sobota, 22 września 2012

Rozdział XXI: Pierwsze polowanie

Państwo Cullen lecą się nażreć.

Przez okno? – powtórzyłam, spoglądając w dół z wysokości pierwszego piętra.
Nigdy nie cierpiałam na lęk wysokości, ale widziałam teraz wszystko tak dokładnie, że perspektywa opuszczenia domu właśnie tą drogą nie za bardzo mi się uśmiechała. Krawędzie odłamków skał wystające z trawy wydały się ostrzejsze niż kiedykolwiek.

Jesteś wreszcie superhiperniezniszczalnym sparklepirem i boisz się jakichś skałek? Coś się, słonko, opierniczasz w swoich obowiązkach zajebistej Mary Sue.

Mamy przed sobą całą wieczność, a ty się przejmujesz, że stracimy trochę czasu, schodząc po schodach?
Spoważniał.
W salonie są Jacob i Renesmee.
Och.
Jasne. Teraz to ja byłam potworem. Musiałam trzymać się z daleka od zapachów, które mogłyby obudzić we mnie bestię. A zwłaszcza od ludzi, których kochałam. Nawet tych, których tak na dobrą sprawę jeszcze nie zdążyłam poznać.

Oj tam, oj tam. Jak znam Stefę, to Belcia tak świetnie będzie nad sobą panowała, że już całkiem niedługo zobaczy Nabuchodonozora.

Belka nie może się przemóc, żeby skoczyć, a jednocześnie obawia się, że jak tego nie zrobi, reszta familii będzie się z niej śmiać.

I jeszcze ten strój! Bo kiedy leżałam półprzytomna, Alice ubrała mnie w sukienkę. I to jaką sukienkę! Obcisłą, z lśniącego bladobłękitnego jedwabiu, która nie pasowała ani do skoków przez okno, ani do krwawych polowań. Sama zdecydowałabym się na coś zupełnie innego. Co sobie Alice wyobrażała, wybierając dla mnie taką odstrzałową kreację? Czyżby planowano na później cocktail party?

Belka polująca na zwierzaki w koktajlowej, obcisłej sukience. Komedia po prostu. Oh wait, it gets better.

Starając się zachowywać równie swobodnie, wyszłam w pustkę.
Ha! Ziemia wydawała się przybliżać w tak powolnym tempie, że bez żadnego wysiłku ustawiłam stopy w taki sposób – zaraz, a to co? Szpilki? Ach, ta Alice! Chyba oszalała! – ustawiłam moje idiotyczne pantofelki w taki sposób, że gdy wylądowałam, odczułam to tak, jak gdybym po prostu zrobiła kolejny krok na płaskiej powierzchni. Siłę uderzenia przyjęłam na przód stóp, nie chcąc złamać obcasików.

Facepalm. Chwała Wielkiemu Cthulhu, że Belcia jest tak cudna, że nie popsuła bucików. (+1 Mary Sue) Widzę, że Belce percepcja dalej szwankuje. Od chwili, w której doszła do siebie, minęło już trochę czasu, a nasza heroina jakoś tych szpilek nie zauważyła. Wiem, że miała w międzyczasie 3 orgazmy na swój własny widok, co skutecznie zajęło jej uwagę, ale w końcu jest mejerpirem. Wciąż za mało zajebistości. Ale Stefka na pewno zaraz to naprawi.
Belka ciska szpilki z powrotem do domu przez okno, którym się ewakuowała.

Edzik i Bellissima biorą się za rączki i sru do lasu. Gdy napotykają na pierwszą przeszkodę, rzekę, Edek bez problemy ją przeskakuje. Belka ma iść w jego ślady. Staje się jednak tragedia. Belcia rozdziera sobie sukienkę, robiąc rozbieg. Wow, czuję, że to będzie fascynujący rozdział.

Przeklęta Alice! Cóż, zawsze wydawała się traktować ubrania tak, jakby były czymś jednorazowego użytku, nie powinna więc była się burzyć, że ich nie szanuję. Pochyliłam się, żeby schwycić rąbek sukienki z prawej strony, tam, gdzie szew nie był uszkodzony, i jak najostrożniej, żeby nie przesadzić, rozprułam go aż po górną część uda. Następnie powtórzyłam całą operację z lewej, powiększając o spory kawałek nowo powstałe rozdarcie. Tak, teraz było o wiele lepiej. Z wnętrza domu dobiegły mnie przytłumione śmiechy. Usłyszałam też, jak ktoś, a raczej „ktosia”, zgrzyta głośno zębami.

Naprawdę nie trzeba być specjalnie inteligentnym, żeby przewidzieć (ekhem, ekhem), co może stać się z obcisłą kiecką podczas polowania. (+1 głupota) dla Alice.

Na piętrze śmiali się Cullenowie, ale ten, kogo rozbawiłam na parterze, nie posiadał dźwięcznego wampirzego głosu, tylko charakterystyczną basową chrypę, którą od razu rozpoznałam. Czyli Jacob też mi się przyglądał? Nie potrafiłam sobie wyobrazić, ani o czym mógł w tej chwili myśleć, ani co tu jeszcze porabiał. Spodziewałam się, że spotkamy się ponownie dopiero za ładnych kilka lat, dopiero wtedy, kiedy w pełni kontrolowałabym swoje odruchy i kiedy rany, jakie zadałam jego sercu, wreszcie by się zabliźniły. I to pod warunkiem, że w ogóle byłby skłonny mi wybaczyć.

Mam nadzieję, że Belka nie będzie specjalnie zachwycona powodem, dla którego Dżejk jeszcze się pałęta po domu Cullenów. Zobaczymy.

Nieograniczana już przez ciasną spódnicę, jednym susem znalazłam się przy brzegu. Zajęło mi to zaledwie osiemdziesiątą czwartą część sekundy, ale i tak moje oczy zdążyły zarejestrować, gdzie znajdował się ów płaski, stabilny kamień, którego użył Edward. W tym samym czasie mój mózg wyliczył, jak odbić się od niego prawą stopą, aby moje ciało wystrzeliło w powietrze. Zwracałam więcej uwagi na swój cel niż na prawidłową siłę odbicia i pomyliłam się, co do jej niezbędnej ilości, ale na szczęście zawyżyłam ją zamiast zaniżyć, dzięki czemu uniknęłam niechcianej kąpieli. Tak, zawyżyłam ją – bo ten pięćdziesięciometrowy dystans tak właściwie to był dla mnie pikuś...

A nie mówiłam, ciąg dalszy zajebistości Belki był blisko. (+3 Mary Sue) Cały czas mamy też niesamowicie irytujące odliczanie wszystkiego ułamkami sekund. Sweet.

Sądziłam, że problemem będzie dla mnie to, jak gęsto rosły tam drzewa, ale kiedy opadałam ku ich koronom, okazały się zaskakująco pomocne. Wystarczyło sięgnąć do najdogodniej położonej gałęzi i złapać ją pewnie jedną ręką – zawisłam na niej przez i chwilę, po czym puściłam ją bez lęku i wylądowałam na palcach na szerokim konarze świerku, gdzie od ziemi dzieliło mnie nadal dobre pięć metrów. Po prostu rewelacja! Przez własny śmiech usłyszałam pędzącego ku mnie Edwarda znajdowałam się w głębi lasu, bo mój skok był dwukrotnie dłuższy niż jego. Kiedy stanął pod moim drzewem, oczy miał szeroko otwarte ze zdumienia. Zeskoczyłam zgrabnie z gałęzi, lądując bezszelestnie u jego boku.
I co, dobrze się spisałam? – spytałam zadyszana z podekscytowana.
Znakomicie – odpowiedział, ale swobodny ton jego głosu nijak nie pasował do jego zszokowanej miny.

I czego się dziwisz, Edziu, toż to Mania Zuzia pierwszej wody. Już nie jesteś najcudniejszym wąpierzem na dzielni. Deal with it!

Edek i Belka ruszają biegiem w poszukiwaniu zwierzyny. Belka nie wpada na żadne drzewo.

Pokonywałam kolejne kilometry w tak krótkim czasie, że wszystko wokół mnie powinno było się zlewać w ściany szmaragdowego korytarza, a mimo to rozróżniałam pojedyncze \ żyłki każdego, najmniejszego nawet listka na najbardziej niepozornym z mijanych krzaków.

To musi być straszne uczucie, widzieć wszystko tak dokładnie.

Edek postanawia, że zapolują na łosia. McSparkle uczy żonę, jak lokalizować żarło za pomocą słuchu i węchu.

- Co rejestruje twój węch?
Głównie jego samego – ową dziwną mieszankę kojarzącą mi się z nagrzanymi słońcem kwiatami bzu. Ale również kryjącą się pod korą iglaków żywicę, orzeźwiające, wielopiętrowe wonie mchu i ściółki, czy wręcz orzechowy zapach kulących się w korzeniach drzew drobnych gryzoni...

Orzechowy zapach gryzoni? Nieźle, jednak oddech pachnący wyprawioną skórą rządzi, póki co.

Belka zasadza się na łosia, kiedy dociera do niej inny, lepszy zapach i pani Cullen bez namysłu rusza w jego stronę. Edzio leci za Belką, żeby w razie czego ją obezwładnić, zanim wszama jakichś ludzi. Na szczęście przychodzi opamiętanie.

Uzmysłowiłam sobie, że mało brakowało, a bym go zaatakowała – jakby nie było, kucałam jak drapieżnik, gotowa do skoku. Wyprostowałam się czym prędzej i wstrzymałam oddech, obawiając się siły zapachu napływającego z południa. Zauważywszy, że jestem już na powrót sobą, Edward opuścił ręce i podszedł bliżej.
Muszę się stąd wynosić – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, zużywając na te kilka słów resztkę pozostałego w moich płucach powietrza.
Był zszokowany.
Pójdziesz dobrowolnie?

Edek, błagam cię, natychmiast przestań tak się dziwować wspaniałością Belki. Oczywiście, że pójdzie dobrowolnie. Kij, że jest nowonarodzonym wampirem i powinno jej ostro odbijać, ale to w końcu awatar Stefy, więc Belcia trzyma się świetnie.

Mrs Cullen daje nogę w przeciwnym kierunku, żeby uciec od smakowitego zapachu. W końcu zatrzymuje się, a z nią Edek.

Bello, powiedz, jak to zrobiłaś? – powtórzył.
Jak uciekłam? Normalnie, wstrzymałam oddech.
Ale jak udało ci się przerwać polowanie?
Kiedy zaszedłeś mnie od tyłu... Kurczę, tak strasznie mi głupio. Przepraszam.
I jeszcze mnie teraz przepraszasz? Za co? To ja jestem ci winien przeprosiny. Postąpiłem potwornie nieodpowiedzialnie. Założyłem, że na nikogo się nie natkniemy tak daleko od szlaków, a przecież powinienem był to najpierw sprawdzić. Taki głupi błąd! Nie masz mnie za co przepraszać.
Ależ warknęłam na ciebie!
Nadal byłam przerażona tym, że dopuściłam się takiego bluźnierstwa.

Och, biedny miś, żona na niego zawarczała. Kajaj się, nic niewarta szmato, może twój luby ci wybaczy.

Och, to nic takiego. W sytuacji, która zaszła, było to zupełnie zrozumiałe. Ale nie mogę pojąć, jak udało ci się stamtąd uciec.
A co miałam zrobić? – Jego stosunek do całego tego zajścia nie był dla mnie jasny. Czego tak właściwie się po mnie spodziewał? – Przecież to mógł być ktoś, kogo znam!
Zbił mnie z pantałyku, bo mój oburzony okrzyk wywołał u niego dziki atak wesołości. Śmiech Edwarda rozszedł się echem wśród drzew.
CZEGO SIĘ ZE MNIE ŚMIEJESZ?! – wrzasnęłam. Przestał od razu i znowu zaczął mieć mnie na oku. Weź się w garść, rozkazałam sobie. Musiałam nauczyć się trzymać nerwy na wodzy. Zupełnie jak gdybym była młodym wilkołakiem, a nie młodym wampirem.
Nie śmieję się z ciebie, Bello. Śmieję się, bo jestem w szoku. A jestem w szoku, bo nie wierzę własnym oczom.
Co jest takie dziwne?
Nie powinnaś być w stanie zrobić żadnej z tych rzeczy. Nie powinnaś być taka... taka rozsądna. Nie powinnaś być w stanie stać tutaj ze mną i o tym wszystkim spokojnie rozmawiać. A przede wszystkim, i to o wiele, o wiele ważniejsze, niż to, co już wymieniłem, nie powinnaś była być w stanie przerwać w połowie polowania, kiedy w powietrzu unosił się zapach ludzkiej krwi. Nawet dojrzałe wampiry mają z tym trudności – jesteśmy zawsze bardzo ostrożni, żeby nie wystawić się na pokuszenie. Bello, zachowujesz się tak, jakbyś była wampirem od dobrych kilku dziesięcioleci, a nie od kilku godzin.

Jestem niesamowicie zdumiona i zaskoczona obrotem spraw. W życiu nie domyśliłabym się, że Belka tak łatwo sobie ze wszystkim poradzi. Jaaasne. (+150 Mary Sue)

Belka wznawia polowanie, jednakże już nie na łosia. Jesteście w stanie zgadnąć, co to za zwierzę? Mała (pewnie zbędna) podpowiedź: jest to ulubione danie Pana i Władcy.

Odbiwszy się lekko, przeleciałam kilka metrów i znalazłam się na tym samym co kot konarze. Zaalarmowane wibrowaniem drzewa zwierzę obróciło się w moją stronę, rycząc przeraźliwie, żeby mnie nastraszyć. Z ślepiami błyszczącymi furią zamierzyło się potężną łapą. Jego masa i wściekłość nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Na wpół oszalała z pragnienia, rzuciłam się na drapieżnika i jednym celnym pchnięciem strąciłam go wraz z sobą na ziemię. Walka nie trwała długo. Jego pazury mogłyby być równie dobrze głaszczącymi mnie palcami, biorąc pod uwagę, jak moja skóra odbierała ich wysiłki. Jego kły nie były w stanie nawet jej zadrasnąć, choć próbowały i na moim barku, i na szyi. Jego ciężar w ogóle nie dawał się we znaki. Stawiał opór, ale w porównaniu z siłą moich mięśni jego starania wydały się wręcz żałosne.

Jakie te mejerpiry idealnie nudne. Żadnego wysiłku, zagrożenia, prawdziwej walki. (+10 nuda)

Belcia jest niepocieszona, że w trakcie posiłku utytłała się jak małe dziecko i nie wygląda ładnie. No cóż, priorytety, widać, nigdy się jej nie zmienią.

Mrs Cullen dalej jest głodna.

Możemy tam wrócić – oznajmił z powagą, ale w oczach miał zawadiackie ogniki. – Ktokolwiek by to nie był, jeśli to tylko mężczyźni, pewnie nawet nie mieliby nic przeciwko śmierci, gdyby się dowiedzieli, że mają zginąć z twoich rąk. – Znowu powiódł spojrzeniem po mojej podartej sukience. – Tak właściwie, to pomyśleliby, że już nie żyją, gdyby tylko \ cię zobaczyli. Że już nie żyją i poszli do nieba.

Ha, ha, ha, not funny.

Nasze gołąbeczki rzucają się na stado mulaków. Oczywiście Edek nie brudzi się ani trochę, zaś Belka wygląda jak sławny stół w TVN-ie.

Tyle razy żałowałam, że nie mógł brać mnie ze sobą na łowy, ale w skrytości ducha trochę się też z tego cieszyłam. Wiedziałam, że byłoby to przerażające przeżycie. Że po czymś takim nie mogłabym spać po nocach. I że pewnie w efekcie zaczęłabym nareszcie postrzegać mojego ukochanego jako prawdziwego wampira.

Wybacz, ale ci nie wierzę. Takich klapek na oczach, jakie masz, Belciu, nie da się zdjąć.

Oczywiście teraz, kiedy sama byłam jednym z nich, patrzyłam na to wszystko z zupełnie innej perspektywy. Ale podejrzewałam, że nawet moje ludzkie oczy dostrzegłyby, ile w tym wszystkim kryło się piękna. Obserwowanie polującego Edwarda było doświadczeniem zaskakująco zmysłowym. Płynnością swoich zwinnych ruchów przypominał atakującego węża. Jego pewnym, mocnym rękom nie sposób było się wymknąć, a kiedy pełne wargi rozchylały się odsłaniając połyskujące zęby, oczarowywały swoim perfekcyjnym krojem. Był po prostu wspaniały. Oto mój mąż, pomyślałam. Wezbrały we mnie nagle duma i pożądanie. Nic nie mogło nas już rozdzielić.

(+30 kicz)

Państwo Cullen, nareszcie najedzeni, zaczynają się miziać.

Tak jak za pierwszym razem, zaraz po tym, jak się ocknęłam, odniosłam wrażenie, że skóra Edwarda, jego wargi, jego dłonie wnikają w głąb mnie aż po same kości. Że dotykają samej mojej duszy. Nigdy nie podejrzewałam, że to możliwe, bym mogła kochać go jeszcze bardziej. Mój stary umysł nie byłby zdolny poradzić sobie z taką ilością miłości. Moje stare serce nie byłoby dość silne, by ją udźwignąć. Może to właśnie tę część mnie moja przemiana miała uwydatnić. Tak jak współczucie w przypadku Carlisle’a, czy oddanie w przypadku Esme. Pewnie nigdy nie miałam rozwinąć w sobie tak wyjątkowych, fascynujących talentów, jak Edward, Alice czy Jasper. Pewnie miałam po prostu kochać Edwarda bardziej, niż ktokolwiek w historii kochał drugą osobę.

No to jeszcze na dokładkę (+100 kicz). Czyli Belka uważa swoją niezdrową obsesję na punkcie Sparklemastera za talent? Mother of Bór, toż to przerażające.

Wreszcie Belka przypomina sobie o Nabuchodonozorze i przerywa migdalenie. Nasze gołąbeczki postanawiają wrócić do domu.

Ech, i znowu trafił mi się strasznie nudny rozdział (+10 nuda). Nie żebym się spodziewała jakiejś interesującej akcji po chapterze o polowaniu, aż tak naiwna nie jestem. Czy Stefcia naprawdę nie umie napisać niczego ciekawego? Widocznie nie i nie sądzę, aby do końca tej marnej książeczyny coś się miało poprawić.

(+20 nuda)
(+ 130 kicz)
(+154 Mary Sue)
(+1 głupota)

Pozdrawiam
Beige



10 komentarzy:

  1. Ło, przez chwilę myślałam, że zapomniałam o analizie w zeszłym tygodniu i teraz czeka mnie podwójna dawka kwików na weekend, a tu po prostu analek dzień wcześniej. Łee.

    Boru, jak mnie wkurza ta sprawa z polowaniami... Tylko takiej skończonej, pustej debilce mogły się one wydawać czymś romantycznym. No kurde, to tak, jakby żona właściciela masarni przed obiadkiem poszła do męża do pracy popatrzeć, jak szlachtuje Boru ducha winne krowy. I gówno mnie obchodzi pierdolenie Stefy o utrzymywaniu równowagi w przyrodzie poprzez wybijanie drapieżników, bo z rzeczywistością ma to tyle wspólnego, co cała ta kaszana.

    Nie mogę się doczekać, aż zobaczymy Nabuchodocośtam. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O,fajnie,ze jest nowa analiza!
    Tamten odcinek był prześmieszny,ale ten też się dobrze czytało.
    Och,Bella!!!!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  3. O paczcie państwo, new analiza już dzisiaj. Sweeet :D
    O mamo, ten rozdział faktycznie był nudny jak flaki z olejem, współczuję Ci, droga Beige, że przez to przeszłaś. Ale tych biednych zwierząt, które padły ofiarami naszej Marysi Sue to naprawdę mi żal.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha ha, jak stół w TVN-ie, świetne porównanie :D Jak zwykle świetnie się bawiłam czytając i proszę o więcej!

    OdpowiedzUsuń
  5. „– I co, dobrze się spisałam? – spytałam zadyszana z podekscytowana.“

    A zdyszała się panienka, bo co? Przecież oddychać nie musi... Meyer, kurna, myśl!


    „ Kajaj się, nic niewarta szmato, może twój luby ci wybaczy.“
    XD

    „że skóra Edwarda, jego wargi, jego dłonie wnikają w głąb mnie aż po same kości.“

    Czy Meyer marzy o seksie, czy o tarzaniu sie w kwasie? Ble.



    Widziałyście parodie Hillywood do "Przed świtem"? Zakończenie, z Jacobem i Nabuchodonozorem to, moim zdaniem, najtrafniejsze ujęcie tego debilizmu, jakim jest wpojenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. MarySuebistość Belki jest porażająca. Rozdział nudnawy, ale zanalizowany świetnie:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha ha świetna analiza. A niektóre porównania do sytuacji są niesamowicie do nich dobrane.
    "Jak stół w TVN'ie. HA ha. Najgorsze w Belce jest to, że ona patrzy na powierzchowność. Jakby spotkała na swojej drodze prawdziwego wampira to raz dwa by ją omotał i zjadł, że nawet by się nie zorientowała o tym, że umiera.
    Ha ha :D

    OdpowiedzUsuń
  8. błagam mamy w języku polskim wyraz - rozdział! nie wiem czemu budzi on taki niesmak...

    ale analiza ok, Stefa jest niezła w tworzeniu nudnych opisów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślałam że nie będzie nic gorszego od ostatnich dwóch rozdziałów, a tu proszę. Cudowna analiza, zaraz zabieram się do czytania dalszych.
    Szkoda tylko, że tak mało punktów Mary Sue. Przecież to wlaśnie palące pragnienie, brak kontroli podczas polowania i obsesja na punkcie krwi charakteryzuje młode wampiry, jednak Bella Sue ogląda po przemianie drobinki kurzu, a nie biegnie "na złamanie karku" do swojej ciepłokrwistej córeczki, albo nawet czując ludzki zapach na zewnątrz (skoro słyszała oddalony o kilometry samochód to czemu nie? Na pewno w okolicy było więcej spacerowiczów) i o ile mogę to usprawiedliwić szokiem - może to po prostu natłok bodźców po przemianie - to zawracanie po wyniuchaniu człowieka podczas polowania mnie rozłożyło.
    Analizatorkom gratuluję wytrwałości :)
    PS Ostrość zmysłów wcale nie jest taka zajebista.
    Hypnos

    OdpowiedzUsuń
  10. "wylądowałam na palcach na szerokim konarze świerku"

    Bo ja wiem... świerki raczej mają niezbyt grube gałęzie, za to bardzo kłujące i gęsto porośnięte igłami. Też nie miała już gdzie lądować.

    "Nadal byłam przerażona tym, że dopuściłam się takiego bluźnierstwa."

    Bluźnierstwo można popełnić przeciwko jakiemuś boskiemu bytowi. A nie mężowi. To by była ewentualnie niegrzeczność, nietakt, no coś w ten deseń.

    A oni tak jedzą te pumy i grizzly, i jakoś jeszcze nie wytłukli całej zwierzyny? Takich dużych drapieżników nigdy nie ma zbyt wiele.
    A czemu nie wezmą się za zwykłą krowę? Nawet mogliby kupować bydło, miec ranczo i nikt nie miałby cienia podejrzeń!

    "ile w tym wszystkim kryło się piękna"

    Żłopanie krwi, blada gęba, wystające zęby, zabijanie zwierząt... jakoś nie widzę w tym piękna.

    OdpowiedzUsuń