niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział XXXI: Utalentowana



Nie żeby Stefa była kiedykolwiek subtelna, ale to jest już naprawdę przesada.

Rozdział zaczyna się pytaniem Tanyi, co w tym wszystkim mają robić wolfy.

– Jeśli Volturi nie zechcą się zatrzymać, żeby poznać prawdę o Nessie, to znaczy o Renesmee – poprawił się, uzmysłowiwszy sobie, że Tanya może nie zrozumieć tego durnego zdrobnienia – wtedy wkroczymy do akcji i sami ich zatrzymamy.
– Brzmi to imponująco, chłopcze, ale taka sztuka nie udałaby się nawet o wiele bardziej doświadczonym w walce wojownikom niż wy.

I znowu to samo, co w częściach poprzednich. Wilki nie dadzą rady wąpierzom, bo.. No właśnie.Tym razem jednak ten idiotyzm pada nie z ust Belki, a wampirzycy bór wie skąd, która pewnie nie miała zbyt wiele do czynienia z wilkami, więc można to jeszcze jakoś przełknąć.

Jacob zerknął na Renesmee – nadał tuliła ją do siebie Carmen, a Kate pochylała się nad nimi rozczulona – i nie trudno było się dopatrzeć w jego oczach tęsknoty.
– Nie ma co – powiedziała Tanya – ta mała jest wyjątkowa. Nie sposób jej się oprzeć.
– Bardzo utalentowana rodzina – mruknął Eleazar.

No coś ty, pierdzielisz. (+5 Mary Sue)

– Ojciec czytający innym w myślach, matka-tarcza i jeszcze to niezwykłe dziecko, które czaruje wszystkich dookoła. Ciekaw jestem, czy jest jakieś określenie na to, co ta mała potrafi, i czy to jej szczególny dar, czy coś normalnego u wampirzych hybryd. Jeśli coś podobnego można w ogóle uważać za normalne! Pół człowiek, pół wampir! Kto by pomyślał!
Edward zdębiał. Wyciągnął rękę przed siebie i złapał Eleazara za ramię dokładnie w tym momencie, w którym ten chciał się odwrócić, by ruszyć znowu ku drzwiom
– Chwileczkę, Eleazarze. Jak właśnie nazwałeś moją żonę?
Zaintrygowany Denalczyk nareszcie przystanął.
– Tarczą. Bella jest tarczą, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie mam pewności, bo cały czas mnie blokuje.

Aha, nadszedł ten moment. Myślę, że nikt nie jest zaskoczony, że Belka ma jeszcze jakiś talent poza niesamowitą samokontrolą.

– Tarczą? – powtórzył Edward zaskoczony.
– Edwardzie, nie udawaj, że nic nie wiesz. Skoro ja nie potrafię jej przejrzeć, to ty też tego nie możesz. Nie powiesz mi chyba, że słyszysz teraz jej myśli?
– Nie – wykrztusił Edward. – Ale zawsze tak było. Nawet przed jej przemianą.
– Zawsze? – Eleazar zamrugał gwałtownie. – A to ciekawe. Musi mieć ogromny talent, skoro jej dar manifestował się do tego stopnia, jeszcze kiedy była człowiekiem. Nie jestem w stanie nijak się przez tę tarczę prześlizgnąć, by móc powiedzieć o niej coś więcej. A przecież Bella jest jeszcze nieukształtowana, ma dopiero kilka miesięcy. – Spojrzał na Edwarda niemalże z irytacją.

Niesamowita jako człowiek, jeszcze bardziej jako świeżo wykluty wąpierz, co ja się będę pieścić (+ 1500 Mary Sue).

Eleazar tłumaczy, o co kaman.

-Tak szczerze, nie da się obiektywnie podzielić talentów na żadne wyraźne kategorie. Każdy jest unikalny. Dokładnie ten sam zestaw umiejętności nigdy nie występuje dwa razy. Ale ciebie, Bello, akurat łatwo sklasyfikować. Talenty czysto defensywne, takie, które wyłącznie chronią przed czymś swojego posiadacza, nazywa się właśnie tarczami. Czy testowałaś już swoje umiejętności na kimś innym prócz Edwarda? Zablokowałaś kogoś z wyjątkiem jego i mnie?
Chociaż mój nowy mózg pracował niezwykle sprawnie, potrzebowałam kilku sekund, żeby złożyć składną odpowiedź.
– To coś działa tylko w niektórych przypadkach – wyznałam. – Można powiedzieć, że... że nikt nie ma dostępu do mojego umysłu. Ale Jasper bez problemu manipuluje moim nastrojem, a Alice widzi, co czeka mnie w przyszłości.
– Tarcza czysto mentalna – mruknął do siebie Eleazar. – Ograniczona, ale bardzo szczelna.

Edzik opowiada Eleazarowi, że Belka obroniła się przed przywódcą Latającego Cyrku Włoskich Wąpierzy oraz Jane. Edek uważa, że nawet talenty Aleca i Demetriego na nic się nie zdadzą w obliczu marysuowatości Belki. Eleazar po tych rewelacjach ledwo trzyma się na nogach, opromieniony zajebistością Bellissimy.

– Bella tarczą! – Edward był tym wyraźnie zachwycony. – Nigdy na to tak nie patrzyłem. Jedyną tarczą, jaką kiedykolwiek poznałem, była Renata, ale u niej objawia się to zupełnie inaczej.
Eleazar powoli wychodził z szoku.
– Tak jak mówiłem, żaden talent nie manifestuje się w dokładnie taki sam sposób, bo i nie ma dwóch takich osób, które myślałyby dokładnie tak samo.

A że Belka nie myśli wcale… no, sami rozumiecie.

Belcia chce wiedzieć, kto to jest ta cała Renia. To taki Frank Farmer w spódnicy na usługach Aro.

– Ciekawe... – zamyślił się Eleazar. – Musisz wiedzieć, Bello, że Renata, w odróżnieniu od ciebie, udaremnia wszelkie ataki nie mentalne, tylko te przeprowadzane bardziej tradycyjnie – nazwijmy je fizycznymi. Jeśli ktoś zbliża się do niej z wrogimi zamiarami – do niej albo do Aro, bo w momentach zagrożenia zawsze mu towarzyszy – nagle nie wiadomo co odwraca uwagę atakującego. Nagle zaczyna on iść w innym kierunku i zapomina, po co właściwie w tym poprzednim kierunku szedł. Trudno się domyślić, że to właśnie Renata za tym stoi.

Dar praktyczny, ale wykonanie dość lamerskie. Taki wąpierz idzie w kierunku Aro krokiem Terminatora i nagle „Ooh, shiny!” i leci gdzieś w bok całkiem rozkojarzony. To musi wyglądać przezabawnie.

(Renata) potrafi ponadto rozciągnąć swoją tarczę na kilkanaście metrów we wszystkie strony. Może dzięki temu w razie potrzeby chronić też Marka i Kajusza, ale to Aro jest dla niej najważniejszy. Przeciwdziała więc atakom fizycznym, ale jak widać wszystko tak naprawdę rozgrywa się na poziomie mentalnym. Dlatego ciekaw jestem, która z was by wygrała, gdyby próbowała zablokować ciebie. – Pokręcił głową. – Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś był odporny na dar Aro czy Jane...
– Mamo, jesteś wyjątkowa – oznajmiła Renesmee, nie okazując przy tym ani odrobinę zdumienia, jak gdyby komentowała to, w jakich kolorach mam ubranie.

No shit, little monster.

Belka jest skołowana swą cudownością. Z rozmyślań wyrywa ją Kate, która pyta, czy Mrs Cullen też umie rozciągać swoją tarczę.

– Nie wiem. Nigdy tego nie próbowałam. Nie wiedziałam, że tak można.
– Och, może wcale nie masz takich zdolności – dodała pospiesznie. – Ja na przykład pracuję nad sobą od stuleci i udaje mi się jedynie utrzymywać pod napięciem swoją własną skórę.

Jak to, Belcia może nie mieć takich zdolności? Bluźnisz, kobieto!

Przy okazji tej rozmowy poznajemy talent Kate, która jest… węgorzem elektrycznym. Dobrze, że nie pół-szczupakiem.

– Musisz mnie nauczyć, jak to się robi! Musisz mi wszystko pokazać! – wybuchnęłam, chwytając Kate za ramię.
Skrzywiła się z bólu.
– Może najpierw przestań mi miażdżyć kość promieniową, dobrze? – zaproponowała.

Kość promieniowa jest w przedramieniu, a nie w ramieniu, jeżeli już mam się czepiać. (+1 głupota) I to nie tylko kwestia tłumaczenia, w oryginale też tak jest.

– Oj, przepraszam!
– Rzeczywiście, blokujesz aż miło – stwierdziła. – Nie powinnaś była móc mnie ot tak chwycić. Niczego nie poczułaś?
– To naprawdę nie było konieczne – mruknął Edward po nosem. – Bella nie miała złych zamiarów.
Obie puściłyśmy jego komentarz mimo uszu.
– Nie, nic a nic – odparłam. – A co, zareagowałaś tą swoją sztuczką z prądem?
– Zgadza się – przyznała Kate. – Hm... Nigdy jeszcze nie spotkałam nikogo, na kogo to by nie działało, ani wśród wampirów, ani wśród ludzi.

Boru, ja naprawdę zaraz rzygnę tęczą przy akompaniamencie dzwoneczków. (+100 Mary Sue)

Okazuje się, że Kate mogła kiedyś razić tylko dłonią, a teraz pod napięciem ma całe ciało. Cóż, trening czyni mistrza.

Gonitwa myśli w mojej głowie sprawiała, że słuchałam Kate coraz mniej uważnie. Czyli jeśli tylko okazałabym się dość pojętną uczennicą, mogłabym chronić swoich bliskich? O niczym tak teraz nie marzyłam, jak o tym, by odkryć w sobie talent do rozciągania swojej tarczy. Skoro, z niewiadomych względów, tyle rzeczy mi się po przemianie udawało, może mogłam liczyć i na to?

Z jakich niewiadomych względów? Te względy są bardzo wiadome i mają nazwę Avatar Autorki. Belcia ma nadzieję, że jej speshulmoc uchroni rodzinkę przed zagładą.

Kiedy nasza heroina sobie rozmyśla na ten temat, Edzio i Eleazar prowadzą dalej rozmowę. McSparkle stara się pocieszyć Denalczyka, ale ten angstuje w najlepsze. (+3 angst) Jako że powód angstu został wyłapany przez Eda z myśli drugiego wąpierza, nikt inny nie wie, o co chodzi. Tanya zaczyna więc drążyć temat. Chodzi oczywiście o czas, kiedy Eleazar był przydupasem Volturi.

– Eleazar starał się pojąć, dlaczego ma zjawić się tu, by nas ukarać, aż tylu Volturi. Nie tak się to zwykle odbywa. Oczywiście nie da się ukryć, że jesteśmy największą grupą dojrzałych wampirów, z jaką przyszłoby im się zmierzyć, ale różne rodziny i oddziały łączyły się już przecież ze sobą w przeszłości, żeby móc lepiej się bronić, i ich liczebność nigdy nie była dla Volturi jakimś szczególnym wyzwaniem. Owszem, łączą nas silniejsze więzy niż tamtych ich przeciwników, ale nie jest to aż tak istotne. Eleazar analizował inne przypadki, w których za to czy tamto karano wiele wampirów naraz, kiedy nagle zauważył pewien powtarzający się schemat. Pozostali członkowie straży nie mogli go dostrzec, bo Eleazar przekazywał wyniki swoich poszukiwań wyłącznie Aro, w cztery oczy. Schemat ten powtarzał się zresztą rzadko, mniej więcej raz na sto lat.
– Co to za schemat? – spytała Carmen.
Podobnie jak Edward, śledziła każdy ruch swojego ukochanego.
– Aro nieczęsto brał udział w wyprawach mających na celu czyjąś egzekucję – ciągnął Edward. – Kiedy już wyrażał na to ochotę, w grę wchodziło właśnie zniszczenie jakiejś większej grupy. Rzecz jasna, w samej egzekucji nie brał udziału, tylko się przyglądał. A potem, pod koniec rzezi, miał w zwyczaju uniewinniać jednego z skazanych, twierdząc, że z jego myśli wyczytał budzącą w nim litość skruchę. Zawsze okazywało się później, że ów wampir posiadał jakiś cenny dar. Dar, o którym Aro wiedział od Eleazara. Innymi słowy, zawsze tak się tajemniczo składało, że jeśli jakiś odkryty przez Eleazara talent zainteresował Aro, prędzej czy później rodzinę takiego osobnika oskarżano o jakiś odrażający występek. Wszystkich zabijano, jemu jednemu darowywano życie, a on, niezmiernie wdzięczny, przechodził na stronę Volturi. Żaden oferty nie odrzucił.

Aha, Sherlock has a clue!

– Uważali pewnie, że to ogromny zaszczyt być wybranym do straży – zasugerowała Kate. – Musiało im to schlebiać.
– Ha! – żachnął się Eleazar, wciąż chodząc w tę i z powrotem.
Edward odszedł od tematu, żeby wyjaśnić jego reakcję.
– Mają tam taką jedną. Na imię jej Chelsea. Potrafi wpływać na więzi uczuciowe pomiędzy ludźmi – i je wzmacniać, i osłabiać. Gdy Aro kogoś uniewinniał i proponował mu wstąpienie do straży, Chelsea mogła tak zmanipulować tę osobę, by ta poczuła nagle, że chce Aro służyć, że chce spędzić z Volturi resztę życia, że chce się im przypodobać...
Eleazar zatrzymał się znienacka.
– Wszyscy docenialiśmy rolę, jaką odgrywała Chelsea. Walcząc przeciwko sprzymierzonym ze sobą siłom, mogliśmy doprowadzać do tego, że sojusznicy odwracali się od siebie, przez co o wiele łatwiej było nam ich pokonać. Przybywając, by ukarać tylko kilkoro członków większej grupy, mogliśmy odseparowywać winnych od niewinnych i wymierzyć sprawiedliwość bez zbędnych aktów przemocy – winni mogli być ukarani szybko i sprawnie, a niewinnym włos nie spadał z głowy. Gdyby nie Chelsea, niewinni stanęliby w obronie oskarżonych i musielibyśmy walczyć ze wszystkimi, a tak, sprawiała, że pozostali przestawali cokolwiek czuć wobec swoich dawnych druhów i nie interweniowali. Wydawało mi się, że jest to bardzo dobrze pomyślane, że ze strony Aro to wręcz akt miłosierdzia. Nie przeczę, podejrzewałem, że Chelsea macza palce i w tym, byśmy jako straż tworzyli zgrany zespół, ale to też było dobre. Zwiększało naszą efektywność. Pomagało nam unikać wewnętrznych konfliktów.
Nareszcie zrozumiałam, dlaczego strażnicy Volturi wykonywali rozkazy swoich przywódców z tak przesadnym, jak dla mnie, zadowoleniem, jakby byli im nie tylko oddani, ale i w nich zakochani.

Jak ja uwielbiam takie infodumpy w ostatnich rozdziałach książki, ba, serii! Stefa wprowadza coraz to nowych bohaterów z jakimiś darami i to ze strony tych dobrych, jak i tych złych. Świadkowie Cullenów, a teraz armia Arusia. Chelsea, Renata, kto jeszcze? Byle więcej, będzie ciekawiej. Akurat.

Eleazar dochodzi do wniosku, że Aro chce zastosować swoje zwykłe modus operandi i wpaść, wybić Cullenów i zostawić sobie kogoś utalentowanego do kolekcji. Ed obstawia Alice.

Rozdziawiłam usta. Przed oczami stanęły mi na nowo koszmarne wizje, które nie dawały mi niegdyś spokoju: Edward i Alice w czarnych pelerynach, z jaskrawoczerwonymi oczami, wyniośli i chłodni, mający mnie czy Carlisle’a za nic, a pomiędzy nimi trzymający ich za ręce Aro...

Czy tylko ja parsknęłam śmiechem, kiedy wyobraziłam sobie taką scenę? Aro (w kreacji Sheena, oczywiście) trzymający McSparkle’a i Alę za łapki jak w przedszkolu, no cudo po prostu.

Belka i Sparklemaster dochodzą do wniosku, że to mógł być powód, dla którego zwiała nasza wyrocznia mody. Nie dziwię się, też bym nie chciała, żeby mnie Aro trzymał za rękę.

Eleazar zauważa, że Aro będzie chciał też mieć zajebistą Bellissimę z powodów oczywistych.

Ok., czyli wychodzi na to, że Aruś właściwie nasadzał się na The Cullen Family już od dawna, potrzebował jedynie pretekstu. W związku z czym udowodnienie mu, że nasze Glittermany są niewinne, nic nie da. Ups.

Wtem wąpierze słyszą samochód. Są to przysłani przez Alę Peter i Charlotte. Przypomnę, że są to kumple Jazza z czasów wampirzych wojen. Jak Culleny poradzą sobie z napływającymi statystami? O tym już wkrótce.

(+3 angst)
(+1 głupota)
(+1605 Mary Sue)


Beige 

7 komentarzy:

  1. "No shit, little monster. "
    Padłam xD
    To raz, dwa, stawiam całą serię Greya, że Czelsi będzie chciała wpłynąć na relację Belli i Edwarda ale Chuuuu muchomor z tego wyjdzie, bo to jest MIŁOŹDŹ!
    Nowy statyści? Dawać ich! I tak już ich nie odróżniam więc co za różnica czy jest ich pięć czy dwadzieścia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezudziękijesteściewspaniałe :) Dawno się tak dobrze nie bawiłem - zwłaszcza, że analizujecie chyba najgorszą częśc sagi (nie czytałem "Drugiego życia...", ale sił mi już nie starczyło). Oby tak dalej!

    PS Oczywiście czekam na "Zmierzch" i "Bree" w waszym wykonaniu :) I może "Intruza" - nie wiem, nie czytałem. Jak przeczytałem, że to ma byc ambitna Meyer dla dorosłych, to stwierdziłem, że chyba pora wziąc się za jakąś porządną lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łosialalala, nie ogarniam tego mrowia bohaterów xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Węgorz elektryczny, kfi, kfi... xD Sparklepiry coraz bardziej mi się jawią jako jacyś Power Rangersi, no doprawdy tylko efektownej transformacji im brakuje do pełni zajebistości. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to, co działo się z ciałami czarodziejek w Sailor Moon podczas transformacji nawet pasuje do sparklepirów xD

      Usuń
  5. Ojtam ojtam, Sheen jako Aro wyszedł świetnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co za seksizm. Kobiety - wampiry mają prawie wyłącznie (pomijam "węgorza elektrycznego") defensywne te dodatkowe zdolności. Tarcza, odwracanie uwagi, "wpływanie na więzi uczuciowe" - same lamerstwa. Boru broń, żeby kobieta miała supermoc kopania tyłków, np. strzelania laserem z oczu;) albo rzucania fireballami. Toż kobiecie tak nie wypada, kruchej i delikatnej istotce. ;)

    P.S. Czy tylko mnie te supermoce wydają się zerżnięte z X-Men?

    - tey

    OdpowiedzUsuń