czwartek, 10 maja 2012

Prolog, czyli zaczynamy zabawę



Ahoj, załogo! Bierzemy wiatr w żagle i śmiało wyruszamy na podbój kolejnej wyspy na Oceanie Brokatowym - „Przed Świtem”.

Boru szumiący i syczący w nim jeżu, to będzie ciężki rejs.


Pierwsze, co uderza nas po otwarciu książki, to fakt, że autorka zastosowała tu swoistą innowację – PŚ podzielone jest na trzy księgi, zatytułowane odpowiednio „Bella”, „Jacob” i...znów „Bella”. Nad bezsensem takiego rozwiązania skupię się za chwilę.

Meyer bardzo dba o zdrowie swoich czytelników, więc aby nie fundować im niepotrzebnych skoków ciśnienia, nie wprowadza żadnych innych architektonicznych zmian – prolog tradycyjnie dzieli się na cytat Jakiegoś Znanego Pisarza, Do Którego Pozycji W Świecie Literackim Aspiruje Stefa, i wynurzenia Belli.

Tym razem padło na Ednę St. Vincent Millay, amerykańską poetkę i dramaturga, która...hehe...jako pierwsza kobieta zdobyła nagrodę Pulitzera w kategorii poezja. Widzę, że moja ulubiona twórczyni wciąż nie porzuciła nadziei, że jury Uniwersytetu Columbia zapuka do jej drzwi. Co jednak przedstawia sam cytat?

Okres dzieciństwa nie trwa od momentu narodzin do chwili osiągnięcia pewnego wieku. Nie jest tak, że dziecko dorasta i odkłada na bok swoje dziecięce sprawy. Dzieciństwo to królestwo, w którym nikt nie umiera.

Nie mam pojęcia, czy dzieło pani Millay, z którego pochodzi ów cytat, zostało oficjalnie zinterpretowane. Nie mam nawet zamiaru sprawdzać. Zaufam swojej własnej intuicji, która mówi mi, że główna myśl utworu to przekonanie, iż nasze dzieciństwo trwa tak długo, jak długo żyje w nas prawdziwa, czysta radość. Jesteśmy dziećmi, dopóki posiadamy pewną właściwą temu okresowi wrażliwość i ufność.

A teraz pytanie – jak to się ma do księgi pierwszej „Przed Świtem”?

O ile byłabym w stanie na upartego odnaleźć jakiś związek między w/w fragmentem a akcją, która rozpoczyna się wraz z działem „Jacob”, o tyle kompletnie nie jestem w stanie wymyślić JAKIEGOKOLWIEK powiązania z tym, co czeka nas przez najbliższe sto dwadzieścia parę stron. Belka nie żegna się tu z dzieciństwem (biorąc pod uwagę, że Meyer nieustannie przedstawia ją jako wzór domniemanej dorosłości, a jej rodziców jako parę naiwnych idiotów, ciężko mówić o dojrzewaniu), nie spotyka ją nic złego – wręcz przeciwnie. Zaprawdę, powiadam wam: jeśli nie jesteście odporni na lukier, zaparzcie sobie zawczasu mnóstwo mięty, bo księga I to modelowy przykład „jak mała Stefcia wyobraża sobie związek z bajki”.
O co więc chodzi, u diabła?



Przejdźmy teraz do części właściwej, czyli prologu. Zgadnijcie, o czym traktuje?

Tak. Ktoś czyha na życie Belci. Czwarty raz z rzędu.

To się naprawdę staje nudne. Dlaczego żaden edytor nie wyjaśnił Meyerowej, że ten patent przestał działać już w Nju Munie? Wiemy, że panna Swan wyjdzie ze wszystkiego cało, ponieważ jest avatarem swej twórczyni, zawierającym w sobie wszystkie jej niespełnione pragnienia. Nie zabija się własnych marzeń, prawda?
Tym razem dochodzi do tego coś jeszcze. Biorąc pod uwagę, że to już ostatni tom, czytelnik może mieć nadzieję – jakkolwiek marna by ona nie była – że happy endu jednak nie będzie. To już koniec serii, a te bywają zaskakujące i nieprzewidywalne. Stephenie jednak osobiście udusiła iskierkę napięcia...nadając ostatniej księdze nazwę „Bella”.

Stefciu, jeżeli chcesz, aby czytelnik przejmował się losem protagonistki podczas zaznajamiania się z prologiem (nie, żeby mi się to kiedykolwiek przydarzyło), nie wymachuj mu jednocześnie przed oczami tabliczką z napisem: „”Żartowałam! Oczywiście, że nic się jej nie stanie! Będzie narratorem już za kilkaset następnych stron!”. Zwłaszcza, że po raz pierwszy od „Księżyca...” ten patent miał jakąkolwiek rację bytu.

Meyer z całą pewnością ma przyczepione na tablicy nad biurkiem wszystkie prawa Murphy'ego.

Głupota: + 1

Jak już wspomniałam, w prologu nr 4 znów ktoś chce wszamać Belkę. Tym razem jednak pojawia się pewien problem natury moralnej, bowiem Bella darzy szamacza głębokim i szczerym uczuciem; w miłości i oddaniu swym jest nawet gotowa osobiście usadzić się na srebrnej tacy z jabłkiem w ryjku, jeśli tylko zadowoli to drapieżnika.

Dobra, przyznać się – ilu z Was pomyślało o McSparkle'u?

Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym przy okazji nie pochyliła się nad kilkoma smakowitymi cytatami:

Do tej pory wszystko było proste. Bałam się, to próbowałam uciec. Nienawidziłam, to próbowałam walczyć.

...Że co proszę?

Bello, wskaż mi jeden, jedyny moment w tej serii, gdzie WALCZYŁAŚ o cokolwiek. Ty potrafisz jedynie chować się za plecami swych SparkleGuardów i jęczeć lubemu o tym, jak bardzo chcesz być równie piękna i bogata jak on (czytaj: stać się wąpierzem). Konkurenci do twej alkowy traktują cię jak obiekt, na który można nasikać nachuchać, aby pokazać, kto jest jego właścicielem; Wardo wyjmuje ci silnik z auta, abyś nie mogła odwiedzić przyjaciela; niemal każdy z Cullenów, z Alice na czele, robi z tobą co im się żywnie podoba, nie zwracając uwagi na twoje życzenia i sprzeciwy – a ty mi mówisz o walce?

Bitch, please.

Jak mogłam uciec, jak mogłam walczyć, skoro zadałabym wtedy ukochanej osobie ból? Skoro nie chciała ode mnie nic innego prócz mojego życia, jak mogłam jej go nie ofiarować?
Przecież tak bardzo kochałam...

Jak zapewne większość z nas wie, cytat ten dotyczy (i znów – po gwizdek w tej części?!) pewnej bardzo skomplikowanej i delikatnej sytuacji, którą trudno jednoznacznie ocenić. W tym miejscu historii czytelnik nie ma jednak pojęcia, co go czeka za kilka rozdziałów.

A to sprawia, że powyższy fragment brzmi dosyć patologicznie. Nie, żeby w uniwersum Meyer była to jakakolwiek nowość.



Kim jest tajemniczy szamacz? Jaka decyzję podejmie Bella? Dlaczego ten prolog jest kompletnie niezwiązany z następującymi po nim rozdziałami?

Odpowiedź na te i inne pytania już wkrótce w naszych analizach. Bądźcie zwarci i gotowi.



Statystyka:

Głupota: 1

6 komentarzy:

  1. Tu Olka z teesa. Jeju, myślałam że nie doczekam tego dnia, moje marzenie się spełniło! Uwielbiam Was :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, mroczni! Na razie mało pojechałyście, więc nie wiem co napisać... ale koniecznie chcę Was jakoś wesprzeć, a wiadomo, że komcie karmią wena. xD Poza tym w ramach wsparcia dla Waszej misji wrzuciłam link do Was na swojego bloga.
    Czekam z niecierpliwością! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę czekać. Kill'em all!

    Hasz

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to dobrze, że "Kristen cheated on Rob" ;P Dzięki temu tu trafiłam i mam zamiar czytać i czytać, choć noc już ciemna :D

    OdpowiedzUsuń
  5. mam pytanie do autorów, czy wiecie może z jakiego utworu Millay pochodzi cytat wykorzystany przez Meyer?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jakby ktoś tu kiedyś jeszcze zajrzał. Cytat pochodzi z wiersza "Childhood is the kingdom where nobody dies". Na moje oko wcale nie chodzi o to, co nam się wydaje po zacytowanym fragmencie, bo kolejne zdanie po tym, na którym kończy się cytat, to: "A przynajmniej nikt ważny [nie umiera]". Ogólnie chodzi o to, że jesteśmy dziećmi dopóki nie doświadczymy śmierci kogoś bliskiego

      Usuń