niedziela, 24 czerwca 2012

Dziś, moi milusińscy, mamy dla was niespodziankę – a nawet dwie.

Primo:Jak już wspomniałam we wstępie do naszych analiz, Stefcia postanowiła podzielić swe ostatnie (daj bór) dzieło na trzy części.
Dobra wiadomość? To oznacza tymczasowy koniec edwardocentrycznej, egoistycznej i pseudo-angstowej narracji w wykonaniu Belli.
Zła wiadomość? Ta księga jest jeszcze koszmarniejsza od swej poprzedniczki.

Secundo: Ponieważ Beige miała pewne problemy z harmonogramem, to ja zajmę się podsumowaniem dotychczasowych punktów. Niechaj więc rozbrzmią fanfary – oto, jak przedstawia się sytuacja:

Głupota: 2488
Tyran: 794
Angst: 548
Bitch: 333
Ego: 101
Zła córka: 76
Nuda: 17
Zbędność: 11
Zły ojciec: 5


….Boru, właśnie pobiłyśmy rekord. A to dopiero jedna trzecia materiału.


Nie przedłużając: przed nami Księga Druga – Jacob.

Tak, tak! Tym razem rolę narratora będzie pełnił nasz ulubiony murzyn pańszczyźniany. Jest to bodaj jedyna rzecz, która raduje mnie w kontekście tego, co nas czeka – Jake posiada bowiem poczucie humoru i trzeźwe spojrzenie na świat, czyli dwie rzeczy, których zdecydowanie brakowało pani Cullen.
Próbkę dostajemy już w prologu:

Życie to jedno wielkie gówno, a potem się umiera.
Ta. Chciałoby się.

Muszę szczerze powiedzieć, że gdy zobaczyłam ten wstęp po raz pierwszy, uśmiechnęłam się. Co za miła odmiana po przefilozofowanych, nadętych przemyśleniach Belki! Widzisz, Stefciu, jak chcesz to potrafisz. Szkoda jedynie, że powiew świeżego punktu widzenia zostanie brutalnie pogrzebany pod natłokiem idiotyzmów fabularnych.
Aha, mamy jeszcze idealnie dobrany cytat Szekspira, nad którym nie będę się znęcać – jego proroczą wymowę poznamy, niestety, już wkrótce.


Przejdźmy zatem do właściwej treści:

Rozdział VIII: Kurczę, kiedy wreszcie wybuchnie ta wojna z wampirami?

...Nie, ja nie żartuję. To jest autentyczny tytuł. Co poniektóre będą się składać nawet z kilku zdań.

Z naszym bohaterem spotykamy się w jego chatynce, którą to okupuje jego przyjaciel i przyszły członek rodziny, Paul. Jacob jest niezadowolony – kiedy don Cullenowie przenieśli się do Ameryki Południowej stracił pracę na plantacji, a szwagier in spe bezczelnie wyżera mu chipsy.
Skąd jednak taki a nie inny status członka sfory? Ot, chłopak wpoił się w siostrę Jacoba, Rachel, gdy ta przyjechała odwiedzić rodzinne strony.

A już myślałem, że gorzej być nie może, kiedy i jego trafił ten cholerny „grom z jasnego nieba”. Czwarte wpojenie w sforze to już była przesada. Kiedy to się miało skończyć? Na litość boską, legendy mówiły, że to rzadkość! Rzygać mi się chciało od tych ich amorów. Czemu musiało paść akurat na moją siostrę?

Celne spostrzeżenie. Meyer, na wszystkich bogów greckich: już i tak lekceważysz prawa biologii, fizyki i prawdopodobieństwo psychologiczne, trzymaj się więc chociaż swojego własnego kanonu.

Głupota: +1

A tak swoją drogą, ręka w górę – ilu z was w ogóle pamiętało, że Black ma rodzeństwo?

Jednak to nie zagarniecie lodówki i telewizora przez kompana jest największym problemem Indianina. Biedaczek gryzie się bowiem, czy kiedykolwiek ujrzy jeszcze swą Panią.

Nie spałem po nocach, wyobrażając sobie, jak to będzie.
Charlie szlochający w słuchawkę – Bella i jej mąż zginęli w katastrofie lotniczej. Nie, chyba przesadzałem z tą katastrofą – taką to za trudno byłoby upozorować. Chyba że pijawki nie miały nic przeciwko zabiciu kilkudziesięciu niewinnych pasażerów... Ale niby dlaczego miałyby mieć coś przeciwko? Zresztą, może rozbiłaby się awionetka? Na awionetkę to byłoby ich stać...
A może morderca miał wrócić do domu sam, po nieudanej próbie zrobienia z Belli jednej z nich? Ba, może nawet nie doszliby do tego etapu – może zgniótłby ją niechcący jak paczkę chipsów, próbując sobie dogodzić? Bo jej życie było dla niego mniej ważne niż zaspokajanie własnych samczych zachcianek...
Och, jaką tragiczną historię miałby do opowiedzenia! Bella przypadkową ofiarą napadu rabunkowego. Bella zadławiła się na śmierć przy kolacji. Bella zginęła w wypadku samochodowym. Tyle ludzi ginie na drogach. Moja mama też tak zginęła. Nikt by nie nabrał podejrzeń.
Czy zamierzał „sprowadzić jej zwłoki” do Forks? „Pochować” ją tu dla Charliego?

Wiecie, co jest w tym wszystkim najbardziej przerażające? Jestem w stanie bez problemów wyobrazić sobie Cullenów realizujących każdą z tych opcji. W sumie, jedna z nich była całkiem bliska spełnienia.
Jake nie oddaje się jednak wyłącznie wymyślaniu najczarniejszych scenariuszy. Planuje też ewentualną zemstę:

Ze „zwłokami” czy bez, mniejsza o to, byleby drań wrócił. Bylebym miał szansę dorwać gada. Bo może wcale nie miało być żadnej oficjalnej wersji wydarzeń. Może Charlie miał zadzwonić do Billy’ego z pytaniem, czy nie kontaktował się z nim czasem doktor Cullen? Może doktor Cullen miał po prostu z dnia na dzień przestać chodzić do pracy? Dom by opuścili. Nikt nie odbierałby ich telefonów. Jakaś drugorzędna stacja telewizyjna podałaby w dzienniku informację o ich tajemniczym zniknięciu, węsząc jakieś machloje... (…) To by było dopiero wyzwanie – to znaczy, wyzwanie dla mnie. Ciężko byłoby mi ich znaleźć, gdyby tego nie chcieli. Ale z drugiej strony, miałbym na to całą wieczność. Jak się ma wieczność, można sprawdzić każdą słomkę w każdym stogu siana na świecie.

Wszystko fajnie...tylko za co właściwie Jacob zamierza się mścić? Przecież przedstawiony powyżej plan zakłada, że Bella jednak przeżyła i została zamieniona zgodnie ze swą wolą. Wiem, że transformacja ukochanej byłaby ci nie w smak, ale chłopcze – polowanie na nową rodzinę lubej (i, jak wynika z powyższego fragmentu, na samą lubą) do której to rodziny świadomie i chętnie dołączyła byłoby absolutnym szczytem niedźwiedziej przysługi.

Głupota: + 15
Tyran: +5

Moglibyśmy wyprawić się tam jeszcze dziś wieczorem, pomyślałem. Moglibyśmy zabić każdego, kto by się nawinął. (…) Ale Sam nie chciał o tym słyszeć. „Nie zerwiemy paktu. Niech oni zrobią to pierwsi”. Jednak nie mieliśmy żadnego dowodu na to, że Cullenowie coś przewinili. Na razie. Trzeba było tu dodać „na razie”, bo wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu. Bella albo miała wrócić jako jedna z nich, albo miała nic wrócić wcale. Tak czy siak, zabiliby człowieka. A to oznaczałoby, że mamy zielone światło.

...Wiecie co? To prawo jest bez sensu.

Spójrzmy, jak wygląda sytuacja: kilkadziesiąt lat temu sfora Quileutów ustaliła z Cullenami, że nie wolno im ugryźć – w jakimkolwiek bądź celu – żadnego człowieka. Obawy były dwojakie: albo umrze niewinny, albo tenże niewinny powiększy grono potworów. Zasada była jasna: żadnego polowania ani przemieniania, jeżeli nie chcecie żebyśmy się wygadali czym jesteście/zamierzacie to wrócić.
Problem w tym, że przy tak ułożonych warunkach państwo Cullenowie mogą po prostu...nie wracać, a Sam i spółka będą mieć związane ręce. Argument o zdradzeniu tajemnicy stracił rację bytu wiele dekad wcześniej, więc sfora rozgłaszająca sąsiadom że lokalny znachor i jego rozpuszczone dzieciaki to w gruncie rzeczy wampiry dorobiłaby się co najwyżej miejsca z zakładzie zamkniętym. A co do drugiego warunku – cóż, Glittermany będą zmuszone wykreślić Forks z mapy stałych kryjówek i zakamuflować się gdzie indziej – na przykład w Kanadzie. Małe poświęcenie, jeśli chcecie znać moje zdanie.

I tak oto pada nam oś fabularna znacznej części tomu trzeciego, a poniekąd i czwartego. Szybko poszło, co nie?

Fail, Meyer, po trzykroć fail.

Głupota: +50

Spróbowałem skupić się na innych dźwiękach, na wietrze szumiącym w koronach drzew. W wietrze kryły się miliony głosów, których nie byłem w stanie usłyszeć w tym ciele, ale i tak słuch miałem teraz sto razy lepszy od każdego zwykłego człowieka. Słyszałem, co się działo za lasem, co się działo na drodze. Słyszałem auta pokonujące zakręt, za którym wreszcie wyłaniała się plaża – i wyspy, i skały, i ocean aż po horyzont.

Aha...I rozumiem, że wcale mu to nie przeszkadza? Żadnego załamania psychicznego z powodu nieustającego hałasu? Black nie ma najmniejszego problemu, żeby z tej kakofonii wyłapać to, co rzeczywiście chce usłyszeć? Ot, kolejna fajna supermoc, żeby charaktery Stefy były bardziej wypaśne?

Głupota: +25

Jake'a irytuje śmiech dobiegający z sąsiedniego pokoju (słodki Adonisie, zaraził się od McSparkle'a), postanawia więc udać się na plażę. Tam zaś spotyka...

 
Nie.

Błagam, nie. Tylko nie to.

Wiecie, co jest absolutnie najstraszniejszym motywem występującym w tych książkach? Nie związek Edwarda i Belli. Nie wiadra pseudoangstu. Nawet nie głupota, otaczająca czytelnika ze wszystkich stron. I nie poddańczy stosunek kobiety wobec Mężczyzny, do którego przynależy.

Najgorsze jest połączenie pedofilii i tzw. child groomingu, któremu Stefa nadała nazwę wpojenia.

Nasłuchując uważnie, namierzyłem Quila bez trudu. Zastałem go na południowym krańcu plaży, bo unikał tłumu przyjezdnych. Ani na moment nie przestawał upominać swojej podopiecznej:
Trzymaj się z dala od wody, Claire!

Taak. Dziś po raz pierwszy spotkamy się twarzą w twarz z prawdziwym pedowolfem. Prosimy nie podchodzić zbyt blisko wybiegu.

Ktoś tu chyba miał niedawno drugie urodziny, prawda?
Trzecie – poprawił mnie. – Przegapiłeś przyjęcie. Motywem przewodnim były księżniczki. Kazała mi chodzić z koroną na głowie, a potem Emily podsunęła jej pomysł, żeby wypróbować na mnie jej zabawowy zestaw do makijażu.
Wow. Wielka szkoda, że mnie to ominęło.
- Nie martw się, Emily ma zdjęcia. Wyszedłem całkiem sexy.
Ale z ciebie frajer.
Quil wzruszył ramionami.
Najważniejsze, że Claire świetnie się bawiła. O to chodziło.
Wywróciłem oczami. Faceci po wpojeniu byli nie do wytrzymania. Wszystko jedno, na jakim byli etapie – czy mieli się żenić lada dzień jak Sam, czy dawali robić z siebie idiotów jako niańki jak Quil – bijące od nich spokój i pewność wywoływały u mnie odruch wymiotny.

Najgorszą rzeczą w powyższym fragmencie (pomijając aspekt seksualny, o którym za chwilę), jest fakt, że byłby naprawdę zabawny, gdyby dotyczył normalnego faceta – nieważne, ojca czy brata Claire. Kogoś, kto autentycznie miał ochotę wygłupiać się z dzieckiem, żeby sprawić mu radość.
Quil nie ma ŻADNEGO wyboru w tej kwestii. On z dużym prawdopodobieństwem wcale nie chce przebierać się za księżniczkę – on robi to, ponieważ życzy sobie tego obiekt wpojenia. Tu nie ma żadnej chęci sprawienia radości ukochanej osobie – ten chłopak jest fizycznie niezdolny do NIE dogadzania dziewczynce.
Do wszystkich pań, czytających nasze analizy: Wyobraźcie sobie, że wasz brat/przyjaciel/chłopak/mąż został trafiony magicznym zaklęciem i od tej chwili MUSI – jest to konieczność silniejsza nawet od potrzeb fizjologicznych – spełniać wszystkie wasze zachcianki. Nie: chce. Musi. Oczywiście, w teorii jest tym faktem zachwycony i wygląda na to, że wszystko jest w porządku – ale wy nigdy nie wiecie, czy robi to z potrzeby serca, czy dlatego, że zwyczajnie nie może inaczej.
Jak bardzo pokręcona i – ujmę to wprost – chora jest psychika Meyerowej, aby nie tylko stworzyć coś takiego, ale w dodatku nadać owemu zjawisku miano miłości?

Nigdy jeszcze nie spotkałem prawdziwego rodzica, któremu te wszystkie idiotyczne, wymyślane na poczekaniu przez pociechę gry sprawiałyby tyle frajdy. Widziałem raz, jak Quil chował się za różnymi rzeczami i wyskakiwał zza nich z głośnym „a kuku” przez bitą godzinę, i wcale nie wyglądał przy tym na znudzonego. Nawet nie potrafiłem się z niego nabijać – za bardzo mu zazdrościłem.

CZEGO, na bora? Posiadania kompletnie wypranego mózgu?

Jasne, to było beznadziejne, że czekało go jeszcze czternaście lat celibatu, zanim jego wybranka miała być wreszcie w jego wieku – dobrze chociaż, że wilkołaki się nie starzały – ale najwyraźniej wcale mu to nie przeszkadzało.

Ach, tak. Oczywista. Właśnie doszliśmy do najbardziej ohydnego aspektu całej sprawy.

Quil, nie masz czasami ochoty umówić się z kimś na randkę? – spytałem.
(…)
Wsypał kamyki w jej nadstawione rączki. Zaśmiała się głośno i natychmiast cisnęła nimi prosto w jego głowę. Skrzywił się teatralnie, a potem wstał i ruszył w stronę parkingu. Pewnie bał się, że dziewczynka zmarznie niedługo w swoim przemoczonym ubraniu. Jego paranoja była dalej posunięta niż u nadopiekuńczej matki.
Przepraszam za ten głupi tekst o chodzeniu na randki – powiedziałem.
Nie ma sprawy. Zaskoczyłeś mnie tylko. Jakoś nigdy na to nie wpadłem.
Nie sądzę, żeby Claire miała ci to kiedyś za złe. No wiesz, kiedy już dorośnie. Trudno, żeby ci wypominała, że nie żyłeś jak mnich, kiedy chodziła jeszcze w pieluchach.
Jestem pewien, że by zrozumiała.
Nic więcej nie dodał.
Ale i tak się z nikim nie umówisz, prawda? – domyśliłem się.
Nie umiem sobie tego wyobrazić – przyznał cicho. – Po prostu jakoś siebie w tym nie widzę. Zresztą, odkąd jest Claire... dziewczyny przestały dla mnie istnieć. Nie zwracam uwagi na to, która jest ładna, a która nie. Nawet nie widzę ich twarzy.

Rozpisywałam się na ten temat szczegółowo już w „Zaćmieniu Umysłu”. Przytaczałyśmy wraz z Beige informacje o child groomingu i Efekcie Westermarcka. Nie mam siły na ponowne rozpatrywanie tej abominacji. Za bardzo mnie mdli. Tylko kilka skrótowych przemyśleń:

  • Do wszystkich fanek, krzyczących: „To zupełnie niewinne uczucie!” - macie tu czarno na białym; Quil i Jake już teraz rozmyślają, jak to będzie, gdy ten pierwszy wreszcie dostąpi zaszczytu przelecenia swej młodszej siostrzyczki/przyjaciółki/whatever.
  • Dlaczego byłoby to niewykonalne poza Sparklelandem (o ile nie uznajemy chłopaka za potencjalnego gwałciciela) wyjaśniłam w poprzednich analizach.
  • Jak to dobrze, że wszyscy respektują wolną wolę i prawo do wyboru życiowego partnera osoby wpojonej! Nie, Meyer, to że ktoś łazi za tobą w trybie 24/7 nie sprawi, że zaczniesz pałać do swojego cienia gorącym uczuciem – spowoduje co najwyżej, że w końcu będziesz miał ochotę go zabić. Dopóki świat nie zaadaptuje rzeczywistości rodem z powieści Huxleya, potrzeba prywatności wciąż będzie pełnić znaczącą rolę w życiu każdego człowieka.
  • Biedna, biedna Claire. Wyobraźcie sobie, co byłyście poczuli, gdyby po siedemnastu latach wspólnego życia wasz brat/mentor/wujek oznajmił, że chce was bzyknąć. I miał na to podświadomą ochotę, od kiedy nosiliście pieluchy.


Nie będę nawet dawać żadnych punktów. Ciszej nad tą trumną.



Harce na plaży przerywa wezwanie od Sama. Jacob posłusznie przemienia się i biegnie na spotkanie, po drodze poddając się rozmyślaniom – o swym wybuchowym charakterze, niedawnym ślubie już-nie-panny Swan i mocy lidera sfory.

Nienawidziłem tych chwil, kiedy Sam mnie do czegoś zmuszał. Tego uczucia, że nie mam wyboru, że muszę się podporządkować, ugiąć przed nim kark...

Pytam poważnie – o co chodzi z tą niezdrową fiksacją Stefy na punkcie braku wolnej woli?


Okazuje się, że zebranie dotyczy – jakżeby inaczej – naszej heroiny.

Bella żyła.
A przynajmniej nie była taka zwyczajnie martwa.
Nie spodziewałem się, jak ogromna to będzie dla mnie różnica. Cały ten czas miałem ją za martwą – dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie wierzyłem, że Cullen przywiezie ją żywą. Ale i tak nie miało to znaczenia, bo wiedziałem, co Seth miał zaraz powiedzieć.
Tak, masz rację, Jacob, na tym koniec dobrych wiadomości. Charlie rozmawiał z Bellą przez telefon. Miała zmieniony głos, bardzo słaby. Oznajmiła mu, że jest chora. Wtedy włączył się Carlisle i wyjaśnił Charliemu, że w tej Ameryce Południowej zaraziła się jakąś bardzo rzadką chorobą. Musi przejść kwarantannę. Charlie odchodzi od zmysłów, bo nie pozwalają mu się z nią zobaczyć. Mówi, że wszystko mu jedno, czy się zarazi czy nie, ale Carlisle nie chce się ugiąć. Żadnych odwiedzin. Powiedział, że sprawa jest poważna i że robi wszystko, co w jego mocy. Charlie męczy się z tym od kilku dni, ale zadzwonił do Billy’ego dopiero teraz. Twierdzi, sądząc po głosie Belli, że dziś jej się pogorszyło.


Twoja córka zapadła na ciężką chorobę w ciągu miodowego miesiąca. Jej stan jest tak poważny, że należało odizolować ją od społeczeństwa. Sądząc po głosie, z każdym dniem jest gorzej. Czy ty, drogi rodzicu:
  1. rzucasz wszystko i pędzisz by zobaczyć się z dzieckiem – zabierając ze sobą siekierę, na wypadek gdyby jakiś doktorek próbował cię powstrzymać
  2. tłumaczysz przez telefon doktorkowi, gdzie może sobie wsadzić swoje zakazy i dopiero wtedy pędzisz uzbrojony na spotkanie
  3. pokornie siedzisz w domu z piwem w łapie – nie będziesz się przecież sprzeciwiać nakazom Czcigodnego Naczelnego Lekarza Lokalnego Szpitala.

Żegnaj, Charlie. Widzę, że jesteś kolejnym bohaterem, który był zbyt dobry dla tej sagi, w związku z czym przemieniono cię w pozbawioną uczuć, bezradną figurkę, która policjantem jest już tylko z nazwy.

Zły ojciec: + 100

A tak w ogóle, to z Cullenów prawdziwi mistrzowie kamuflażu – nie ma to jak kwarantanna w (pozornie) domu pełnym ludzi. No, chyba, że Carlisle nie raczył nawet oznajmić ojcu swej synowej, gdzie przebywa jego córka.
I po dżumę w ogóle puścili parę co do stanu, w jakim znajduje się Belka? Nie można było nakłamać, że zdecydowali się z Edem przedłużyć miesiąc miodowy i nieprędko wrócą? Wariant optymistyczny: Belcia ze wszystkiego wychodzi cało i Charlie nigdy nie dowiaduje się, że coś było nie tak. Wariant pesymistyczny: Belcia ginie tak czy siak, ale jej papie zostaje oszczędzona męka życia w niepewności. Glittermany lubią stosować psychiczne tortury, czy jak?

Głupota: +25

Czyli oficjalna wersja miała być taka, że Bella zmarła na jakąś egzotyczną chorobę.
(…)
Co jest? Na co czekamy? spytałem zniecierpliwiony.
Nikt mi nie odpowiedział, ale w ich umysłach wychwyciłem wahanie.
Chłopaki, co z wami! Dranie zerwały pakt!
Nie mamy na to dowodów. Może Bella naprawdę jest chora.
Chyba masz mnie za idiotę!
Przyznaję, pomyślał Sam, ostrożnie dobierając słowa. Wszystko zdaje się zmierzać do wiadomego końca. Ale Jacob, jeśli nawet uznamy, że to już, czy naprawdę chcesz tak na to zareagować? Czy to w ogóle podchodzi pod złamanie postanowień paktu? Wszyscy wiemy, jak o tym marzyła.
W pakcie nie ma nic o tym, jakie były preferencje ofiary!
Ale czy Bellę można nazwać ofiarą? Czy tak byś określił jej położenie?
Tak!

Cóż, wygląda na to, że Sam zorientował się, że założenia paktu są dosyć bezsensowne i próbuje wyjść z tego z twarzą. Niestety, wilkołak nie nadawałby się na prawnika – tak, panie Uley, ofiara czy nie (jak słusznie zauważył Jake), nie ma to nic do rzeczy. Wąpierze wciąż zamierzają kogoś uchlać na waszym terenie. Dlaczego, u diabła, nikt nie wpadnie na proste a genialne rozwiązanie i nie zaproponuje dokonania przemiany w jakimkolwiek innym miejscu?!

Głupota: + 50

A co, jeśli Bella będzie walczyć z nimi? odpyskował Seth. Jak wtedy się zachowasz?
To już nie będzie Bella.
Mamy ją zostawić dla ciebie?
Mimowolnie się skrzywiłem.
A widzisz? Nie zrobisz tego. Więc co, zmusisz jedno z nas? A potem będziesz miał do tego kogoś żal przez resztę życia?
(…)
Szykujemy się na Cullenów(...)
Niczego jeszcze nie postanowiliśmy.
Znowu warknąłem.
Jacob, muszę przede wszystkim mieć na względzie dobro tej watahy. Mam was za wszelką cenę chronić, a nie narażać na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Odkąd nasi przodkowie podpisali pakt, czasy się zmieniły. Tak szczerze... nie wierzę, żeby Cullenowie stanowili dla nas jakieś zagrożenie. Poza tym, wiemy, że nie zostaną tu już długo. Nakłamią, ile wlezie, ale potem będą musieli zniknąć. I wszystko wróci do normy.

Znikną, ale wrócą. Za jakieś plus-minus pięćdziesiąt lat. Innymi słowy, problem pozostaje nierozwiązany.

...Zaraz...Sam stwierdził, że właściwie to Culleny nie stanowią zagrożenia? Czyli co? Całe to dzielenie terenu było tylko for shits and giggles? Ta animozja to jedynie taka wyrafinowana zabawa w policjantów i złodziei, bo krwiopijcy to w sumie porządne chłopaki są?

...Bitch, are you for real?

Głupota: +50

Aha, Black – witaj w gronie postaci po amputacji charakteru. Usiądź sobie tam na ławeczce obok komendanta Swana.


Sam stwierdza autorytarnie, że póki co z zasadzania się na Cullenów nici; Jake, niepogodzony z decyzją szefa strzela focha i postanawia udać się do domostwa swych wrogów w pojedynkę.

Czy nasz bohater spełni swe groźby? W jakim stanie naprawdę jest Bella? O tym wszystkim w kolejnym odcinku.


Statystyka:

Głupota: 216
Zły ojciec: 100
Tyran: 5


Maryboo

11 komentarzy:

  1. Znowu przed egzaminem.
    A mi się Jake wydawał jedną z tych postaci, która no... "ma jaja" to za dużo powiedziane. Ma... no... potencjał kurde? Cokolwiek!?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała druga księga jest pisana takim językiem blogującego nastolatka? Wyłączasz komputer, sięgasz po książkę i dalej się odmóżdżasz...

    Melomanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam Zmierzchu, nie znam fanek i nie mam ochoty poznać.
    powiedzcie mi tylko jedno - czy naprawdę dziewczyny są aż tak głupie żeby to całe "wpojenie" brać za truloff i bronić tej chorej idei? Spotkałyście w fandomie kogoś, kto na serio nie widzi w tym nic złego?
    Rzygać mi się chce, jak o tym pomyślę :-(

    pzdr, Grażka

    OdpowiedzUsuń
  4. Dżizas, to jakiś koszmar. Słyszałam o miłości Jacoba do dzieciątka Belki, ale nie wiedziałam, że wokół tego jest nabudowana cała jakaś debilna filozofia. "Wpojenie"? Co to za bullshit?! Jaki chory psychopata mógłby wymyślić coś takiego?! Jeżu w borze, nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  5. To wpojenie to jakaś masakra, nie wiem, jaki chory umysł mógł wymyślić coś takiego. To jest po prostu odrażające i kompletnie nielogiczne... Wróć! Ja próbuję szukać logiki w Zmierzchu?!

    Lawina

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie także pomysł wpojenia w dzieci przeraził i odrzucił, a jeszcze bardziej przeraziło mnie, że nie wszystkich to przeraziło i odrzuciło o.O

    OdpowiedzUsuń
  7. ileż ja się rzeczy dowiem z tej analizy o psychologii :) Wpojenie jest faktycznie przerażające, a pomyśleć, że kiedyś tylko budziło we mnie nie smak ale należało do rzeczy nad którymi przeskakiwałam. Młody był człowiek i głupi :). Stefie przydałby się lekarz

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja się zastanawiam, jakim cudem WSZYSTKIE obiekty wpojenia (poza małą Clarie, oczywiście) odwzajemniają uczucia?! Pewnie Clarie w przyszłości też będzie do swojego adoratora pałać namiętnym uczuciem, a co! Japierniczę, co za bullshit! Ciekawe co by się stało gdyby obiekt wpojenia nie odwzajemniał uczucia? Wolf by pewnie za nią łaził, prześladował, cokolwiek żeby tylko mieć dziewczynę na własność. To jest straszne i obrzydliwe

    Sara

    OdpowiedzUsuń
  9. Strasznie spodobala mi sie wizja Charliego z siekierka :D Poza tym, tez mam genialne rozwiazanie - czemu Bella i Wardo nie przeniosa sie poza teren wilkolakow? Rodzine i znajomych i tak maja w d... ;p

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem, czy ktoś o tym już pisał - "wpojenie" jest terminem używanym w nauce. Meyerowa coś tam słyszała widocznie, a może na wiki przeczytała. ;) Wpojenie bądź wdrukowanie (imprinting) w biologii to utrwalenie wizerunku rodzica lub rodzeństwa u młodego zwierzęcia oraz typowych dla gatunku zachowań. Czyli - młoda gąska patrzy na matkę i widzi, jak gęś wyglądać powinna. Ale jeśli młoda gąska jest wychowywana przez człowieka, uczy się, że człowiek to jej matka. ;) Wpojeniu podlegają też w pewnym stopniu preferencje seksualne, więc naciągając mocno tę teorię, można by rzec, iż Meyerowa coś tam pseudonaukowego jednak wstawiła do książki. ;)

    OdpowiedzUsuń