niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział XXV: Termin

Belcia wybiera się, aby dokończyć interes z Jenksem. Pan Mąż chce przeprowadzić dochodzenie na ten temat, ale jego luba go zbywa.

Belka martwi się po drodze, że jej właściciel rozkimini konspiracyjne podchody. Byłoby to niebezpieczne, gdyż Aro mógłby z myśli Edzia wyciągnąć te informacje w trakcie konfrontacji. I cała sprawa by się rypła.

Pani Cullen dociera do restauracji i zostaje poprowadzona do wynajętej przez Jenksa prywatnej jadalni.

Żeby ukryć kolejny z ekstrawaganckich pomysłów Alice, na to, jak powinna ubierać się elegancka kobieta, miałam na sobie długi do łydki trencz w kolorze kości słoniowej. Kiedy mężczyzna pomógł mi go zdjąć i jego oczom ukazała się sukienka koktajlowa z różowo-szarej satyny, usłyszałam, że na moment zaparło mu dech w piersiach. Nie dawało się ukryć, że taka reakcja mi schlebiała. Nie byłam przyzwyczajona, by ktokolwiek oprócz Edwarda uważał mnie za zjawiskowo piękną. Pan z obsługi wycofał się niezdarnie z pokoju, jąkając coś kurtuazyjnie o mojej urodzie.

(+5 Mary Sue)


Po chwili przybywa Jenks. Belka otrzymuje dokumenty i chce wracać do domu, ale Jenks ma jej jeszcze coś do powiedzenia. Okazuje się, że Dżej martwi się, czy aby Belcia nie chce uprowadzić małej cudnemu Edziowi spod nosa. Bellissima oczywiście zaprzecza i wyjaśnia Jenksowi, że chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa potworkowi w razie, gdyby jej i McSparkle’owi się coś stało. Po kiego grzyba ta scena, nie mam pojęcia.

Belka żegna się z Dżejem i wraca do domu. Zastaje tylko Kate i Garretta, reszta wąpierzy poluje. Jako że taka okazja może się już nie trafić, Belka wpada do pokoju Ali i Jazza w celu dokonania kradzieży.

Otworzywszy drzwi do sypialni Alice i Jaspera, poznałam węchem, że nikt nie zaglądał tam od bardzo dawna, być może nawet od dnia, w którym nas opuścili. Przeszukałam w ciszy ich ogromną szafę, aż wreszcie znalazłam taką torbę, jakiej szukałam. Musiała należeć do Alice. Był to czarny skórzany plecaczek, jeden z tych, które zazwyczaj używa się jak damskiej torebki, tak mały, że nawet Renesmee mogłaby go nosić, nie budząc niczyjego zdziwienia. Potem zrobiłam najazd na podręczny zapas gotówki Alice i Jaspera i odliczyłam sobie sumę równą dwukrotności rocznego dochodu przeciętnego amerykańskiego gospodarstwa domowego. Pokój uciekinierów źle się wszystkim kojarzył, przypuszczałam więc, że moja kradzież miała tu największe szanse pozostać niezauważona. Koperta ze sfałszowanymi dokumentami też trafiła do plecaczka, na sam wierzch.

I ta suma spokojnie zmieściła się w tym malusim plecaczku? Oczywiście, wszystko zależy od nominału banknotów i wysokości przychodu, jaki Belcia uznała za przeciętny. Albo po prostu Ala podwędziła ten plecaczek z kolekcji Hermiony Granger.

Belka wpada jeszcze na pomysł, żeby spróbować spiknąć Blacka i Nabuchodonozora z Alą i Jasperem, jak już się ta chryja z Volturi skończy. Nasza heroina bierze więc kartkę i pisze na niej z namaszczeniem wielkimi literami Rio de Janeiro, mając nadzieję, że Ala zobaczy to w swojej wizji. Następnie wkłada kartkę do przepastnego plecaczka, licząc, że Dżejk zrozumie taką instrukcję.

Przygotowania do nadejścia Volturi dobiegają końca. Showdown ma odbyć się na sławetnej polanie z Zaćmienia Umysłu. Niedaleko rozstawiono namiot dla Nabuchodonozora.

Wreszcie zaczyna padać śnieg z wizji Alice, co oznacza, że Aruś i spółka są już za rogiem, więc trzeba stawić się na polanie. Cullenowie ustawiają się w środku, świadkowie po bokach, zaś wilki krążą nieopodal.

W tym czasie Belka przygotowuje Nabuchodonozora do ucieczki.

Obserwowałam ich z pewnej odległości, czekając przy namiocie, aż moja córeczka się obudzi. Kiedy w końcu wstała, pomogłam jej włożyć na siebie to, co wybrałam dla niej z rozwagą dwa dni wcześniej. Były to ubranka bardzo dziewczęce, z masą falbanek, ale jednocześnie porządne uszyte z solidnych tkanin, by jak najdłużej nie wyglądały na znoszone – nawet gdyby ich właścicielka miała przejechać w nich kilka stanów na gigantycznym basiorze. Na plecki wsadziłam jej czarny skórzany plecaczek zawierający dokumenty, pieniądze, kartkę z nazwą miasta oraz cztery listy: dla niej, dla Jacoba, dla Charliego i dla Renee. Była na tyle silna, by móc z łatwością taki ciężar udźwignąć.

Sceny pożegnania Belki z małą się nie czepiam, bo jest napisana nienajgorzej.

Kiedy zobaczyła malującą się na mojej twarzy rozpacz, jej oczka zrobiły się wielkie jak spodki, ale pojmowała z tego, co się działo, dostatecznie dużo, by nie zadawać żadnych pytań.
– Kocham cię – powiedziałam jej. – Bardziej niż cokolwiek na świecie.
– Ja też cię kocham, mamusiu – odpowiedziała. Dotknęła wiszącego na swojej szyjce medalionu, który zawierał teraz miniaturową fotografię naszej trzyosobowej rodziny. – Zawsze będziemy razem.
– Zawsze będziemy razem w naszych sercach – poprawiłam ją najcichszym z szeptów – ale jeśli okaże się to dziś konieczne, będziesz mnie musiała opuścić.
Otworzyła oczy jeszcze szerzej i dotknęła rączką mojego policzka. Jej nieme „nie” było głośniejsze, niż gdyby je wykrzyczała.

Co zrozumiałe, monsterek nie chce nigdzie odchodzić, ale zrobi to, o co prosi go matka, mimo iż nie do końca pojmuje, co się dzieje.

W ramach wykazania dobrej woli Belka zakłada na szyję prezent od Aro, bierze córkę na ręce i wychodzi na polanę, gdzie robi z małą i mężem krótki group hug.

Teraz mamy podany lineup naszych wąpierzy i futrzaków.

Renesmee wspięła mi się zwinnie na plecy, żebym miała wolne ręce, i przeszłam wraz nią na wyznaczoną mi pozycję, jakiś metr za tymi, którzy mieli pójść na pierwszy ogień: Carlislem, Edwardem, Emmettem, Rosalie, Tanyą, Kate i Eleazarem. Po moich bokach znajdowali się Benjamin i Zafrina – moim zadaniem było chronić ich pod tarczą tak długo, jak by się dało. Ich talenty stanowiły najlepszą broń w naszym arsenale. Jeśli dla odmiany to Volturi mogli zostać oślepieni, choćby tylko na parę chwil, wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Zesztywniała Zafrina sprawiała wrażenie jeszcze dzikszej niż zwykle, a towarzysząca jej Senna starała jej się dorównać. Benjamin siedział na śniegu z palcami wciśniętymi w ziemię i mamrotał coś pod nosem o budowie skał. Poprzedniego wieczoru w tyle polany zgromadził w wielkich stertach sporo głazów – pokryte warstwą białego puchu prezentowały się bardzo naturalnie. Takim kamiennym blokiem nie można było zrobić nieśmiertelnemu krzywdy, ale przy odrobinie szczęścia można go było zdekoncentrować. Nasi świadkowie zebrali się w grupkach na prawo i lewo od nas – najbliżej ci, którzy zadeklarowali, że włączą się do walki. Zauważyłam, że Siobhan pociera sobie skronie i ma zamknięte oczy – czyżby przystała jednak na propozycję Carlisle’a i wyobrażała sobie, jak nie zawodzą nas nasze dyplomatyczne metody? Za nami, schowane między drzewami wilkołaki były już w pełnej gotowości – słyszeliśmy tylko, jak posapują i jak biją ich serca.

Do spotkania z Volturi zostały już tylko minuty. Z lasu wyłania się nagle Dżejk w postaci wilka i staje obok Nabuchodonozora. Wszyscy wyczekująco wpatrują się w stronę lasu.

I to wszystko w tym rozdziale. Na Wielkiego Wkurzonego Cthulhu, jakie to było potwornie nudne! (+1000 nuda) Zaryzykuję stwierdzenie, że to najnudniejszy rozdział w tej serii. Punktów jak na lekarstwo, loli żadnych, bardzo przepraszam, drodzy Czytelnicy, ale z pustego i Salomon nie naleje. Materiał źródłowy czyta się jak rozkład jazdy PKP lub książkę telefoniczną, więc i dzisiejsza analiza nie jest porywająca.

W następnym odcinku rozpocznie się Wielka Konfrontacja. Czy coś się wreszcie zacznie dziać? Czy dostaniemy choć kawałek akcji? Bądźcie z nami, żeby dowiedzieć się, dlaczego odpowiedź na powyższe pytania brzmi nie.

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Wielu wspaniałych książek, które pomogą Wam zapomnieć o tym chłamie.


(+5 Mary Sue)
(+1000 nuda)


Pozdrawiam

Beige

4 komentarze:

  1. Naprawdę, uwielbiam wasze analizy :D To, co wyprawia pani Meyerówna, jest niesamowite. Po co akcja, po co napięcie, przecież oszczędzone miejsce można spożytkować na opis koktajlowej sukienki Belci i jej zapierającej dech w piersiach miłości do Edzia!
    Za to pozytywnie zaskoczyła mnie ostatnia filmowa część ,,Zmierzchu". Jak nie cierpię pierwszych części, tak ostatnia była naprawdę dobra. No i pomysł konfrontacji z Volturi został bardzo inteligentnie rozwiązany. Stefa też mogłaby na to wpaść (chociaż musiałaby pożyczyć trochę rozumu od niesamowicie-super-hiper-mega-zajebistego Edzia), ale przyznaję, że miałaby ciężkie zadanie. W końcu musiałaby pożegnać się ze swoją ulubioną narracją z mózgu Belki i spojrzeć na tę scenę z innej perspektywy.
    Ale nie ma co gdybać, jak to mówi stara mądrość ludowa ,,nie wywołuj Meyerowej z lasu". A nóż widelec postanowiłaby coś ,,poprawić" O.O

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem jak skomentować, naprawdę O.o

    Więc tylko powiem, że to robi się coraz nudniejsze.

    I szczęśliwego nowego roku :D!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomyśleć, że jak miałam 11 lat to byłam tego fanką... dopiero teraz widzę, jak bardzo seria Meyer jest szkodliwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hihihi. Wciągnęłam Wasze trzy analki w dwa dni :) Zmierzch dostałam kiedyś na urodziny od koleżanki, ale nigdy tego cholerstwa nie przeczytałam, bo nie mogłam po kilku stronach. A po przeczytaniu Waszych analków stwierdzam, że to najbardziej lajtowa część. Mimo tego, nadal nie rozumiem: jak można wprowadzić tak żałosną i pozbawioną emocji narrację pierwszoosobową? Zawsze mi się wydawało, że to najbardziej emocjonalny sposób opisywania...
    Jadźka.

    OdpowiedzUsuń