niedziela, 2 września 2012

Rozdział XVIII: Tego się nie da opisać

Tak, moi drodzy, wreszcie nadszedł TEN moment. Po siedemnastu przepełnionych angstem, śmiertelnie nudnych rozdziałach otrzymujemy osiemnasty - przepełniony angstem w nie mniejszym stopniu, ale za to daleko bardziej frapujący.

Lojalnie ostrzegam: jeżeli niedawno coś jedliście, poczekajcie z czytaniem mojej analizy jakąś godzinkę. Meyer zdradza bowiem w tym odcinku niezwykły jak na nią pociąg do naturalistycznych, jeżeli wręcz nie turpistycznych, opisów. A ponieważ nie mam serca odbierać Wam przyjemności zapoznania się z (nomen omen) najsmaczniejszymi kąskami, cytowane kawałki mogą zniesmaczyć co wrażliwszych.

Włączcie sobie więc motyw przewodni z „Na dobre i na złe” i zaczynamy!

Zakrwawione ciało Belli zaczęły przechodzić rytmiczne dreszcze, jakby poddawano ją elektrowstrząsom. Mogło się zdawać, że próbuje się wyrwać z objęć Rosalie, ale twarz miała pustą, nieprzytomną – poruszała się tylko dlatego, że miotało się to coś kryjące się w brzuchu. Każdemu drgnięciu towarzyszyły chrupnięcia i trzaski.

Nie, nie czepiam się tego fragmentu, będącego notabene rozpoczęciem rozdziału – wybrałam go tylko dlatego, aby dać Wam pełen obraz tego, co nas dziś czeka. I pomyśleć, że dany akapit wyszedł spod palców kobiety, która do tej pory wszelkie konflikty siłowe serii rozwiązywała poza sceną.

Rosalie i Edward przenoszą rodzącą do pokoju, który

przypominał oddział urazowy założony w bibliotece.

Nie ma to jak sterylne warunki, prawda?

Rozalka przykazuje wprawdzie Alice, by zadzwoniła do Carlisle'a – cóż, lepiej późno, niż wcale – ale by nie marnować czasu, postanawia, że wraz z McSparklem odbiorą poród o własnych siłach.
Innymi słowy, „najbardziej niezwykłe dziecko w historii”, będące pod opieką „wykwalifikowanych opiekunów”, przyjdzie na świat w asyście dwóch lekarzy z dyplomami przedawnionymi o pół wieku oraz licealisty.

Szykuje się niezły bal.

[Bella]Leżała tam, gdzie wszystkie lampy były wycelowane – na samym środku, na stole operacyjnym – i rzucała się niczym ryba na piasku. Rosalie przytrzymywała ją w miejscu, zrywając z niej ubranie, a Edward wkłuwał się strzykawką w jej rękę.
Ile razy wyobrażałem ją sobie nago? Teraz nie mogłem na nią patrzeć. Nie chciałem, żeby te obrazy krążyły później po mojej głowie.

Kobieta, którą od dawna ubóstwiasz, wykrwawia się na stole operacyjnym? Wyraź rozczarowanie, że w chwili wydawania na świat morderczej hybrydy prezentuje się nieestetycznie.

Bitch: + 50

Edward, co się dzieje?
Dziecko ma kłopoty z oddychaniem!
Musiało się odkleić łożysko!

Nie, nie wycięłam tu żadnego fragmentu – Wardo ani chybi jest prorokiem skoro wie od odklejeniu, mimo, iż nie słyszymy o żadnych objawach towarzyszących temu procesowi a on sam zajęty jest ładowaniem do organizmu Belli morfiny. No, chyba, że Nabuchodonozor poskarżył się tatusiowi, bo jakoś tak duszno mu się zrobiło...

Głupota: +5

Belka wpada w panikę i każe Edwardowi natychmiast wyciągnąć ich latorośl; ten jest jednak nieskory do podejmowania jakiejkolwiek akcji, póki środek przeciwbólowy nie zacznie działać. Do pokoju wbiega Alice, nakłada Rose słuchawkę z bluetoothem i szybko zmyka ze sceny.
Ponieważ skóra Belci

wydawała się być bardziej fioletowa i czarna niż biała. Tuż pod naskórkiem olbrzymiego rozedrganego brzucha rozszerzała się szkarłatna plama

blondynka uznaje, iż nie ma czasu na czekanie i postanawia kroić szwagierkę na żywca.

Zbliżyła ostrze do brzucha Belli i z miejsca, w którym go nacięła, wypłynęła obficie czerwień. Wyglądało to tak, jakby ktoś wywrócił wiadro albo odkręcił do końca kran.
(…)
I wtedy Rosalie straciła nad sobą kontrolę. Zobaczyłem, jak rysy jej twarzy tężeją, jak odsłania zęby, jak w jej czarnych oczach pojawia się głód.

O, Stefcia przypomniała sobie, że Uczynne Wróżki miały być w założeniu wampirami! Jak miło. Jako że Edzio zajęty jest trzymaniem głowy swojej połowicy (coby się biedaczka nie zakrztusiła nową falą krwi), do akcji wkracza Jacob i obezwładnia pannę Hale w iście dżentelmeńskim stylu:

Prawą dłoń przycisnąłem jej do twarzy, unieruchamiając żuchwę i zatykając nos, po czym odepchnąłem ją od siebie, by móc kopnąć ją w brzuch. Wrażenie było takie, jakbym walnął w beton, ale podziałało i z impetem zderzyła się z framugą drzwi. Deska złamała się pod jej ciężarem, a słuchawka rozpadła na kawałeczki. W tej samej chwili zjawiła się Alice i chwyciwszy Rosalie za szyję, zaczęła wyciągać ją na korytarz.
Musiałem oddać blondynie sprawiedliwość – ani trochę się nie broniła. Naprawdę chciała, żebyśmy ją obezwładnili. Pozwoliła pokornie, żebym potraktował ją jak worek treningowy, byle tylko ocalić Bellę. No, może nie Bellę, tylko to „coś” w niej, ale zawsze.

Ja rozumiem, że chłopina jest cały w nerwach, ale nie dało się po prostu wyprowadzić oszalałej wampirzycy z pomieszczenia – zwłaszcza że, jak twierdzi sam Jake Norris, wcale się nie stawiała? A jeśli już trzeba było zastosować siłę, to czy koniecznie musiało to być KOPNIĘCIE KOBIETY W BRZUCH? Black, masz jeszcze na wyposażeniu parę rąk; jeśli już nie możesz wynieść źródła zamieszania, to chociaż rzuć nim na pewną odległość – efekt taki sam, ale środek jakby mniej upokarzający i czyniący cię nieco mniejszym bucem.

Bitch: + 100

Alice, zabierz ją stąd! – rozkazał Edward. – Przypilnujcie ją z Jasperem! A ty, Jacob, zostań! Jesteś mi potrzebny!

...Że co? Jasper ciągle przebywa w tym domu? Ten sam Jasper, który w Nju Munie dostał kociokwiku po wyczuciu jednej kropelki krwi...teraz w żaden sposób nie reaguje na litry juchy wylewające się z Belki???

I gdzie, u diabła, jest Emmett? Ogląda ligowe rozgrywki baseballa na nowej plazmie? Można by pomyśleć, że jako najsilniejszy wąpierz w rodzinie to on nada się najlepiej do spacyfikowania Rozalii.

Głupota: +115

He he, jednak wykrakałam z tym składem personelu medycznego, minus jeden lekarz z wiedzą sprzed pięćdziesięciu lat:

Umiesz robić sztuczne oddychanie? – upewnił się Edward. Mówił ostrym tonem, jak żołnierz. Przyjrzałem mu się, ale nic nie wskazywało na to, żeby miał zareagować tak, jak Rosalie. Był maksymalnie skupiony na swoim zadaniu.
Umiem.
No to jazda! Zajmij się nią tutaj. Muszę wyjąć dziecko, zanim...

Meyer? Już po kilku pierwszych rozdziałach „Zmierzchu” każdy rozsądny czytelnik zrozumiał, że cały ten cyrk z fiołkową krwią Belli to pic na wodę i naszej heroinie nie grozi najmniejsze niebezpieczeństwo ze strony Edka...ale mimo to, mogłabyś zamieścić JAKIEKOLWIEK wytłumaczenie jego nadzwyczajnej odporności na swój „narkotyk”. I nie, Tęczowa Tarcza Miłości to nie wyjaśnienie.

A, i ja tam radziłabym raczej przewrócić Belkę na bok, skoro dławi się właśnie swoją krwią. Ale skoro się pan doktor upiera...

Głupota: +50
 
Przerwał mu straszliwy trzask dobywający się z wnętrza ciała Belli, głośniejszy niż wszystkie poprzednie i tak potworny, że zamarliśmy, czekając, aż Bella znowu zawyje z bólu.
Ale nic takiego się nie stało. Co gorsza, obie jej nogi, do tej pory zgięte w kolanach, rozjechały się na boki jak u porzuconej marionetki.
To kręgosłup – wymamrotał Edward.
Wyjmuj go, wyjmuj! – popędziłem go wściekły, rzucając mu skalpel. – Ona teraz nic już nie poczuje!

Ja tylko tak nieśmiało napomknę, że do tej pory nie pojawił się w tekście jakikolwiek dowód na to, że Belka jest nieprzytomna. Nie ma co, dziewczyna znosi te tortury z cierpliwością buddyjskiego mnicha.

Pochyliłem się nad jej ustami. To, czym się wcześniej krztusiła, już chyba z nich wypłynęło. Wdmuchałem jej do środka całe powietrze, jakie miałem w płucach. Wstrząsana drgawkami klatka piersiowa uniosła się posłusznie, więc gardła najwyraźniej nic już nie blokowało.

Amba fatima, było i ni ma.

Wargi Belli miały smak krwi.



Okazuje się, że serducho pani Cullen jest na granicy zatrzymania się na wieki wieków; nasz Indianin udowadnia więc, że nie obijał się na zajęciach z PO i sumiennie pompuje w nią powietrze metodą usta-usta. A co w tym czasie porabia Wardo? Oczywiście odbiera poród.
Zębami.

Następny odgłos zupełnie mnie zaskoczył. Aż przeszły mnie ciarki. Brzmiało to tak, jakby ktoś darł arkusze blachy. Wróciły wspomnienia sprzed kilku miesięcy, kiedy walcząc z nowo narodzonymi, Cullenowie rozrywali ich zębami na strzępy.
Zerknąłem na Edwarda. Twarz miał przyciśniętą do brzucha Belli. Jak miał przeciąć wampirzą skórę jeśli nie wampirzymi zębami?

Stefciu, wróć proszę do poprzedniego dilera. Z dwojga złego lepszy marmurowy Adonis niż cesarka kłami.

Zadrżałem, ale nie przestawałem wdmuchiwać w Bellę powietrza. Zakaszlała, zamrugała, łypnęła na mnie półprzytomnie.
Zostajesz ze mną! – krzyknąłem do niej. – Słyszysz? Nigdzie się nie wynosisz! Zostajesz tutaj, Bella! Dasz radę! Twoje serce musi bić!
Rozglądała się za kimś, może za mną, może za Edwardem, ale wzrok miała błędny i niczego nie widziała. Patrzyłem na nią i tak. Nie mogłem oderwać od niej oczu.

Idę wnieść skargę na mojego starego peowca z czasów licealnych. I pomyśleć, że przez całe dwa lata wmawiał mi, że sztuczne oddychanie przeprowadza się na osobnikach kategorii: „nieprzytomny, brak oddechu”. „Przed Świtem” to naprawdę cenna lektura – bawi i uczy jednocześnie!

Głupota: +50

Ustały targające nią dreszcze. Pewnie już to wyjął, pomyślałem.
I rzeczywiście tak było.
Renesmee – szepnął Edward.
Czyli Bella się myliła. Jednak nie nosiła w sobie chłopca, tak jak to sobie wyobrażała. Cóż, nie była to właściwie dla mnie jakaś wielka niespodzianka. Chyba nigdy w życiu nie udało jej się niczego przewidzieć.

Jacob wzbija się dziś na wyżyny taktu. Przypatrz się jeszcze jej włosom, może dojrzysz rozdwojone końcówki.

Bitch: +10

Oczywiście, mimo bycia jedną nogą w grobie Bella znajduje w sobie dość siły, by wziąć córkę na ręce.

Renes... mee... Jaka śliczna...

No ba. Nie daj bór, żeby naszej cukrowej parze urodził się jakiś zdeformowany potworek. Skoro dwa plusy nie tworzą minusa, to i duet chodzących ideałów nie może powołać na świat niczego odległego od kanonu piękna. To elementarne, drogi Watsonie.

Kicz: + 25

McSparkle odbiera żonie dziecię, a chwile później wycieńczone serduszko Belli wykonuje ostatnie, agonalne uderzenia. Oczywiście, prawdziwy murzyn jest wierny do samego końca; toteż Jacob, nie zważając na niesprzyjające okoliczności, ponownie bierze się do reanimacji.

Na co czekasz? – wychrypiałem do Edwarda, ciężko dysząc. I znowu na mostek. Raz. Dwa. Trzy. Cztery.
Weź ode mnie dziecko – zażądał.
Ach, wyrzuć je przez okno.

...Stefciu? Twój specyficzny humor nieco mnie przeraża.

Na szczęście, na salę wkracza w porę (już uspokojona) Rosalie, ratując Warda od konieczności...położenia maleństwa gdziekolwiek bądź w domu, co przy jego nadnaturalnej szybkości zajęłoby kilka sekund?

Głupota: +1

Nieważne. To, co się liczy, to fakt, że Edek położył już krzyżyk na małżonce-ludziu i ochoczo zabiera się za przekształcanie jej na swój obraz i podobieństwo:

Zabierz ręce, Jacob.
Nie odsunąłem ich od jej mostka, ale oderwałem wzrok od białek jej oczu. Edward trzymał w dłoni strzykawkę – całą srebrną, jak gdyby zrobioną z metalu.
A to co? – spytałem.
Odsunął mnie brutalnie jednym szybkim ruchem. Swoim ciosem złamał mi mały palec. Chrupnęła kostka. W tej samej sekundzie, wbił Belli igłę prosto w serce.
Mój jad – odpowiedział, dociskając tłok.
Jej serce przeszedł gwałtowny wstrząs, jak gdyby reanimowano je prądem.
- Pompuj dalej – rozkazał.

...Nie chcę wiedzieć, z której to części ciała Edward ów jad wydobył.

Można było pomyśleć, że obsypuje ją pocałunkami – musnął wargami jej szyję, nadgarstki, zgięcie łokci... Ale słyszałem, jak jego zęby raz za razem przecinają jej skórę, wstrzykując wampirzy jad w tylu miejscach, w ilu tylko się dało. Zauważyłem, jak po każdym ugryzieniu jego blady język przesuwa się wzdłuż krwawiącej ranki, ale zanim dostałem na ten widok mdłości czy ataku furii, uświadomiłem sobie, co Edward robi. Tam, gdzie rozprowadzał jad językiem po skórze, ta błyskawicznie się zasklepiała. Ani krew, ani trucizna nie mogły już wydostać się na zewnątrz.

Paczpani, taki jad to jednak fajna rzecz: i zapłodni, i upiększy, i jeszcze skórę poskleja...

Bo jak dla mnie Belli wcale tam nie było. Byliśmy tylko my dwaj.
Próbowaliśmy ożywić trupa.
Tyle tylko pozostało z dziewczyny, którą obaj kochaliśmy – te połamane, wykrwawione, sponiewierane zwłoki. Nie byliśmy w stanie tu już nic pomóc.
Wiedziałem, że już za późno. Wiedziałem, że Bella nie żyje. Wiedziałem to na pewno, bo nie czułem, żeby cokolwiek mnie przy niej jeszcze trzymało. Nie widziałem żadnego powodu, dla którego miałbym przy niej jeszcze być. Zresztą, jakiej „niej”, skoro Belli już nie było? Do jej pustego ciała nic mnie nie ciągnęło. Bezsensowna potrzeba przebywania jak najbliżej niej – znikła.

Pomińmy już ten jakże subtelny foreshadowing - SMeyer, czy ty czerpiesz jakąś perwersyjną uciechę z robienia z Blacka socjopatycznego dupka? Bo jakkolwiek biorę poprawkę na fakt, że obserwujemy tu zrozpaczonego chłopaka który wylewa z siebie ból i gorycz, to sposób w jaki Jake radzi sobie z emocjami jest cokolwiek...okrutny. „Cholera, tyle roboty na nic. I po co ten idiota biega wokół niej jak kot z pęcherzem? To teraz tylko worek kości, i to w dodatku szalenie nieatrakcyjny worek. Nic tu po mnie”.

Bitch: +50

Bella żyje – wycedził [Edward]. – Zobaczysz, dojdzie do siebie.

Edziu, z całym szacunkiem, ale zatrzymanie akcji serca to nie grypa. Nie mówiąc już o tym, że właśnie ją zwampirzasz, więc o „życiu” jako takim raczej nie ma już mowy.

Czyli stało się. To już było to. Wypłynąłem na ocean bólu. Woda w nim wrzała, a drugi brzeg znajdował się tak daleko, że nie mogłem uwierzyć w to, że istnieje, a co dopiero go dojrzeć.
Znowu poczułem się pusty – tym razem, bo straciłem w życiu cel.

Ciekawe, czy Edward ma na zbyciu żółtą kamizelkę...”

Angst: +100

Jacob opuszcza Komnatę Cierpienia i, powłócząc niebieskim frakiem, udaje się do salonu; zastaje tam Rosalie karmiącą Nabuchodonozora:

Wróciły siły, ale wraz z nimi także nienawiść i gorączka – ukrop, który obmywał mi mózg, ale niczego w nim nie wymazywał. Przeciwnie, zgromadzone w mojej głowie obrazy były dla niego paliwem i to paliwem, którego zapasy, choć podsycały ogień, bynajmniej się nie wyczerpywały. Poczułem, jak wstrząsają mną potężne, piekące dreszcze. Nareszcie nie musiałem robić nic, by je powstrzymać.
Rozanielona blondyna niczego nie zauważyła. Wiedziałem, że tak rozproszona, nie będzie dość szybka, żeby mnie powstrzymać.
Sam miał rację. To diabelskie nasienie nie powinno przyjść na świat. Było niebezpiecznym wybrykiem natury. Demonem bez duszy. Czymś, co nie miało prawa do życia. Czymś, co należało jak najprędzej zniszczyć.

Billy musi być dumny z syna. Kto z nas nie marzy o dziecku, które w wieku szesnastu lat planuje morderstwo z premedytacją na noworodku?

Takie było moje przeznaczenie. To ja miałem z nim skończyć – spełnić swój obowiązek i wyplenić zło.

Jacob, oddaj „Egzorcystę” z powrotem do wypożyczalni. Masz wyraźne problemy z odróżnianiem fikcji od rzeczywistości.

Ego: +10

Byłem do tego stopnia przepełniony nienawiścią, że wyobraziwszy to sobie, niemalże się uśmiechnąłem. Wieczność bez Belli. Bez potomka-zabójcy. I bez tylu członków rodziny, ilu tylko udałby mi się zabić.

...To się przestaje robić zabawne. Chłopcze, marsz do psychiatry, ale już.

Ponad ramieniem Rosalie ukazała się twarzyczka małego mordercy. Wzrok miał o wiele bardziej przytomny, niż zwykle u noworodka. Spojrzał na mnie oczami koloru mlecznej czekolady – w takim samym odcieniu brązu, co zgasłe oczy Belli.
Zamarłem. Dygotanie ustało jak ręką odjął. Zalała mnie fala ciepła, gorętsza niż wcześniej, ale teraz było to ciepło innego rodzaju. Nie paliło mnie żądzą mordu.
Zsyłało olśnienie.

3,2,1...

Kiedy zapatrzyłem się w porcelanową buźkę maleństwa, które w połowie było wampirem, a w połowie człowiekiem, wszystko, co miało dla mnie dotąd jakiekolwiek znaczenie, uleciało ze mnie – niczym pęk balonów uwolnionych serią cięć. Wszystkie więzi łączące mnie z moim dawnym życiem, wszystko to, co sprawiało, że byłem, kim byłem – miłość, jaką darzyłem martwą dziewczynę na piętrze, jaką darzyłem swojego ojca, jaką darzyłem swoich braci, lojalność wobec nowej sfory, nienawiść do wrogów, mój dom, moje imię, moje ja – w okamgnieniu odłączyło się ode mnie – ciach, ciach, ciach – i znikło w przestworzach.
Nie dryfowałem jednak. W miejscu trzymała mnie nowa więź – o stokroć silniejsza niż tamte razem wzięte.
Jedna więź, ale jakby ich milion. I nie sznurków od balonów, ale stalowych kabli. Milion stalowych kabli łączących mnie z jedną rzeczą – z centrum wszechświata. Rozumiałem to już – rozumiałem, gdzie ono leży. Nigdy wcześniej nie dostrzegałem tej symetrii w budowie kosmosu, ale nagle uznałem ją za oczywistość.
To nie ziemska grawitacja sprawiała teraz, że stałem tam, gdzie stałem, tylko nowo narodzona dziewczynka w ramionach blond wampirzycy.
Renesmee.


Na piętrze rozległ się nowy dźwięk. Jedyny dźwięk zdolny przebić się do mnie w tej wyjątkowej chwili.
Dziki, miarowy rytm, gorączkowe łomotanie...
Przeobrażające się serce.


Istnieje wiele wątków, które mogłabym w tym miejscu poruszyć.

Mogłyby to być rozważania na tematy moralne i etyczne – jak chorym trzeba być, aby uważać wpojenie się w istotę, którą przed chwilą miało zamiar się zabić, za romantyczne? Zwłaszcza, jeśli istota ta jest nowo narodzonym dzieckiem byłej ukochanej?

Niezłym pomysłem byłoby także zwrócenie uwagi na obrzydliwy mechanizm wpojenia, który każe wpojonemu zapomnieć o wszystkich, których do tej pory kochał na rzecz oddania się w całości swej wybrance.

Przypomniałabym Wam też cytat dotyczący wybierania obiektu wpojenia jako najlepszego do przekazania wilkołaczych genów i wypunktowała idiotyzm takiego założenia w przypadku związania się z hybrydą osobnego gatunku oraz biologicznego wroga.


Ale wiecie co? Nie zrobię tego. Jest taki piękny chiński cytat: „Jeden obraz wart jest tysiąca słów”. I kierując się zawartą w nim mądrością, miast tworzyć elaborat, podzielę się z Wami własnoręcznie wykonanym dziełem, które – jak sądzę – w pełni obrazuje wszystko, co mam do zarzucenia tej abominacji.




 
I tym oto akcentem zamykamy księgę drugą „Przed Świtem”. W kolejnej analizie powrócimy z powrotem do narracji z punktu widzenia – teraz już zwampirzonej – Belli.

Statystyka:

Głupota: 221
Bitch: 210
Angst: 100
Kicz: 25
Ego: 10


Łączna liczba punktów zdobyta przez księgę II - „Jacob”:

Głupota: 3907
Tyran: 2180
Bitch: 1655
Angst: 881
Zły ojciec: 175
Nuda: 131
Zła córka: 50
Kicz: 35
Mary Sue: 20
Ego: 15


Maryboo









17 komentarzy:

  1. Ahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha!!!

    Ja pierdykam, to pobiło absolutnie wszystko. Jest to bezsprzecznie najśmieszniejsza analiza jaką kiedykolwiek czytałam, całkiem na serio zakrztusiłam się jabłkiem i całkiem na serio zaczęłam się dusić. Nie wiem, to chyba Wasze komentarze w połączeniu ze śmiertelnie poważną Smejer tak na mnie działają. Odniesienia do Wertera są przepiękne. Jak dobrze, że mam daleko za sobą semestr na którym tłuczemy romantyzm, bo w chwili obecnej chyba zeszczałabym się ze śmiechu na środku sali wykładowej wspominając wasze komentarze.

    Cudne. Złe książki nie są takie złe, kiedy trafią do analizy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam wasze komentarze i niezawodne poczucie humoru! :D Dziewczyny, każda wasza analiza jest świetna.
    Ale odnoszę wrażenie, że oprócz wytykania prawdziwych błędów i głupoty w sadze, często po prostu się czepiacie.
    Pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To.Jest.Obrzydliwe.
    Rzeczywiście,czepiacie się takich pięknych, romantycznych scen.Wyżej:pochwała macierzyństwa ekstremalnego...

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  4. Muahahahahahaa!!! Ta analiza jest cudowna. Za to książka obrzydliwa. Interesujący może wydać się fakt, że czytając tą książkę przerzuciłam, nie czytając około... 100 stron.W tym opis porodu i wyprawę Jacoba w poszukiwaniu dziewczyny. I wiecie co? Miało to więcej sensu niż orginalnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale nic takiego się nie stało. Co gorsza, obie jej nogi, do tej pory zgięte w kolanach, rozjechały się na boki jak u porzuconej marionetki.
    – To kręgosłup – wymamrotał Edward.
    – Wyjmuj go, wyjmuj! – popędziłem go wściekły, rzucając mu skalpel. – Ona teraz nic już nie poczuje!

    W sensie, kręgosłup wyjmuj? Bo nic nie poczuje?

    Nie, to jest ponad moje siły XD Tutaj można wszystko zaprzeczyć i podważyć. WSZYSTKO, calutki rozdzialik.
    Brawo za odwagę, żeby to przeczytać :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. A jeśli chodzi o przekazywanie wilkołaczych genów... Skąd pewność, że Renesmee, która jest bądź co bądź w połowie wampirem, jest w ogóle płodna? Czysta głupota.
    Kocham wasze analizy i niecierpliwie czekam na koleny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, ze jest płodna inaczej w zdaniem Stefy nie przedstawiałaby sobą żadnej wartości a jest przecież córcią słodkiej Belci i cudownego Edzia! Mogłaby brać udział w konkursie rodzenia na czas i nikt nie gotuje tak jak ona!

      Usuń
  7. Czekałam na ten rozdział! Chyba nic konstruktywnego nie jestem w stanie powiedzieć, więc pozostaje mi tylko podziękować za tak świetną analizę w dniu początku roku szkolnego, wydarzeniu, było nie było, dość przygnębiającym.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie tam najbardziej zastanawia, co się stało Stefie, że nagle machnęła taki rozdział, kiedy wcześniej bała się samego słowa "seks". Uznała, że czas pokazać dojrzalszą stronę swojej literackiej natury czy coś równie głupiego?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ziutencja, nie wydaje mi się, żeby Stefa zastanawiała się nadmiernie nad jakąkolwiek stroną swojej literatury. W ogóle mam wrażenie, że cała saga jest uzewnętrznieniem pragnień autorki, a akcje wprowadza tam na zasadzie chybił-trafił, co mi się przypomni, to wrzucę. Może akurat tego dnia widziała bicie prosiaka, czy coś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam sądzę, że na początku to było ot takie tam pisanie dla frajdy, ale naprawdę nie mogę oprzeć się wrażeniu, że popularność sagi sprawiła, że Stefa zaczęła się uważać za Poważną Autorkę. I dlatego sięga po takie oto chwyty.

      Usuń
  10. Nigdy nie miałam okazji zapoznać się z książkowym "Przed świtem" (wymiękłam już na drugiej części sagi), wcześniej widziałam film, jednak i to nie przygotowało mnie na kompletny szok i zniesmaczenie. I nie chodzi mi tu o krwawe kawałki, osobiście czytałam rzeczy znacznie bardziej drastyczne. To wpojenie i cała jego filozofia. Jak chorym na umyśle trzeba być, aby uznać to za przejaw romantycznej miłości? Pomyśleć, że młodzież uczy się z tych książek jak powinny wyglądać relacje międzyludzkie. Okropność.
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część analizy.
    PS. Tylko 20 Mary Sue? Definitywnie za mało jak na prozę Stefci :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mary Sue dopiero się pojawia. W końcu marysuizm Belki całkowicie wymięka przy wszechzajebistym Nabuchodonozorze.

      Usuń
  11. E tam. O ile pamiętam zwampirzona Belka będzie tak super-duper-kaczykuper speszial, że nawet Nabuchodonozor wymięknie. Huhuuu, już się nie mogę doczekać następnej analizy XD

    OdpowiedzUsuń
  12. Dopiero znalazłam Waszego bloga i przeczytałam całego za jednym przysiądnięciem. To jest świetne! Czekam na kolejne części!

    OdpowiedzUsuń
  13. Cholera, az szkoda ze nie urodzil im sie chlopak bo 1. Jacob by go sobie nie wpoil (nie podejrzewam Stefy o napisanie mprega) i 2. Jesli by go sobie faktycznie wpoil (czemu nie, Stefa i tak chedozy zapisane przez siebie prawa) to chociaz lbylby dobry pairing na slash ;p

    OdpowiedzUsuń
  14. "Belka wpada w panikę i każe Edwardowi natychmiast wyciągnąć ich latorośl; ten jest jednak nieskory do podejmowania jakiejkolwiek akcji, póki środek przeciwbólowy nie zacznie działać. "

    Mam rozumieć, że to złamanie kręgosłupa, te "trzaski i chrupnięcia" Belka znosi na żywca? I jeszcze nie zemdlała/umarła z potwornego bólu? Japi***le. Opis sugeruje, że tenże ból to jest takie coś na poziomie "och, uderzyłam się w kolano". o_O

    "KOPNIĘCIE KOBIETY W BRZUCH"

    Oj no, nie lamentujcie tak. To twardy wampir, a nie zwykła babka. Sam Black mówi, że to jakby kopnął w beton. A podczas bitwy to wydaje wam się, że te kobiety-wampiry to się nie tłuką z przeciwnikami? Narzekacie na seksizm Meyer, a same robicie z kobiet słabeuszy.

    Wątki pedowolfowe są wyjątkowo obleśne. Trudno uwierzyć, że "ta książka tak na serio".


    OdpowiedzUsuń