się ignorować ich pełne podziwu spojrzenia, skupiając się głównie na twarzyczce śpiącej Nessie i Jacobie, który jako jedyny odnosił się do mnie tak samo, jak zwykle.

I jeszcze jeden, i jeszcze raz. (+1000 Mary Sue) Mamy jeszcze kilka stron, Stefa, wspomnij jeszcze parę razy wstrząsającą zajebistość Belki, bo mi jeszcze trochę punktów zostało do rozdania.
Spojrzenie, które najtrudniej przychodziło mi tolerować, stanowiło również dla mnie największą zagadkę. Rozumiałabym, gdyby pół człowiek pół wampir Nahuel miał już o mnie wyrobione zdanie i mój wyczyn był dla niego szokiem. Ale przecież mnie nie znał. Mogło mu się zdawać, że dzień w dzień odpieram swoją tarczą ataki groźnych wampirów i w tym, czego dokonałam na polanie, nie było w gruncie rzeczy nic szczególnego. A mimo to nie odrywał ode mnie oczu. A może od Nessie, ale to też mi się nie podobało. Musiał sobie uzmysławiać, że mała była jedyną przedstawicielką jego gatunku i zrazem płci przeciwnej, z którą nie łączyły go więzy pokrewieństwa. Do Jacoba, jak przypuszczałam, jeszcze to nie dotarło i miałam nadzieję, że jeszcze długo nie dotrze.

Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że… Borze zielony, następny w kolejce do zerżnięcia tego dziecka? A myślałam, że już gorzej być nie może. Cóż za naiwność.

Belka jest wyczerpana psychicznie i chce mieć wreszcie trochę spokoju, więc proponuje, żeby razem z Edziem położyli Nabuchodonozora spać w jej własnym łóżeczku.

Nasze gołąbeczki wracają do swojego domu.
– Muszę przyznać, że Jacob mi dzisiaj zaimponował – odezwał się.
– Tak, te wszystkie wilki to było coś.
– Nie o to mi chodzi. Ani razu nie pomyślał dzisiaj o tym, że według Nahuela, Nessie już za sześć i pół roku będzie młodą kobietą.
Zastanawiałam się nad tym przez moment.
– Nie patrzy na nią w ten sposób. Wcale mu nie zależy, żeby szybko dojrzała. Chce tylko, żeby była szczęśliwa.
– Wiem. I tak, jak powiedziałem, to mi imponuje. Wiem, że nie powinienem tego mówić, ale mogła gorzej trafić.

No co za hiroł z tego Dżejka, jakże się stara nie być pedowolfem, normalnie order mu dać, pomniki stawiać. I oni mogą tak spokojnie o tym rozmawiać? Jeżu, niech to się wreszcie skończy!
– O tym to ja zacznę myśleć za te sześć i pół roku.
Edward zaśmiał się, a potem westchnął.
– Wygląda na to, że jak dojdzie co do czego, biedak będzie miał konkurencję.
Bruzdy na moim czole się pogłębiły.
– Zauważyłam. Jestem wdzięczna Nahuelowi za to, co dla nas zrobił, ale to całe gapienie się mógłby sobie darować. Mam gdzieś, że jest jedyną półwampirzycą, z którą nie jest spokrewniony.
– Och, on wcale nie gapił się na nią – tylko na ciebie. Tak też mi się wydawało... ale to nie miało sensu.
– Po co miałby mi się przyglądać?
– Bo żyjesz – odparł cicho.
– Nic nie rozumiem.
– Całe swoje życie – wyjaśnił – a jest pięćdziesiąt lat starszy ode mnie...
– Niedołężny staruch – wtrąciłam.
Puścił tę uwagę mimo uszu.
– Zawsze uważał siebie za coś w rodzaju wcielenia zła, za mordercę z natury. Jego siostry także zabiły swoje matki, ale wcale się tym nie przejmowały – Joham wychował je w przekonaniu, że ludzie to zwierzęta, a one same to boginie. Ale Nahuelem opiekowała się Huilen, a Huilen kochała swoją siostrę bardziej niż kogokolwiek na świecie. To go ukształtowało. Poniekąd, szczerze siebie nienawidził.
– To okropne – szepnęłam.
– Ale potem zobaczył naszą trójkę – i uświadomił sobie, że bycie w połowie nieśmiertelnym wcale nie oznacza, że jest się automatycznie potworem. Patrzy na mnie i widzi... że mógł mieć takiego ojca.

Och, Edziu, rzeczywiście wspaniały z ciebie ojciec. Przypomnieć ci może twoje początki w tej roli?
– Nie zaprzeczę – zgodziłam się. – Jesteś ideałem pod każdym względem.

(+100 kicz)
– Patrzy na ciebie i widzi, jakie życie mogła wieść jego matka.
– Biedny Nahuel – mruknęłam, a potem westchnęłam, bo wiedziałam już, że nie będę w stanie myśleć o nim źle, niezależnie od tego, jak bardzo będzie mnie krępował, świdrując mnie wzrokiem.
– Nie musisz go żałować. Jest teraz szczęśliwy. Dzisiaj zaczął wreszcie sobie przebaczać.

I to dzięki Cullenom. Jakie to pienkne.
Podniósł mnie tym na duchu. Pomyślałam, że mimo wszystko mieliśmy za sobą dzień wypełniony szczęśliwymi zdarzeniami. Chociaż tragiczna śmierć Iriny rzucała na niego cień, nie dało się zaprzeczyć, że nad innymi uczuciami górowała radość.


No w sumie racja, nas Irina też nic nie obchodzi, więc wszystko w porzo. (+10 bitch)

 Nazajutrz zamierzałam odwiedzić ojca, który widząc, że strach w moich oczach zastąpiła wesołość, sam też miał odzyskać spokój. Nagle dotarło do mnie, że nie zastanę go w domu samego. Przez ostatnie tygodnie byłam zbyt zajęta, żeby to dostrzec, ale teraz nie miałam wątpliwości, że Sue i Charlie są parą. Poczułam się tak, jakbym właściwie od zawsze wiedziała, że tak to się skończy – że matka wilkołaków zwiąże się z ojcem wampirzycy.

Przepraszam, a skąd żeś wzięła taki pomysł? Z dupy?

Trulawerzy docierają do domku, kładą małego potworka spać i udają się do sypialni, żeby się grzmocić całą noc. Jednak Belka odwleka orgię jeszcze na chwilę, bo chce coś wypróbować.

Panie, panowie, nadeszła ta scena. Zróbcie sobie mocną, gorzką kawę, żeby was nie zemdliło od tej słodyczy. Belka chce na chwilę zdjąć z siebie tarczę, żeby pokazać McSparkle’owi swój umysł.

– Bello! – wyszeptał zszokowany Edward.
Dał mi tym samym znać, że moja sztuczka działa, więc skoncentrowałam się jeszcze bardziej, przywołując wspomnienia specjalnie wybrane na tę okazję. Pozwoliłam im zalać swój umysł, mając nadzieję, że zalewają jednocześnie umysł Edwarda. Niektóre z nich nie były zbyt wyraźne – pochodziły z czasów, kiedy byłam jeszcze człowiekiem, zarejestrowałam je więc nędznymi ludzkimi zmysłami: pierwszy raz, kiedy zobaczyłam jego twarz... to, jak się czułam, kiedy trzymał mnie w ramionach na łące... jego głos dochodzący do mnie z mroku po tym, jak zaatakował mnie James... jego twarz, kiedy czekał na mnie pod girlandami kwiatów, żeby pojąć mnie za żonę... każda droga mojemu sercu chwila z naszego pobytu na wyspie... jego chłodne dłonie dotykające przez skórę mojego brzucha naszego dziecka...
A potem przyszła kolej na wspomnienia wyraziste, na sceny i obrazy zapamiętane w najdrobniejszych szczegółach: jego twarz, kiedy zbudziłam się do nowego życia o świcie niekończącego się dnia swojej nieśmiertelności... tamten pierwszy pocałunek... tamta pierwsza noc...

(+1000 kicz)
Jego wargi naparły znienacka na moje, gwałtownie mnie rozpraszając. Z cichym jękiem straciłam panowanie nad odpychanym poza siebie ciężarem. Wrócił błyskawicznie na swoje stare miejsce, na powrót przesłaniając moje myśli.
– Ech – westchnęłam. – A już mi się udawało!
– Słyszałem cię – wykrztusił. – Ale jakim cudem? Jak to zrobiłaś?
– To pomysł Zafriny. Ćwiczyłam to z nią parę razy.
Był oszołomiony. Zamrugał dwukrotnie i pokręcił głową.
– Teraz już wiesz – powiedziałam ze swobodą, wzruszając ramionami. – Nikt nigdy nie kochał nikogo tak bardzo, jak ja kocham ciebie.
– Masz prawie rację. – Uśmiechnął się, nadal powoli dochodząc do siebie. – Wiem tylko o jednym wyjątku.

(+1000 kicz)

Belka próbuje jeszcze raz, ale Edek znów ją rozprasza.
– Mamy masę czasu, żeby nad tym popracować – przypomniałam mu.
– Całą wieczność – mruknął.
– Hm, to mi pasuje.
A potem zajęliśmy się już rozkosznym przeżywaniem tego drobnego, acz idealnego fragmentu naszej wspólnej wieczności.

„Fragmentu naszej wspólnej wieczności”, ja pierdzielę. To się nazywa kiczowate zakończenie kiczowatej serii. Pasuje jak ulał. (+3000 kicz)

I to już, proszę państwa, wszystko. Koniec tej potwornej serii, chwała Wielkiemu Cthulhu. No more! A przynajmniej mam taka szczerą nadzieję, że Stefa nie postanowi nigdy już napisać żadnego „dzieła”, a już szczególnie z serii Zmierzch.

Jako że filmy również zostały już nakręcone, można przyjąć, że Twilight is dead. Zdechł i został pogrzebany. Patrząc chociażby na polskie forum Tłajlajta, na którym pisałyśmy z Maryboo nasze pierwsze dwie analizy, łatwo zauważyć, że to koniec. Forum już od jakiegoś czasu ledwo zipie. Za kilka miesięcy, a na pewno za kilka lat, o ile Smeyer nie zechce ożywić tego trupa, Zmierzch zostanie zapomniany. I dobrze.

Czas na wielkie podsumowanie Przed Świtem w liczbach. Oto końcowa punktacja za wszystkie 3 księgi.

Głupota: 27941
Tyran: 3139
Angst: 1824
Bitch: 6353
Ego: 177
Zła córka: 146
Nuda: 1729
Zbędność: 19
Zły ojciec: 305
Zła matka: 600
Kicz: 8510
Mary Sue: 9224
Lenistwo: 22740

Wow, robi wrażenie.

Dziękujemy Wam bardzo za odwiedziny i komentarze, które zawsze motywują do pracy. Kończymy naszą działalność na tym blogu.

...
...
...

Co nie znaczy, że znikamy. A gdzie tam. Nie zostawiłybyśmy Was bez analizy pierwszego tomu.  Czas więc przenieść się w czasie do początku tego badziewia. Wskakujcie do TARDIS, Doktor już czeka. Ruszamy na nowym blogu. Za tydzień analiza pierwszego rozdziału.

"Brzask", czyli Zmierzch oczami anty

Do zobaczenia

Beige