Dotrwaliśmy wreszcie do księgi trzeciej. Niestety, znowu będziemy musieli zmagać się z narracją z perspektywy Belki.
Na początku mamy cytat Orsona Scotta Carda o miłości i wrogach. Stefka w dalszym ciągu stara się nam udowodnić, że jednak przeczytała w życiu jakieś książki i nie zrobiła licencjatu z angielskiego na piękne oczy. Niestety, cała reszta tego miernego „dzieła” temu przeczy.
Stefcia nie byłaby sobą, gdyby nie wrzuciła również następnego prologu. Zieeew…
Czy ktoś jest dzięki temu fragmentowi zaciekawiony, zaintrygowany czy też zaniepokojony losem naszej bohaterki? Nie widzę żadnej ręki w górze i zupełnie się temu nie dziwię, bo ten chwyt przestał działać gdzieś tak w Nju Munie. Mówiłyśmy o tym niejednokrotnie. Mogę jedynie pogratulować Stefci żelaznej konsekwencji.
Przejdźmy może wreszcie do rozdziału.
Jak już wcześniej wspominałam, wracamy do przebywania w głowie Belki. W chwili obecnej wszystko ją boli. I to bardzo. Przecudny jadzik robi swoje, a Belka w tym czasie wspomina poród. Jej wersja zdarzeń nie wnosi nic nowego do tego, co rozegrało się kilka stron wcześniej. (+5 zbędność)
Oczywiście mamy w tym wszystkim również opis Nabuchodonozora.
Nic ująć, jeno dodać (+10 Mary Sue).
I dlatego, kochana, jesteś cholernie nudną bohaterką. Stoisz i czekasz, aż cię uratuje twój Prince Sparkling albo niewolnik. (+50 nuda)
Dzięki myślom o córce Belce jakoś udaje się wytrzymać do momentu, w którym zaczyna działać jadzik.
Następuje więc opis cierpień naszej heroiny. Wszystkie urazy i złamania, jakie dotąd przeżyła, to był pikuś w porównaniu z działaniem sparklącego jadziku. BellaSue nie może nawet krzyczeć z bólu, bo jest odrętwiała po morfinie. Jest tak źle, że Mrs Cullen wołałaby natychmiast dokonać żywota niż przeżywać dłużej takie katusze.
Wreszcie Belka zaczyna odzyskiwać panowanie nad swoim ciałem. Ale nasza kochana jest taka dzielna, że nadal nie krzyczy, ani się nawet nie rusza, żeby nie zrobić przykrości McSparkle’owi tym, że dzieje jej się krzywda. (+3 Mary Sue)
Ach, cudowny jadzik. Niby wąpierz zostaje zamrożony w czasie w trakcie przemiany, więc Belka powinna mieć nadal chociażby dodatkowe fałdy skóry na brzuchu po ciąży. Ale na szczęście tu wkracza jadzik wspaniały na wszystko. Wciągnie nadprogramowy brzuch, ponastawia kości, zrobi „letki” makijaż, obsypie brokatem, normalnie sparklący tuning jak się patrzy.
Edek z doktorkiem rozmawiają o czymś, czego Belcia nie rozumie. Carlisle się zmywa, a jego miejsce zastępuje Alice.
Pewnie, że nie mogła powiedzieć na głos. Nie byłoby wielkiej tajemnicy i napięcia. Ekhm.
Już się boję, co to będzie. Mary Sue Dream Team w postaci megazajebistego Nabuchodonozora i przerobionej mamuśki. Brrr. (+5 Mary Sue)
Belkę powoli opuszcza ból i uczucie palenia w każdej części ciała. Alice leci po resztę rodziny i pewnie po popcorn i colę na ostatnią część spektaklu. Wreszcie serce Belki staje na dobre. Klamka zapadła. The end, schluss, deireadh. Belcia oficjalnie została sparklącym wąpierzem. Bellissima dopięła swego. Ma wreszcie brokatowe lico i perspektywę wiecznej młodości u boku flakowatego męża.
Wow, czy naprawdę trzeba było poświęcić cały rozdział na przypomnienie nam porodu, o którym czytaliśmy chwilę wcześniej i przydługie opisy agonii Belki? Można było to skrócić i przejść do akcji. Tfu, jakiej akcji, co ja plotę, w końcu to Tłajlajt. Pewnie domyślacie się, co teraz nastąpi. Oczywiście (+30 nuda).
Jakie będzie pierwsze wrażenie Belki, gdy otworzy swe czerwone oczęta? Tego dowiecie się w następnym odcinku.
(+5 zbędność)
(+18 Mary Sue)
(+80 nuda)
Na początku mamy cytat Orsona Scotta Carda o miłości i wrogach. Stefka w dalszym ciągu stara się nam udowodnić, że jednak przeczytała w życiu jakieś książki i nie zrobiła licencjatu z angielskiego na piękne oczy. Niestety, cała reszta tego miernego „dzieła” temu przeczy.
Stefcia nie byłaby sobą, gdyby nie wrzuciła również następnego prologu. Zieeew…
To już nie był tylko sen.
Rząd czarnych postaci przedzierał się do nas poprzez lodowatą mgłę, którą wzbijały w powietrze ich kroki. Wszyscy zginiemy, pomyślałam spanikowana. Swojego największego skarbu byłam gotowa bronić do końca, ale samo myślenie o nim mnie rozpraszało, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Zbliżali się niczym duchy. Czarne peleryny wznosiły się odrobinę z każdym ich ruchem. Dłonie mieli koloru kości, z drapieżnie zaciśniętymi palcami. Rozproszyli się, żeby okrążyć nas ze wszystkich stron. Było ich więcej niż nas. Nie mieliśmy szans. A potem jak gdyby błysnął flesz i nagle poczułam się zupełnie inaczej, chociaż z pozoru nic się nie zmieniło – Volturi nadal parli w naszym kierunku gotowi do starcia. Ale teraz byłam już inną osobą i jako taka ich postrzegałam. Teraz pragnęłam, żeby nas zaatakowali. Nie mogłam się już doczekać. Kiedy przyczaiłam się z uśmiechem na twarzy, panika ustąpiła żądzy mordu, a zza moich obnażonych zębów dobył się groźny charkot.
Czy ktoś jest dzięki temu fragmentowi zaciekawiony, zaintrygowany czy też zaniepokojony losem naszej bohaterki? Nie widzę żadnej ręki w górze i zupełnie się temu nie dziwię, bo ten chwyt przestał działać gdzieś tak w Nju Munie. Mówiłyśmy o tym niejednokrotnie. Mogę jedynie pogratulować Stefci żelaznej konsekwencji.
Przejdźmy może wreszcie do rozdziału.
Jak już wcześniej wspominałam, wracamy do przebywania w głowie Belki. W chwili obecnej wszystko ją boli. I to bardzo. Przecudny jadzik robi swoje, a Belka w tym czasie wspomina poród. Jej wersja zdarzeń nie wnosi nic nowego do tego, co rozegrało się kilka stron wcześniej. (+5 zbędność)
Oczywiście mamy w tym wszystkim również opis Nabuchodonozora.
Przytknął do mnie rozgrzane niemowlę na tyle mocno, że wrażenie było takie, jakbym trzymała je w ramionach. Skóra maleństwa była wilgotna i gorąca – równie gorąca, co u Jacoba. Kontury nabrały nareszcie ostrości i nagle zobaczyłam wszystko wyraźnie. Idealnie okrągłą główkę pokrywała gruba warstwa zlepionych krwią loczków. Renesmee nie płakała, ani nie krzyczała. Oddychała szybko, jakby była zasapana. Oczka miała otwarte, a minkę taką zaskoczoną, że prawie mnie to rozbawiło. Najbardziej zadziwiły mnie jej tęczówki o barwie mlecznej czekolady – kolor ten był znajomy, ale i tak mnie zachwycił. Skórę miała za to w odcieniu kości słoniowej – wszędzie z wyjątkiem policzków, na których kwitły rumieńce. Piękno twarzyczki mojej córeczki po prostu mnie poraziło. Trudno było uwierzyć, że coś takiego mogło być możliwe – była niezaprzeczalnie piękniejsza od swojego ojca.
– Renesmee – wyszeptałam. – Jaka śliczna...
Uśmiechnęła się znienacka – szeroko i w pełni świadomie. Różowe jak muszelki usteczka rozchyliły się, ukazując kompletny zestaw śnieżnobiałych ząbków. Wykręciła się, wtulając się buźką w moją pierś. Jej jedwabista skóra była miła w dotyku, ale nie tak miękka jak moja.
Nic ująć, jeno dodać (+10 Mary Sue).
Tak właśnie wyglądało chyba całe moje życie. Nigdy nie miałam dość sił na to, żeby zająć się rozwiązywaniem swoich problemów. Nie mogłam nawet zaatakować swoich wrogów, a co dopiero z nimi zwyciężyć. Nie miałam szans przed nimi uciec czy uniknąć bólu. Zawsze byłam tylko słabym człowiekiem i jedyną rzeczą, jaką naprawdę umiałam, było przeczekiwanie. Podczas gdy inni wybawiali mnie z opresji, zaciskałam zęby i jakoś tam wytrzymywałam do końca. Wciąż żyłam. Do tej pory zawsze to wystarczało. I dzisiaj też miało wystarczyć. Musiałam się zawziąć i czekać na ratunek.
I dlatego, kochana, jesteś cholernie nudną bohaterką. Stoisz i czekasz, aż cię uratuje twój Prince Sparkling albo niewolnik. (+50 nuda)
Dzięki myślom o córce Belce jakoś udaje się wytrzymać do momentu, w którym zaczyna działać jadzik.
Następuje więc opis cierpień naszej heroiny. Wszystkie urazy i złamania, jakie dotąd przeżyła, to był pikuś w porównaniu z działaniem sparklącego jadziku. BellaSue nie może nawet krzyczeć z bólu, bo jest odrętwiała po morfinie. Jest tak źle, że Mrs Cullen wołałaby natychmiast dokonać żywota niż przeżywać dłużej takie katusze.
Wreszcie Belka zaczyna odzyskiwać panowanie nad swoim ciałem. Ale nasza kochana jest taka dzielna, że nadal nie krzyczy, ani się nawet nie rusza, żeby nie zrobić przykrości McSparkle’owi tym, że dzieje jej się krzywda. (+3 Mary Sue)
– Po zapachu morfiny ani śladu.
– Wiem.
– Bello? Słyszysz mnie?
Nie miałam wątpliwości. Gdybym tylko rozluźniła szczęki, gdybym tylko otworzyła oczy, gdybym tylko podniosła mały palec zaczęłabym krzyczeć, szarpać się, wyć i dygotać. Nie mogłam sobie pozwolić nawet na najdrobniejszy gest, bo natychmiast straciłabym nad sobą kontrolę.
– Bello? Bello, najdroższa? Możesz otworzyć oczy? Możesz spróbować ścisnąć moją rękę?
Nacisk na dłoni. Na ten głos trudniej było mi nie zareagować, ale byłam twarda. Wiedziałam, że ból, jaki teraz czuł Edward, był niczym w porównaniu z tym, co mógłby czuć. Teraz tylko obawiał się tego, że cierpię.
– Może... Och, Carlisle, może się spóźniłem? Pod koniec tego zdania niemalże załkał.
Zawahałam się na chwilę.
– Spokojnie, Edwardzie. Wsłuchaj się w jej serce. Nawet u Emmetta nie biło z taką siłą. Nigdy nie słyszałem czegoś tak witalnego. Zobaczysz, Bella będzie okazem zdrowia. Tak, miałam rację, nie dając po sobie niczego poznać. Byłam przekonana, że Carlisle go pocieszy. Edward nie musiał cierpieć wraz ze mną.
– A co z jej... co z jej kręgosłupem? – wykrztusił.
- Jej obrażenia nie były wcale poważniejsze niż u Esme. I tak jak u Esme, jad wszystko naprawi.
Ach, cudowny jadzik. Niby wąpierz zostaje zamrożony w czasie w trakcie przemiany, więc Belka powinna mieć nadal chociażby dodatkowe fałdy skóry na brzuchu po ciąży. Ale na szczęście tu wkracza jadzik wspaniały na wszystko. Wciągnie nadprogramowy brzuch, ponastawia kości, zrobi „letki” makijaż, obsypie brokatem, normalnie sparklący tuning jak się patrzy.
Edek z doktorkiem rozmawiają o czymś, czego Belcia nie rozumie. Carlisle się zmywa, a jego miejsce zastępuje Alice.
– Skup się.
– Nie ma po co. Bella to teraz dla mnie małe piwo.
Zamilkli na dłużej.
Kiedy Edward znowu się odezwał, miał już zupełnie inny ton głosu – o wiele pogodniejszy.
– Rzeczywiście, wyjdzie z tego – wykrztusił oszołomiony.
– Jasne, że tak.
– Dwa dni temu nie byłaś taka pewna siebie.
– Dwa dni temu widziałam same zakłócenia. Ale teraz, kiedy znikły, to już bułka z masłem.
– Spróbujesz ustalić, kiedy to się dokładnie skończy? Dla mnie?
Chwila ciszy.
– Dziękuję. Poweselał.
Jak długo jeszcze? Do licha, nie mogli powiedzieć tego na głos? Czy prosiłam o zbyt wiele?
Pewnie, że nie mogła powiedzieć na głos. Nie byłoby wielkiej tajemnicy i napięcia. Ekhm.
– Będzie porażająca.
Edward warknął cicho.
– Zawsze taka była.
Alice prychnęła.
– Wiesz, o co mi chodzi. Tylko spójrz na nią.
Już się boję, co to będzie. Mary Sue Dream Team w postaci megazajebistego Nabuchodonozora i przerobionej mamuśki. Brrr. (+5 Mary Sue)
Belkę powoli opuszcza ból i uczucie palenia w każdej części ciała. Alice leci po resztę rodziny i pewnie po popcorn i colę na ostatnią część spektaklu. Wreszcie serce Belki staje na dobre. Klamka zapadła. The end, schluss, deireadh. Belcia oficjalnie została sparklącym wąpierzem. Bellissima dopięła swego. Ma wreszcie brokatowe lico i perspektywę wiecznej młodości u boku flakowatego męża.
Wow, czy naprawdę trzeba było poświęcić cały rozdział na przypomnienie nam porodu, o którym czytaliśmy chwilę wcześniej i przydługie opisy agonii Belki? Można było to skrócić i przejść do akcji. Tfu, jakiej akcji, co ja plotę, w końcu to Tłajlajt. Pewnie domyślacie się, co teraz nastąpi. Oczywiście (+30 nuda).
Jakie będzie pierwsze wrażenie Belki, gdy otworzy swe czerwone oczęta? Tego dowiecie się w następnym odcinku.
(+5 zbędność)
(+18 Mary Sue)
(+80 nuda)
Beige
No nieee, a miałam nadzieję, że to już w tym rozdziale Belka będzie widzieć tęczę w drobinach kurzu czy czymś tam, nie pamiętam już (czytałam tylko ten fragment z porodem, coby się przekonać, czy to naprawdę jest tak głupie, jak mówią). I want moooaaar! :3
OdpowiedzUsuńI teraz tydzień czekania na kolejną część... boru, jaka ta książka głupia!
OdpowiedzUsuńŁot?! To już? Ej no. Kurde, jak Was kocham, tak teraz Was nie lubię. Tydzień czekania. Nie mogłyście wrzucić, tak na oko, plus milion za zbędność, dziesięć tysiaków za nudę i z pięć za marysuizm i zrobić następnego rozdziału? Czuję gigantyczny niedosyt :(
OdpowiedzUsuńCoś mi się, kurczaki, ostatnio same takie rozdziały trafiają, że się rozpisać nie mogę porządnie. Ale taki już mamy z Maryboo układ jeszcze z czasów analizy Nju Muna, także prosimy o cierpliwość. Przynajmniej wszystko potrwa trochę dłużej, jeżeli to jakaś pociecha.
UsuńPozdrawiam
Beige
No cóż, pozostało czekać do następnego tygodnia. Ale wiem, że będzie warto :D
OdpowiedzUsuńI cały rozdział, który można by było wyrzucić. Tak jak resztę książki...
OdpowiedzUsuńOjejku,jakie to słoodkie.....Do wyrzygania.
OdpowiedzUsuńAle dlaczego tak krótko?
Chomik
Noworodek koloru kości słoniowej. Z rumieńcem. Noworodek, kurna, jeszcze nawet niekąpany. Cuda na kiju, panie.
OdpowiedzUsuńHasz