niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział X: Czemu po prostu sobie stamtąd nie poszedłem? No, tak. Bo jestem kretynem

Meyer? Wbrew temu co zapewne myślisz,te tytuły naprawdę nie są zabawne.

Krótkie streszczenie poprzedniego rozdziału: świeżo upieczony małżonek (Edward C.) proponuje byłemu konkurentowi (Jacob B.), aby ten co jakiś czas pobzykał się z jego ślubną (Isabellą C. de domo S.) w celu zrobienia jej dziecka, a wszystko to bez wiedzy wyżej wymienionej.
Absurdalność tego pomysłu zauważa sam zainteresowany:

Tyle że zamiast grać naiwnego kujona, który zamierza zaprosić najładniejszą laskę w szkole na bal absolwentów, byłem wilkołakiem idącym spytać żony wampira, która już dawno dała mi do zrozumienia, że nie mam u niej szans, czy nie miałaby ochoty zamieszkać ze mną na kocią łapę i zrobić sobie ze mną dziecka.

Do wszystkich, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z „Przed Świtem” - przysięgam, że nie wymyśliłyśmy z Beige żadnej z powyższych patologii. Wszystko znajduje się w książce. Ba, znam twihardy, które uważają projekt McSparkle'a za szczyt romantyzmu.

Jake, zgodnie z obietnicą daną Edkowi, zamierza przedyskutować z Belcią kwestię jej ciąży oraz ewentualnych alternatyw do spłodzenia małego potworka. Napotyka jednak opór ze strony Rosalie, która ewidentnie przywiązała się do idei posiadania dziecka w rodzinie i ani myśli zostawiać Belkę samą.

Mnie i Carlisle’a będziesz miała cały czas na oku – zapewnił siostrę Edward. Powoli tracił nad sobą kontrolę, okazując coraz więcej gniewu. – To nas Bella się obawia.
Ależ nie – wyszeptała Bella. W oczach stanęły jej łzy. – Nie, to nieprawda...

Owszem, prawda. Musiałaś sobie znaleźć ochroniarza, który tkwi przy twoim boku w trybie 24/7 bo w innym przypadku kochający mąż dokonałby na tobie aborcji siłą i wbrew tej woli.


…Niech mi ktoś wytłumaczy, skąd się biorą fani tej abominacji? Ta książka nie jest po prostu głupia, jak Nju Mun czy Zaćmienie. Jest chora i obrzydliwa.


No, mamy coś na poprawę nastroju. Niech nikt nie mówi, że Black jest pozbawiony daru obserwacji:

Bella w chorobliwy sposób starała się nie zranić jego uczuć. Sama się podkręcała. Aż niedobrze się od tego robiło. Ta dziewczyna była klasycznym przypadkiem męczennicy. Jak nic urodziła się w złym stuleciu. Powinna była żyć w czasach, w których w imię swoich przekonań mogłaby zginąć pożarta przez lwy na arenie.

Dobra wiadomość? Stefa ma jeszcze tyle obiektywizmu, by zauważyć niezdrowe zachowanie swego awatara.
Gorsza wiadomość? W jej opinii bycie masochistą to coś godnego pochwały, a Jacob wykazuje się tu brakiem delikatności uczuć.

Stefciu? Robienie z siebie wycieraczki przed mężczyzną i przepraszanie go za to, że podjęło się decyzję w związku z własnym życiem nie jest fajne.

Głupota: +15

Don Cullenowie opuszczają hacjendę, by niewolnik mógł w spokoju porozmawiać ze swą Panią.

Nie będę ci wciskał kitów, Bells. Jesteś kretynką.
Wiem – westchnęła. – Wyglądam koszmarnie.
Jak jakaś szkarada, co wypełzła z bagien.
Zaśmiała się.
Strasznie fajnie, że przyszedłeś. Miło jest się znowu uśmiechać. Mam już powoli serdecznie dosyć tej rozpaczy i napięcia wokół siebie.

Wiecie co? To jest smutne. Po prostu smutne. Jestem w stanie zrozumieć, że Wardo boryka się z poczuciem winy i raczej nie nadaje się w obecnym stanie do występów w „Whose line is it anyway?”, ale z powyższego akapitu wyraźnie wynika, że Belka nie ma w tej ciężkiej chwili ŻADNEGO oparcia w swoim mężu – ani też w swej nowej rodzinie. Nawet Rose, tkwiąca twardo przy jej boku, robi to tylko ze względu na dzidzię. Ta dziewczyna jest całkiem sama z potwornym ciężarem, który dobrowolnie zgodziła się dźwigać – i nikt nie powie jej w tak trudnym momencie „Nie martw się, jestem z tobą”.
Aborcja to bardzo delikatny temat, stawiający pytania na które nie ma jasnej odpowiedzi. Sposób, w jaki przedstawia tę kwestię autorka sprawia, że mam ochotę rwać włosy z głowy. I to bynajmniej nie własnej. Neptunie, kto by przewidział, że kiedykolwiek będzie mi szczerze żal Belli?

I jeszcze raz, drodzy wielbiciele dzieł pani Meyer – Edzio jest takim wspaniałym partnerem PONIEWAŻ?

Tyran: + 25
Angst: +25

Blablabla, umrzesz, nie umrę, umrzesz...O nie, proszę, tylko nie to. Ten rozdział jest już wystarczająco koszmarny.

Edward opowiedział mi kiedyś, jak to u was jest z tym wpojeniem. Powiedział mi, że to czysta magia, jak coś wzięte prosto ze Snu nocy letniej. Pewnego dnia, Jacob, znajdziesz tę, której tak naprawdę szukasz, a wtedy może zrozumiesz czemu postępuję teraz tak, a nie inaczej.

...Meyer, czy ty czytałaś w ogóle „Sen nocy letniej”? Albo chociaż przejrzałaś streszczenie? O zrozumienie utworu nie pytam, bo doprawdy, chyba nawet ty nie byłabyś w stanie błędnie go odczytać...

The novel Twilight by Stephenie Meyer is based on a few books. It is partially based on Jane Austen's Pride and Prejudice and Charlotte Bronte's Jane Eyre in addition to a few others. (źródło)

...Dobra, cofam ostatnie zdanie.

Stefciu, chodź, szepnę ci coś na uszko: „Sen nocy letniej”, podobnie zresztą jak inne dzieło Barda, „Romeo i Julia” nie traktuje o miłości. Pokazuje za to, w mocno ironiczny zresztą sposób, czym kończy się pomylenie młodzieńczych hormonów/magii z uczuciem. Hermia, Lizander i reszta ferajny nie odnajdują drugiej połówki na skutek eliksiru – przeciwnie, zamieniają się w pozbawione wolnej woli zombie, które obdarzają irracjonalnym uczuciem pierwszą napotkaną istotę. Doprawdy, nie życzyłabym podobnego losu najgorszemu wrogowi, nie mówiąc o przyjaciołach.
No, ale jak wszyscy wiemy, brak kontroli nad własnym życiem to jeden z głównych fetyszy Stefy.

Głupota: + 25

Następny fragment to dialog dotyczący sensu poświęcenia Belli i muszę oddać Meyerowej – to pierwsze w tym tomie w miarę dojrzałe podejście do tematu, gdzie brak akceptacji Jake'a dla pomysłu dotrzymania ciąży zderza się z wiarą pani Cullen w to, że postępuje słusznie. Rozpłynęłabym się z zachwytu, ale niestety wciąż przed oczami tkwi mi obraz McSparkle'a - ginekologa z powołania.

Na czym jednak opiera swe przekonanie Belcia? Okazuje się, że nasza heroina wpadła na chyba jedyne logiczne rozwiązanie w danej sytuacji:

– Słyszałeś kiedyś, że Esme skoczyła z klifu? To znaczy, kiedy jeszcze była człowiekiem.
– I co z tego?
– Była tak bliska śmierci, że nawet nie próbowano jej ratować zamiast do lekarza, zawieziono ją prosto do kostnicy. Ale kiedy znalazł ją Carlisle, jej serce nadal biło...
Właśnie to miała na myśli, zarzekając się wcześniej, że nie pozwoli mu ucichnąć.
– Czyli nie zamierzasz wyjść z tego jako człowiek – podsumowałem głosem bez wyrazu.
– Zgadza się.
(...)
– Wampiryzacja jako metoda ratowania życia – wymamrotałem.
– Sprawdziła się w przypadku Esme. I Emmetta. I Rosalie. Nawet Edward tak właśnie stał się jednym z nich. Kiedy Carlisle decydował się ich przemieniać, żadne z nich, delikatnie mówiąc, nie było w najlepszej formie. Inaczej zostawiłby ich w spokoju. Nie odbierał im życia, tylko je ratował.
Dobry wampir. A jednak.
 Nie, wulwa mać, wcale NIE dobry.

Kolejną rzeczą, która doprowadza mnie do bólu głowy w tym uniwersum jest gloryfikowanie Carlisle'a, który - jak żywo - jest po prostu samolubnym dupkiem. Spójrzmy zresztą, jak przebiegała każda z transformacji:

  • Edward: Carlisle ujrzał w szpitalu urodziwego młodzieńca i uznał, że ktoś z tak ładną buźką przydałby mu się na syna. W dodatku był samotny.
  • Esme: pomimo posiadania atrakcyjnej latorośli pan doktor wciąż czuł, że czegoś mu brak. Kiedy więc zobaczył atrakcyjną, konającą kobietę stwierdził, iż posiadanie żony też nie byłoby złym pomysłem. Informacja dodatkowa: Esme rzuciła się z klifu, ponieważ straciła dziecko.Przemieniając ją, Carlisle skazał małżonkę na wieczną bezpłodność.
  • Rosalie: Pewnego dnia doktorek znalazł na ulicy przepiękną, skatowaną dziewczynę i zdecydował, że ktoś o takich wdziękach stworzy idealną parę z jego synem. Niestety, eksperyment się nie powiódł, Edward odmówił poślubienia niewiasty. Informacja dodatkowa: Rose nienawidzi swojego nowego wcielenia tak bardzo, że za ponowną przemianę w człowieka i możliwość urodzenia dziecka oddałaby nawet swą nieziemską urodę.
  • Emmett: Tym razem to przybrana córka poczuła się samotna i poprosiła tatkę o uratowanie młodzieńca poturbowanego przez niedźwiedzia. 
Prawdziwy święty, czyż nie?

Tyran: + 50
Głupota: +25

 -Nie rób tego Edwardowi. – Mimowolnie, podnosiłem stopniowo głos i mówiłem coraz bardziej surowym tonem. – Wiesz, co on zrobi, kiedy umrzesz. Już to raz przerabialiście. Chcesz, żeby wrócił do tych włoskich zabójców?
Skuliła się, wbijając się w poduszki.
Postanowiłem jej nie zdradzać, że tym razem lot przez Atlantyk nie miał być konieczny.

Ach, racja. Dziękuję, Jake, za przypomnienie mi o jeszcze innym aspekcie całej sprawy. 

Pamiętacie zapewne, że w części drugiej Edward postanowił popełnić SparkleSuicide na wieść o domniemanej śmierci ukochanej.

Pogrążając tym samym w żałobie całą swą rodzinę.

To wprost nie do wiary, jaki wielki jest z tego faceta samolub. O ile za pierwszym razem można było go tłumaczyć emocjami, o tyle tu brak mi jakichkolwiek podstaw do usprawiedliwienia. Wardo planuje z wyprzedzeniem swą egzekucję, niepomny tego, jaki wpływ na resztę Cullenów będzie miało jego samobójstwo - a także kompletnie lekceważąc słowa Belki, że nie życzy ona sobie tego rodzaju wyrażania rozpaczy i chciałaby, aby po jej śmierci nadal szukał szczęścia.

Prawda, że wszystkie chciałybyście takiego cudownego męża?

Tyran: +100

- Nie zabiję go - szepnęła.
  Znowu zatrzęsły mi się ręce.
Och, co za nowina! Nikt mi nic nie powiedział. Czyli to chłopak? Powinienem był przynieść niebieskich balonów dla naszego zucha!
(...)
No, nie wiem, czy to chłopiec – przyznała nieśmiało. – Na ultrasonografie nic nie widać, bo błona otaczająca dziecko jest zbyt gruba – jak ich skóra. Jego płeć to nadal tajemnica. Ale zawsze wyobrażam je sobie jako chłopca.
Bella, to coś w środku to nie jest jakiś słodziak z reklamy pieluch.

Och Black, gdybyś tylko wiedział to, co ja wiem...

-Ale to, że będę matką też nie jest w tym wszystkim najważniejsze. Najważniejsze jest... hm... że to właśnie konkretne dziecko.
To zabójca, Bella. Tylko spójrz na siebie.
To nie jego wina, tylko moja. Jestem tylko słabym człowiekiem.

No to pozamiatane. Wygląda na to, że bachor będzie mógł szantażować mamusię z taką samą łatwością, jak jego tatuś: „Ależ nie skarbie, oczywiście, że to nie twoja wina, że rzuciłeś miseczką o podłogę! Mama powinna była wiedzieć, że jej aniołkowi nie będzie smakować krupnik. To wszystko jej wina!”


No dobrze, gadamy już tyle czasu, a wciąż nie zbliżyliśmy się do głównego powodu, dla którego nasz dzielny Indianin okopuje salony państwa. Czas to naprawić.

Gdybyś miała jeszcze jedną szansę? Gdyby to nie było tak, wszystko albo nic? Gdybyś posłuchała Carlisle’a jak na grzeczną dziewczynkę przystało i wyszła z tego żywa?
Nie pozwolę...
Jeszcze nie skończyłem. Wyobraź sobie, że już jest po wszystkim. Żyjesz i jesteś człowiekiem. Czy nie mogłabyś wtedy spróbować jeszcze raz?
Zmarszczyła czoło. Dotknęła miejsca, w którym stykały się moje ściągnięte brwi, i starała się przez chwilę je wygładzić, trawiąc to co powiedziałem.
Nie rozumiem... O co ci chodzi z tym, że mogłabym spróbować jeszcze raz? Chyba nie sądzisz, że Edward pozwoliłby mi?... A zresztą, co to za różnica? Jestem pewna, że każde dziecko...
- Nie – warknąłem. – Nie każde. Tylko jego dziecko.
Wyraz zagubienia na jej twarzy pogłębił się.
Co takiego? - A potem zamrugała i widać było, że wreszcie załapała.
Och. O nie. Jacob, to wstrętne! Uważasz, że powinnam zabić swoje dziecko i zastąpić je jakimś innym?! Dać się sztucznie zapłodnić?! – Była na mnie wściekła. – Po co miałabym chcieć urodzić dziecko jakiegoś obcego faceta?! Bo co, bo to żadna różnica?! Każde się nada?!
Nic nie mówiłem o żadnym obcym facecie – mruknąłem.
Pochyliła się ku mnie.
To jak by to miało wyglądać?
Już nic. Zapomnij. Zignoruj mnie jak zwykle.
Skąd ci to przyszło do głowy? – drążyła.
Bella, koniec tematu!
Ale i tak nabrała podejrzeń.
Czy to on kazał ci to mi zaproponować?
Zawahałem się, zaskoczony, że wpadła na to tak szybko.
Nie, skąd.
Nie kłam. To jego pomysł, prawda?
Nie, przysięgam. Ani słowem nie wspomniał o sztucznym zapłodnieniu.
(...)
Nie z nieznajomym? – przerwała ciszę.
Drgnąłem.
Co dokładnie powiedział ci Edward? – spytała cicho.
Nic takiego. Myślał tylko, że może mnie wysłuchasz.
Nie, nie. Co powiedział ci o tym, że mogę spróbować raz jeszcze?
Świdrowała mnie wzrokiem. Uzmysłowiłem sobie, że zdradziłem jej już zbyt dużo szczegółów.
Nic. Nic a nic.
Otworzyła nieznacznie usta.
Wow – wyrwało jej się.
żadne z nas nic więcej nie dodało. Wpatrywałem się we własne stopy, nie śmiejąc spojrzeć jej w oczy.
Naprawdę zrobiłby dla mnie wszystko – szepnęła. – Prawda?

Fakt, wszystko. Łącznie z przehandlowaniem cię niczym alfons ulicznicę osobie trzeciej. Nie zapomnij kupić mu bombonierki w ramach podziękowań.

Głupota: + 100

Ty też, tak jak on, nie zawahałbyś się przed niczym. Nie pojmuję, czemu tak wam na mnie zależy. Nie zasłużyłam sobie na żadnego z was.
Ale i tak nas zlekceważysz.
Tym razem, niestety, muszę – westchnęła. – Żałuję, że nie potrafię wytłumaczyć ci tego tak, żebyś zrozumiał. Nie potrafię zrobić mu krzywdy – wskazała na swój brzuch – tak samo jak nie potrafiłabym sięgnąć po broń i strzelić do ciebie. Kocham go.
Ech, Bella, dlaczego zawsze kochasz tych, których nie powinnaś?
Ja tam wcale tak nie uważam.

Ja też nie. Dobraliście się wprost fenomenalnie – socjopatka, psychopata i kompletnie pozbawiony gustu niewolnik.

Wyciągnęła ku mnie rękę.
Nie idź jeszcze.
Uzależnienie wysysało ze mnie wolną wolę, zatrzymując mnie za wszelką cenę w pobliżu zapasu towaru.
Nie pasuję tutaj. Muszę już wracać.
Dlaczego tu dzisiaj przyszedłeś? – spytała, wciąż ku mnie sięgając, choć brakowało jej już sił.
Tylko po to, żeby sprawdzić, czy jeszcze żyjesz. Nie wierzyłem w tę historię Charliego o tym, że jesteś chora.
Nie byłem w stanie ocenić po wyrazie jej twarzy, czy kupiła tę bajeczkę czy nie.
Odwiedzisz mnie jeszcze? Zanim...
Nie będę tu przesiadywał, żeby przyglądać się, jak umierasz.
Wzdrygnęła się.
Masz rację, masz rację. Powinieneś już sobie pójść.
Ruszyłem w kierunku drzwi.
Pa – zawołała za mną cicho. – Kocham cię.

Tajest! Igraj sobie z sercem biednego murzyna – cierpi już tyle czasu, że równie dobrze może pomęczyć się jeszcze trochę trochę dłużej.

Bitch: +25

Jake ma na szczęście resztkę instynktu samozachowawczego, ucieka więc od naszej intrygantki i udaje się na spotkanie ze sforą, po drodze wyświetlając jej członkom streszczenie dzisiejszej analizy. Po zapoznaniu się z całą sytuacją, werdykt Sama i współplemieńców brzmi:

Bezpieczeństwo naszych bliskich i pozostałych mieszkańców tych okolic jest ważniejsze niż życie jednej dziewczyny.
Jeśli tego czegoś nie zabiją, to będziemy zmuszeni ich wyręczyć.
Żeby chronić nasze plemię.
Żeby chronić nasze rodziny.
Musimy zabić to coś, zanim będzie za późno.
(…)
Czekajcie, pomyślałem.
Przystanęli, ale tylko na sekundę.
Mamy niewiele czasu, powiedział Sam.
Co się z wami dzieje? zaprotestowałem. Nie zdecydowaliście się zaatakować ich popołudniu, chociaż w grę wchodziło złamanie paktu, a teraz, kiedy nikt nie naruszył jego postanowień, planujecie rzeź?
Czegoś takiego w pakcie nie przewidziano, wyjaśnił Sam. A to coś w Belli stanowi zagrożenie dla każdego człowieka w promieniu wielu kilometrów. Nie wiemy, jakiego typu istotę spłodził Cullen, ale wiemy, że jest silna i bardzo szybko się rozwija. I że będzie za młoda, żeby przestrzegać jakiegokolwiek paktu. Pamiętasz tamte nowo narodzone wampiry, z którymi walczyliśmy na wiosnę? W głowach było im tylko zabijanie, a przy tym były zupełnie nie do ujarzmienia. Wyobraź sobie coś takiego, ale chronione przez Cullenów.
Nie mamy pewności... zacząłem.
Zgadza się, pewności nie mamy. Ale nie możemy ponosić takiego ryzyka. Pozwalamy Cullenom mieszkać w tych stronach tylko dlatego, że ufamy im w stu procentach. Wiemy, że nie zrobią tu nikomu nic złego. Ale czemuś takiemu nie będzie można ufać.
(…)
Nie no, po prostu nie wierzę, że to się dzieje naprawdę! A jak niby zamierzacie zabić tego potworka, nie zabijając Belli?
W mojej głowie zapadła wiele mówiąca cisza.
(…)
Życie Belli to wysoka cena i w pełni zdajemy sobie z tego sprawę. Zabijanie ludzi jest wbrew wszelkim wyznawanym przez nas zasadom. To potworne, do czego zmuszają nas okoliczności. Będziemy długo cierpieć po tym, co wydarzy się dziś wieczorem.


W...T...F?

Wiecie co? Rozumiem intencję Stefy dotyczącą tego fragmentu. Miał on portretować lidera klanu, który stoi przed przerażającym wyborem: zabicie niewinnego lub narażenie mnóstwa ludzi na niebezpieczeństwo.
Problem w tym, że Meyer pisać nie umie, a sam konflikt jest bardzo łatwy do rozwiązania.
W związku z powyższym otrzymujemy Sama - okrutnika, który nie tylko bez chwili zastanowienia postanawia złamać pakt oraz zamordować człowieka, ale w dodatku jest idiotą.

Quileutowie nie mają pojęcia, co właściwie rośnie w brzuchu Belli. To, że owa istota wysysa z matki wszystkie soki nie oznacza koniecznie, że będzie rzucać się na przypadkowych przechodniów; istnieje szansa, że okaże się myślącą i rozumną istotą. Dlaczego więc, u diabła, Uley i spółka po prostu nie poczekają do końca porodu?! Te kilka dni nie tylko mogą uratować niewinne (gdyby się jednak takim okazało) dziecko, ale przede wszystkim jego matkę. PO CO atakować, skoro nawet nie jest się pewnym, że zagrożenie w ogóle nadejdzie?!

Ach tak, zapomniałabym. W ten sposób odpadłaby nam główna nić fabularna tej księgi.

Uwaga, będzie rekord.

Głupota: + 1000
Tyran: + 1000

Jacob, nawrócony po wizycie u swej pani na Cullenizm, próbuje przekonać szefa do zmiany zdania, ten jednak pacyfikuje go wykorzystując moc Alfy – siłę, dzięki której członkowie watahy zmuszeni są wykonywać polecenia przywódcy – i ustala taktykę, przydzielając chłopakom poszczególne wąpierze do wszamania.


Czy Jake zaatakuje swą ukochaną? O tym już w następnym odcinku.



Statystyka:

Tyran: 1175
Głupota: 1165
Bitch: 25
Angst: 25


Maryboo

 

9 komentarzy:

  1. też zrobiłam fejspalma. Nie wiedziałam, gdzie się schować po tym co przeczytałam. Jejku jej! Jak on się poświęca!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki wam gigantyczne za uczynienei mojego poniedzialku znosnym ;D

    Gayaruthiel

    OdpowiedzUsuń
  3. Borze, to jest tak bardzo złe.
    Team Jacob jako Mniejsze Zło i tyle w temacie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszecie,ale krótko.Ale jeszcze jakie kawałki przed nami!Poród i macierzyństwo,ze palce lizać!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. Poprawka. Nie "Naprawdę zrobiły DLA MNIE wszystko" tylko "Naprawdę zrobiłby ZE MNĄ wszystko". Łącznie z aborcją na siłę, pożyczaniem sąsiadom i - gdyby miał takie widzimisię - wtykaniem petardy w zadek.
    Naprawdę chciałabym, żeby ktoś napisał ficka z tą samą chorą relacją opisaną jako właśnie chora relacja.

    Hasz

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest swoją drogą fascynujące - opisać chorą, popieprzoną relację jako wielką miłość i sprawić, że czytelnicy to kupują, wierzą, że to właśnie JEST wielka miłość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mistrzostwo świata w reklamie! pogratulować

      Usuń
  7. SMeyer jest tak cholernie kiepska pisarka ze tematy samobojstwa i in vitro powinna omijac z daleka...

    OdpowiedzUsuń
  8. "To wprost nie do wiary, jaki wielki jest z tego faceta samolub. O ile za pierwszym razem można było go tłumaczyć emocjami, o tyle tu brak mi jakichkolwiek podstaw do usprawiedliwienia. Wardo planuje z wyprzedzeniem swą egzekucję, niepomny tego, jaki wpływ na resztę Cullenów będzie miało jego samobójstwo - a także kompletnie lekceważąc słowa Belki, że nie życzy ona sobie tego rodzaju wyrażania rozpaczy i chciałaby, aby po jej śmierci nadal szukał szczęścia."

    Ej no, ale ostatecznie to jego "życie". Chce się zabić - droga wolna. Ma się oglądać na uczucia innych (a jego uczucia?) albo na zakazy żony i "żyć na siłę", jeśli ma wszystkiego dość? Akurat tu się z analizą nie zgadzam. Same krytykujecie cierpiętnictwo, a życie "na siłę" wbrew sobie, a dla innych to właśnie coś takiego.

    Reszta analizy - 100% zgoda, obleśna ta książka bardzo. :(

    OdpowiedzUsuń