niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział XI: Dwie pierwsze pozycje na mojej prywatnej liście rzeczy, których za nic w świecie nie chciałbym zrobić

Boru, jak tak dalej pójdzie, to tytuły rozdziałów będą długie na 5 linijek. Stefciu, widzę, że starasz się być hip i cool, ale zupełnie ci to nie wychodzi.

Dzisiaj niestety też będzie dość krótko, bo rozdział raczej niemrawy. Przejdźmy może do rzeczy. Sfora zaczyna ustawiać się w szyku bojowym. Ponadto wilki układają strategię na podstawie wiedzy, jaką mają o Cullenach z czasu treningów w Zaćmieniu Umysłu.

Jake? Quil dał mi sójkę w bok. To jak będzie? Jak chcesz to rozegrać?

Ja wiem, że to jest raczej kwestia tłumaczenia, ale potężne wilki dające sobie sójkę w bok to jakaś kiepska komedia. Słowo nudge naprawdę da się inaczej przetłumaczyć.

Oczywiście Dżejk przeżywa cały czas rozterki pt. „nie chcę, ale muszę, bo Sam mi kazał”. Nagle przychodzi epifania. Dżejkob w końcu też okazuje się być superspeshul snowflakiem, gdyż jest potomkiem Ephraima Blacka.

Tylko co, jeśli Sam się mylił? Nic nie można było na to poradzić. Nikt nie mógł mu się przeciwstawić. No, z jednym wyjątkiem... I nagle mnie olśniło. W mojej głowie pojawiła się myśl, którą zawsze od siebie odrzucałem – ale teraz, ze spętanymi łapami, powitałem ją ulgą. Z czymś więcej niż ulgą – z dziką radością. Nikt nie mógł przeciwstawić się Alfie – nikt, z wyjątkiem mnie.(…) Wzbierało we mnie nowe uczucie – poczucie swobody, ale i dziwnej, stłumionej mocy.

Na potęgę posępnego czerepu, mocy przybywaj! Wal się, Sam! McWolf podchodzi do Sama i oznajmia mu, że nie ma zamiaru walczyć. Magia alfy już na niego nie działa, więc Sam próbuje argumentów. Dosyć słabych, jak zauważyła w analizie wcześniejszego rozdziału Maryboo. W takiej sytuacji Sam pyta, czy teraz Black ma zamiar przejąć kontrolę nad sforą, lecz Dżejkowi na tym nie zależy.


W sforze może być tylko jeden przywódca – nie kwestionuję tego. Chcę po prostu pójść swoją drogą.
I dołączyć do Cullenów?
Wzdrygnąłem się.
Nie wiem, Sam. Ale wiem jedno...
Teraz to jemu ugięły się kolana na dźwięk mojego głosu. Potrafiłem wywrzeć na niego większy wpływ niż on wcześniej na mnie. Działo się tak dlatego, że zgodnie z zasadami dziedziczności to ja powinienem od zawsze dowodzić nim.

Następny Stefowy ass pull. Jak zwykle Meyerowa najpierw coś nam mówi, żeby później stwierdzić „Nieee, tak naprawdę to jest zupełnie odwrotnie”. Wąpierze nie mogą mieć dzieci, ale jednak mogą. Sam był pierwszym wilkołakiem i przywódcą sfory, a teraz to wszystko bullshit, bo alfą od zawsze powinien być Dżejk, tylko o tym nie wiedział. How convenient. Nie ma to jak konsekwencja. O ile niespodziewane zwroty akcji są potrzebne, żeby było ciekawiej, to nie powinny być z rzyci wzięte. Nie przypominam sobie jakiegoś przemyślanego foreshadowingu dla tej sceny. (+10 głupota)

Dżejki prosi Sama, żeby się jeszcze opamiętał, po czym bierze łapy za pas i leci do Cullenów, żeby ich ostrzec. Po chwili dołącza do niego Seth. Dżejk wygania młodszego wilka do domu, ale Clearwater nie chce go słuchać. Nagle Dżejkob zauważa coś dziwnego.

Wracaj do domu!
Czy to rozkaz?
Jego słowa natychmiast mnie zatrzymały. Hamując, zostawiłem za sobą cztery wyryte pazurami w błocie bruzdy.
Nikogo do niczego nie zmuszam. Powtarzam tylko to, co już sam dobrze wiesz.
Usiadł koło mnie.
Powiem ci, co wiem – wiem, że w mojej głowie zrobiło się nagle jakoś tak cholernie cicho. Co, sam tego nie zauważyłeś?
Zamrugałem, zaskoczony. Machając nerwowo ogonem, uzmysłowiłem sobie, co miał tak naprawdę na myśli. Wcale nie było cicho – przynajmniej dla kogoś postronnego. Daleko, na zachód od nas, nadal brzmiały przeciągłe wycia.
Oni nadal są wilkami, powiedział Seth.
Nie trzeba mi było o tym przypominać. Byli przecież w gotowości bojowej. Mieli używać łączącej ich więzi do tego, by wiedzieć, co się działo z każdej strony. Ale nie słyszałem myśli żadnego z nich. W mojej głowie rozbrzmiewał tylko głos Setha.
Wygląda na to, że poszczególne sfory nie mogą się w ten sposób z sobą kontaktować. No cóż, nasi przodkowie nie mieli się jak o tym dowiedzieć, prawda? Nigdy nie było dwóch sfor na raz.

Okazuje się, że Black odłączył się od swojej sfory na dobre i bezwiednie założył własną watahę, do której przyłączył się Seth. Czyli młody Clearwater też mógł się wypiąć na Sama pomimo tego, że nie ma mocy dziedzictwa Ephraima Blacka, które pozwoliło Dzejkowi przeciwstawić się alfie jako jedynemu. Ale teraz jednak nie jedynemu. Ass pull za ass pullem, słodko.

Nowy układ sił wiąże się niestety z pewną niedogodnością. Dżejk nie słyszy myśli swej dawnej sfory, więc nie wie, czy przypadkiem nie zmienili planu w związku z nową sytuacją. Dwójce futrzaków pozostaje więc tylko patrolowanie okolicy i nadzieja, że wilki ze sfory Sama nie będą mogły się przemóc, żeby pozabijać swych dawnych kompanów.

Wreszcie Dżejk i Seth docierają do Cullen Mansion. Edek już na nich czeka. Black przekazuje McSparkle’owi w myślach całą rozmowę wilków i ich plany. Edzisław każe Emmettowi dzwonić jak najszybciej po Esme i doktorka, których w tej chwili nie ma w domu. Seth leci na zwiad, Dżejk zostaje z wąpierzami. Na werandzie pojawia się Ala. Ed dziękuje Blackowi.

– Sam z siebie nigdy bym cię nie poprosił, żebyś aż tak się poświęcał.
Pomyślałem o prośbie, z jaką zwrócił się do mnie po południu. Gdy w grę wchodziła Bella, nie istniały dla niego żadne granice.

Jak np. granice przyzwoitości czy dobrego smaku. Chłop jak marzenie.

Dżejk chce wiedzieć, co z Belką. Jak się wszyscy domyślamy, jest coraz gorzej. Ala prosi Blacka o przybranie ludzkiej postaci, bo wampirzyca nie wie, o co kaman. No wiecie, Alice, czyli panna „umiem przepowiadać przyszłość tylko wtedy kiedy Stefka sobie o tym przypomni i fabuła tego wymaga”. (+5 głupota)
Black odmawia Ali, bo chce być w kontakcie z Sethem, więc Sparklemaster musi wytłumaczyć wszystko siostrze.

Póki co Sama i spółki ani widu, ani słychu, więc Dżejk postanawia dołączyć do Setha, a Glitterfamily idą do domu naradzić się.

Black i Clearwater obchodzą perymetr i rozmawiają.

Myślisz, że Bella i tak umrze, dodał Seth szeptem.
Tak, tak właśnie myślę.
Biedny Edward. Pewnie szaleje z rozpaczy.
I to dosłownie.
Na dźwięk jego imienia z zakamarków mojej pamięci wypłynęły na powierzchnię związane z nim obrazy. Seth przyglądał im się wstrząśnięty.
O, kurczę! No, nie! Jacob, chyba żartujesz! Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?! Nie wierzę! Obiecałeś mu, że go zabijesz?! Co to ma być?! Musisz mu odmówić!
Był taki poruszony, że zaczął przy tym wyć.
Zamknij się! Zamknij się, idioto! Cullenowie pomyślą sobie, że zbliża się wataha!

Black leci do domu Sparklefamily, żeby poinformować Edka o fałszywym alarmie. Fairy Prince po usłyszeniu tej wiadomości znika, przekazać informację rodzinie. Między wapierzami wywiązuje się nudny dialog, który podsłuchuje Dżejk. (+1 nuda) Black postanawia zajrzeć do środka.

Spodziewałem się, że przestronny salon Cullenów będzie prezentował się tak samo jak popołudniu, ale jego wystrój zdążył zmienić się do tego stopnia, że z początku zgłupiałem. Wydało mi się, że jakimś cudem pomyliłem pokoje.
Ściana szkła od strony rzeki znikła – jej następczyni wyglądała na metalową. Wszystkie meble i sprzęty odciągnięto na bok, żeby nie zawadzały, tak że pośrodku pustej przestrzeni pozostała jedynie Bella, skulona dziwacznie na wąskim łóżku. Nie było to zwyczajne łóżko, tylko takie na kółkach, z metalową ramą, jak w szpitalu. Bella była też, jak prawdziwy pacjent, podłączona do różnych czujników, a w bladą skórę miała powbijane różne rurki. Czujniki migały, ale nie wydawały żadnych dźwięków. Odgłos cieknącej cieczy okazał się dochodzić z kroplówki – z woreczka na specjalnym stojaku sączył się nieprzeźroczysty, białawy płyn.

Belka stoi więc już prawie nad grobem. Dżejk nie chce na to patrzeć, więc ucieka w las. The end.

Na Wielkiego Boga Oma, jaki ten chapter był nudny! Poza odłączeniem się Dżejka od sfory właściwie nic się nie stało. Ale co się dziwić? Stefka w życiu nie napisze żadnej sceny walki, bo po prostu nie umie, a poza tym musiałaby pewnie zabić któregoś ze swoich pupilków. Nawet jeśli pojawia się jakaś bitwa, to i tak tego nie widzimy (patrz ZU i Belka szurnięta jak najdalej od ciekawej akcji), zaś żadnemu z bohaterów nie dzieje się wielka krzywda, a przynajmniej nie na długo (patrz ZU i poturbowany Dżejkob). Żadnego napięcia, żadnych ciężkich potyczek. Nie mówię, żeby Stefcia bawiła się w George’a R.R. Martina, który wycina swoich bohaterów bezlitośnie i w najbardziej okrutny sposób, ale mamy tutaj do czynienia z supersilnymi i superszybkimi, nadnaturalnymi maszynami do zabijania i nic się nie dzieje! Konflikt ledwo dycha, ofiar zero, nie licząc jakichś piętnastoplanowych postaci, np. Bree. BOOORING!!! (+100 nuda)

W punktach dziś dość biednie.

Statystyka
(+101 nuda)
(+15 głupota)

Buziaki

Beige


7 komentarzy:

  1. Witajcie moje złote! Jeśli mnie pamiętacie, to wy wiecie dobrze jak was kocham za te recenzje, więc nad tym się roztkliwiać nie zamierzam. Za to postanowiłam się w końcu odezwać w komentarzu i nieco pokłócić :D
    "Sam był pierwszym wilkołakiem i przywódcą sfory, a teraz to wszystko bullshit, bo alfą od zawsze powinien być Dżejk, tylko o tym nie wiedział(...)"
    FAIL! Wiedział, wiedział, opowiadał przecież o tym Belli w ZU. W waszej analizie ten "foreshadow” był w rozmowie, którą sama Beige opatrzyłaś komentarzem: "Belka i McWolf spędzają następnych kilka stron na zajebiście nudnej gadaninie, której wam oszczędzę. (+50 nuda)" A jeśli mam przytoczyć konkretny cytat to brzmi tak:
    "-Tak, miałem być Alfą.
    -Sam nie chciał ustąpić ci miejsca?
    -To ja nie chciałem go zająć. (...) Sam złożył mi propozycję, ale ją odrzuciłem."
    Obiecałam wam chyba kiedyś, że jako fanka serii będę się kłócić jeśli będę miała o co, choćby o pierdołę. Proszę bardzo – wytykam błąd. Inne wilki wcześniej nie miały możliwości wyboru wodza, bo jak powiedział Jake, dwóch watach nigdy nie było. Teraz taka możliwość zaistniała i ten kto chciał; patrz Seth, skorzystał.
    Dopinguję was dalej, piszcie następne rozdziały. Patrzę wam na ręce, znaczy obserwuję waszego bloga ^___^
    Remmy

    OdpowiedzUsuń
  2. To serio było aż take nudne? Oo. Osobiście moją przygodę z Twilightem skończyłam w połowie trzeciego tomu, bo nawet Jasper przestał mi się podobać, a stek idiotyzmów mnie wykończył.

    Analiza jest ogólnie cudowna <3 Czekam na kolejne rozdziały, przynajmniej dowiem się wreszcie o co chodzi z tym całym wpojeniem w Edłardowego potworka.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Następny Stefowy ASS PULL. Jak zwykle Meyerowa najpierw coś nam mówi, żeby później stwierdzić „Nieee, tak naprawdę to jest zupełnie odwrotnie”. Wąpierze nie mogą mieć dzieci, ale jednak mogą. Sam był pierwszym wilkołakiem i przywódcą sfory, a teraz to wszystko BULLSHIT, bo alfą od zawsze powinien być Dżejk, tylko o tym nie wiedział. HOW CONVENIENT. Nie ma to jak konsekwencja. O ile niespodziewane zwroty akcji są potrzebne, żeby było ciekawiej, to nie powinny być z rzyci wzięte. Nie przypominam sobie jakiegoś przemyślanego FORESHADOWINGU dla tej sceny."

    Lubię Wasze analizy, ale przeszkadza mi w nich nagromadzenie miejscami anglicyzmów.

    Melomanka

    OdpowiedzUsuń
  4. A, i jeszcze "nudny chapter". Co jest nie tak w zwykłym polskim "rozdziale"?

    Melomanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się w polskim są wszystkie niezbędne do pisania wyrazy

      Usuń
    2. Popieram. Analiza bardzo fajna i pełna humoru, ale to nadużywanie angielskich zwrotów (kiedy nie jest to w żaden sposób uzasadnione - np. brak polskiego odpowiednika) wionie żenadą. Czemu zresztą faworyzowany jest akurat angielski, a nie francuski, niemiecki czy włoski?

      Usuń
  5. SMeyer powinna tez unikac pisania o ciazy zagrazajacej zyciu... w sumie to niech nic nie pisze.

    OdpowiedzUsuń