wtorek, 9 października 2012

Rozdział XXIII: Wspomnienia

Mam nadzieję, że nikt nie oczekiwał jakiejkolwiek akcji na początku tego rozdziału, np. walki Belki z Dżejkiem czy czegoś w tym stylu. To by była dopiero naiwność. Nie, nie, nic z tych rzeczy, chapter zaczyna się od przeprosin. Edzik kaja się przed Sethem, gdyż nie zapobiegł atakowi Belci na Blacka. Co ma do tego Seth? Jako że Dżejk nie miał żadnego zamiaru sierśćsplodować w celu obrony, to Seth zablokował rozhisteryzowaną Bellissimę, a ta złamała młodemu wilkowi bark i obojczyk. Belka również stara się przeprosić Clearwatera, leżącego teraz na kanapie Cullenów. Oczywiście zwyczajem bohaterów Tłajlajta zarówno Seth, jak i Eduardo przekonują stefciowy awatar, że absolutnie nic się nie stało i to w ogóle nie jej wina, bo Belka wszak radzi sobie fantastycznie.

Od incydentu pod lasem nie dali mi jeszcze dojść do słowa. Mój nastrój pogarszało dodatkowo to, że Edward miał wyraźne trudności z maskowaniem powracającego mu bez przerwy na twarz uśmiechu. Było oczywiste, że Jacob nie zasłużył sobie na mój atak, ale mój ukochany wydawał się czerpać z tego przykrego zajścia chorą satysfakcję.

Jakbyśmy nie mieli wystarczających dowodów, że Edek ma psychopatyczne zapędy.

– Za pół godzinki będę zdrów jak ryba – ciągnął [Seth], nie przestając mnie poklepywać, chociaż kolano miałam zimne jak lód i twarde jak kamień. – Miałaś prawo się zdenerwować, kiedy usłyszałaś o Jake’u i Ness... – Nie dokończył, za to szybko zmienił temat. – To znaczy, nawet go nie ugryzłaś ani nic. To by dopiero było.

Jesteś zajebista, stóp twych niegodnym całować. (+3 Mary Sue)

Schowałam twarz w dłoniach. Drżałam na samą myśl o tym na samą myśl o tym, że byłam tego tak bliska. Tak mało brakowało. A dopiero teraz mi powiedziano, że wilkołaki nie reagowały na wampirzy jad tak samo jak ludzie. Dla nich była to trucizna.

Dopiero teraz raczyli jej o tym powiedzieć. Wow. (+5 głupota) I co to w ogóle za stwierdzenie, że wilkołaki inaczej reagują na ugryzienie wąpierza niż ludzie, bo dla nich to trucizna? Dla ludzi to przecież też trucizna! Z jakiegoś powodu płyny ustrojowe sparklepirów są w końcu nazywane jadem. Może by tak podać więcej szczegółów, jak różnią się te reakcje na błyszczący jadzik, żeby to miało ręce i nogi? A tam, to przecież Stefa, na co ja liczę… (+1 głupota)

– Dobrze, że Ness... Renesmee nie ma w ślinie żadnego trującego jadu, skoro w kółko Jake’a podgryza – zauważył Seth.

Ofkors. Nasza mała królewna nie jest trująca. Wspaniale. No i biedny Dżejk, w odróżnieniu od swojego kumpla, który wpoił się w ludzkie dziecko, Black przechodzi dodatkowy etap w dopasowywaniu się do potrzeb swej, ekhm, „ukochanej”. Będzie więc nie tylko bratem, niańką, kumplem, kochankiem, czy co tam jeszcze, ale również gryzakiem. Słodko.

Doktorek nastawia Sethowi bark i każe nie ruszać się z cullenowej kanapy przez kilka godzin, po czym wychodzi. Seth zasypia, a Belka zaczyna rozmyślać.

Najważniejsza wiadomość była taka, że konflikt ze sforą Sama należał już do przeszłości – to dlatego trójka Cullenów mogła wybrać się do lasu, nie stosując żadnych środków ostrożności. Pakt wiązał obie strony z tą samą siłą co dawniej. A właściwie to nawet z większą. Z większą, ponieważ najbardziej święte z praw watahy głosiło, iż żadnemu jej członkowi nie wolno zabić osoby, którą wpoił był sobie jego brat. Taki czyn ściągnąłby na wszystkie wilki nieopisane cierpienia. Bez względu na to, czy w grę wchodziłoby morderstwo czy też fatalna pomyłka, poszkodowany nie byłby w stanie winowajcy przebaczyć i stoczyłby z nim pojedynek na śmierć i życie. Inna opcja nie wchodziła w rachubę.

Boru, to wpojenie naprawdę nie pozwala dokonywać wyborów. Jakichkolwiek. Nie dość, że taki biedak musi niewolniczo poddać się swej „wybrance”, to jeszcze musi ją za wszelką cenę pomścić, nawet jeżeli stało się jej coś przypadkiem. Co by było, gdyby np. winowajcą był brat wpojonego? Nie, to wszystko jest coraz bardziej popieprzone.

Sam nie mógł też oskarżać Cullenów o to, że zmienili mnie w wampira, bo zezwolił na to Jacob, wypowiadając się jako jedyna prawdziwa Alfa i sukcesor Ephraima. W kółko uświadamiałam solne na nowo, ile zawdzięczam swojemu przyjacielowi.

Jak zwykle konflikty u Stefci rozwiązują się łatwo, szybko i bezboleśnie. Jest na to takie fajne słowo: LENISTWO!

Żeby czasami znowu nie wybuchnąć, celowo skierowałam swoje myśli gdzie indziej i zajęłam się kolejnym intrygującym fenomenem: Jacob i Sam odkryli, że chociaż nadal istniały dwie sfory, jako ich przywódcy mogli się z sobą porozumiewać w swojej zwierzęcej postaci. Różniło się to znacznie od więzi łączącej ich wcześniej – nie potrafili czytać sobie we wszystkich myślach, tak jak przed rozłamem. Seth twierdził, że przypominało to bardziej zwyczajną rozmowę. Sam mógł słyszeć tylko te myśli Jacoba, które ten był mu skłonny udostępnić i vice versa. Ustalili również, że mogą tak przekazywać sobie informacje na większą odległość, co, skoro się pogodzili, z pewnością miało okazać się przydatne.

Czyli cud, miód, malyna. Oczywiście. (+5 nuda)

Nie zorientowali się, że to możliwe, dopóki Jacob – naturalnie wbrew błaganiom Setha i Lei – nie wybrał się sam do La Push, żeby wytłumaczyć Samowi, co się wydarzyło i kim jest dla niego Renesmee. Odkąd zobaczył ją wkrótce po jej narodzinach, spuścił ją z oczu wyłącznie ten jeden jedyny raz.
Zrozumiawszy, że sytuacja zmieniła się diametralnie, Sam wrócił z Jacobem, żeby złożyć wizytę Carlisle’owi. Musiał spotkać się z nim jako człowiek, bo Edward, nie chcąc opuszczać mojego boku, odmówił wystąpienia w roli tłumacza. Tym sposobem pakt został zawarty na nowo. Nie było tylko wiadomo, czy wampiry i wilkołaki miały jeszcze kiedykolwiek nawiązać między sobą prawdziwie przyjacielskie stosunki.

A tam, wszystko skończy się dobrze i w polewie z lukru. To tylko kwestia czasu.

To jednak nie koniec zmartwień Belki. Pani Cullen wreszcie przypomina sobie o pewnym facecie z odznaką.

Chodziło o Charliego. Rano rozmawiał z Esme, ale i tak nie powstrzymało go to przed tym, by zadzwonić jeszcze dwukrotnie i to całkiem niedawno – dokładnie w tym samym momencie, w którym Carlisle opatrywał Setha. Nie ustaliwszy jeszcze ze mną oficjalnej wersji wydarzeń, doktor i Edward tych telefonów po prostu nie odebrali.

(+50 bitch)

BellaSue zastanawia się co lepsze, dać się chwilowo pochować, czy zdradzić rodzicom prawdę i narazić ich na gniew Volturi. I tak źle, i tak niedobrze.

Miałam własny pomysł na to, jak to załatwić. Chciałam zaczekać, aż będę na to gotowa, i pokazać się Charliemu, żeby sam mógł wyciągnąć wnioski. Formalnie rzecz biorąc, prawo wampirów nie zostałoby naruszone. Czy nie byłoby lepiej dla Charliego, gdyby wiedział, że żyję – w pewnym sensie – i że jestem szczęśliwa? Nawet jeśli okazałoby się, że jestem czymś dziwnym, czymś innym, czymś, co najprawdopodobniej miało go przerazić? Zwłaszcza moje oczy były jeszcze zbyt straszne. Ile jeszcze dokładnie musiało minąć czasu, żeby moje tęczówki przybrały odpowiedni kolor, a moje zachowanie przestało zaskakiwać mnie samą?

Czyli zwalmy to tatusiowi na głowę, niech się sam domyśla. Bardzo wygodne.

– Co się stało, Bello? – spytał cicho Jasper, zauważywszy moje rosnące podenerwowanie. – Nikt się na ciebie nie gniewa. – Przerwało mu basowe warknięcie dochodzące znad rzeki, ale zignorował je. – Nikt nie jest nawet zaskoczony, naprawdę. Chociaż nie, w pewnym sensie jesteśmy zaskoczeni. Nikt się nie spodziewał, że uda ci się tak szybko z tego otrząsnąć. Świetnie sobie radzisz. Lepiej, niż oczekiwaliśmy.

WIEMY, przestańcie to powtarzać, bo mnie womity biorą. (+1 zbędność) (+1 Mary Sue)

– Nie da się inaczej, prawda? Musimy wyjechać? Przynajmniej na jakiś czas. Udawać, że jesteśmy w Atlancie, czy coś w tym stylu.
Czułam na sobie spojrzenie Edwarda, ale patrzyłam dalej na Jaspera. To on odpowiedział z powagą na moje pytanie.
– Tak. Tylko tak możemy chronić twojego ojca.
Zamilkłam na chwilę.
Tak bardzo będzie mi go brakowało. Wszystkich stąd będzie mi brakowało. Na przykład Jacoba, pomyślałam mimowolnie. Choć moja tęsknota za nim znikła i została wytłumaczona – zresztą ku mojej wielkiej uldze – pozostawał wciąż moim przyjacielem. Kimś, kto naprawdę dobrze mnie znał i kto mnie akceptował. Nawet jako potwora.

Ależ słoneczko, to wszystko na twoje własne życzenie. Trzeba teraz wypić to piwo.

Belka przypomina sobie również czas, kiedy McSparkle kopnął ją w rzyć i nasza heroina była w stanie funkcjonować tylko dzięki swojemu niewolnikowi. Wtedy to chciała, żeby stali się rodziną, ale raczej wolałaby Dżejka jako brata niż zięcia. No cóż, sprawy się skomplikowały. Winić można za to tylko Smeyer, która nie potrafi w ciekawy sposób poprowadzić romantycznych wątków, więc załatwia wszystko sztuczką „magical love bullshit”. Ma dzięki temu z głowy trójkącik Belka/Edzik/Dżejk i od razu wynajduje dla superspeshul latorośli głównych bohaterów idealnego przyszłego partnera. Aż się prosi o nową kategorię, pt. lenistwo.

A skoro jesteśmy już przy wyjeździe Cullenów, to będzie dodatkowy problem w postaci wpojonego Dżejka.

Byłam świadoma, że tęsknota za moim przyjacielem to nie wszystko. Nasz wyjazd miał spowodować dodatkowe komplikacje. Czy Sam, Jared albo Quil musieli kiedykolwiek wytrzymać choć jeden dzień z dala od obiektów swoich fiksacji, Emily, Kim i Claire? Czy byliby w stanie tyle przetrwać? Co by się stało, gdyby Jacob nie miał kontaktu z Renesmee? Czy bardzo by cierpiał? Tliło się we mnie jeszcze na tyle dużo rozdrażnienia, że nawet mnie to ucieszyło – nie wizja cierpiącego Jacoba, tylko perspektywa odseparowania go od małej. Jak miałam zaakceptować fakt, że moja córka należała do niego, skoro ledwie zdawała się należeć do mnie?

I znów Belka wypowiada się o swojej córce jak o jakiejś rzeczy. W dodatku BellaSue ma problem z zaakceptowaniem, że Nabuchodonozor należy do Dżejka. Czyli co, w zasadzie sprawa już klepnięta? Mały potworek jest definitywnie własnością Blacka, zanim w ogóle może się wypowiedzieć na ten temat? Teraz się trzeba już tylko z tym pogodzić? Dobrze rozumiem? Ludzie, trzymajcie mnie, to jest przerażające.

Przemyślenia Bellissimy zostają przerwane przez pojawienie się Rózi i Dżejka z Nabuchodonozorem oraz Carlisle’a z miarą. Czas na komisyjne mierzenie małej Marysi Zuzanny. Rytuał odbywa się 4 razy dziennie.


– Aż cztery razy? Ale po co?
– Ona nadal bardzo szybko rośnie – szepnął Edward, nie ukrywając swojego zaniepokojenia.

Też byłabym zaniepokojona. W końcu to, że mały potworek tak szybko rośnie (pomijam, że to też idiotyzm), mogłoby oznaczać, że również szybko się zestarzeje i kopnie w kalendarz za kilkanaście miesięcy. Ale to przecież byłoby interesujące i wprowadzało jakieś napięcie, konflikt, emocje, cokolwiek. No i Stefa musiałaby (GASP!) unicestwić jakiegoś bohatera. Dlatego na pewno tak się nie stanie.

Nie byłam w stanie oderwać od małej oczu, żeby sprawdzić jaką mój ukochany ma minę. Wyglądała kwitnąco, jak okaz zdrowia. Jej skóra przypominała swoim kolorem podświetlony alabaster, a policzki miały odcień płatków róży. Tak promienne piękno nie mogło paść ofiarą choroby.

(+5 Mary Sue)

Nic nie zagrażało jej życiu bardziej niż jej własna matka. A może jednak? Różnica pomiędzy dzieckiem, które urodziłam, a tym które zobaczyłam przed godziną była oczywista. Różnica pomiędzy Renesmee przed godziną a Renesmee teraz była subtelniejsza. Ludzkie oczy nigdy by jej nie dostrzegły, ale moje tak. Jej ciałko wydłużyło się nieznacznie i było odrobinę szczuplejsze. Twarzyczka nie była już okrągła, ale raczej owalna. Jej loczki dotykały ramion odrobinę niżej. Akurat wtedy, kiedy Carlisle zabrał się do mierzenia taśmą jej wzrostu, przeciągnęła się pomocnie w ramionach Rosalie. Sprawdził też obwód jej główki, ale nie zapisał wyników – jak wszystkie wampiry, miał doskonałą pamięć.

Belka domyśla się, co może oznaczać tak szybki wzrost i zaczyna się bać.

– Już zwalnia – mruknął Jacob przez zaciśnięte zęby.
– Jacob, musimy kontynuować pomiary jeszcze przez kilka dni, żeby zyskać pewność. Nie mogę nic obiecać.
– Wczoraj urosła o pięć centymetrów. Dziś wyszło mniej.

Ktoś jest zdumiony? Nasza mała abominacja zatrzyma się pewnie akurat wtedy, gdy będzie wyglądała na najwyżej kilkanaście lat, biorąc pod uwagę, że większość wąpierzy miała ledwo 20-stkę lub mniej w czasie przemiany, co z kolei wskazuje na preferencje autorki. Coś mi się zdaje, że Stefka ma jakąś obsesję na punkcie młodości i lat nastoletnich. No i Dżejk będzie mógł się z panną Cullen spokojnie seksić na wszystkie sposoby.

Nabuchodonozor daje znać Rózi poprzez macanie, że chce do mamy. Belka bierze na ręce córkę, a ta pokazuje jej w wizji scenę ataku Dżejka.

Szczegółowo zapamiętywała wszystko, co widziała i słyszała. Nie wyglądałam w jej reminiscencjach jak ja, ale jak jakiś zwinny drapieżnik dopadający swojej ofiary z prędkością wypuszczonej z łuku strzały. To nie mogłam być ja. Doszedłszy do takiego wniosku, poczułam się odrobinkę mniej winna, przyglądając się bezbronnemu Jacobowi, który stał tylko z wyciągniętymi ku mnie rękami i nawet się nie trząsł, żeby zmienić się w wilka. Edward oglądał myśli naszej małej wraz ze mną. Zaśmiał się cicho, ale zaraz potem skrzywiliśmy się oboje, słysząc trzask łamiących się kości Setha.
Renesmee obdarzyła mnie kolejnym wspaniałym uśmiechem. Przez resztę wizji nie odrywała wzroku od Jacoba. Kiedy tak na niego patrzyła, wyłapałam w jej wspomnieniach nową nutę – była wobec niego nastawiona nie tyle opiekuńczo, co zaborczo. Odniosłam wrażenie, że się ucieszyła, widząc, że Seth obronił go przed moim atakiem. Nie chciała, by mu coś się stało. Jacob był jej.

Borze najzieleńszy, słów mi po prostu brakuje. Czyli to jest sposób, w który Stefa chce usprawiedliwić ten „związek”. Mała aberracja już od razu „odwzajemnia” dżejkobowe uczucia przynajmniej w jakiejś formie. Black nie przesadzał więc, mówiąc, że Nabuchodonozor go lubi? Fuck it, mam dość: (+50 lenistwo) za cały koncept wpojenia Blacka.

Mały demonek pokazuje matce następne scenki rodzajowe. W pewnym momencie pojawia się wizja picia krwi przez małą. Nabuchodonozor zostaje natychmiast odebrany Belce, zaś Jasper wykręca naszej heroinie ręce do tyłu. Oczywiście okazuje się, że wszystko to było zupełnie niepotrzebne, bo Belka panuje nad sobą bez problemu. Ciekawe, ile razy Stefcia nam jeszcze o tym przypomni w następnej zbędnej scenie. (+1 zbędność)

Jasper w końcu nie wytrzymuje i wychodzi z nadmiaru angstu. (+1 angst) Okazuje się, że Jazz ma powyżej dziurek w nosie bycie „tym najgorszym zwierzem” w rodzinie. Liczył na to, że Belcia będzie świrować i dzięki temu poczułby się lepiej. Niestety, nie wziął pod uwagę supermocy Mary Sue. Ale oczywiście Jazz nie jest wcale zły na Belkę, o nie.

– To do siebie ma pretensje, nie do ciebie, Bello. Dręczy go to, że... że może jednak to świadomość kształtuje byt. Rozumiesz – że jest coś takiego, jak samospełniające się przepowiednie.
– Jak to? – wtrącił się Carlisle.
– Jasper łamie sobie teraz głowę nad tym, czy agresja nowo narodzonych to naprawdę coś wrodzonego, coś nie do uniknięcia, czy też, jeśli przeprowadzić by przemianę w odpowiedni sposób i na odpowiednio przygotowanej jednostce, każdy zachowywałby się równie poprawnie, jak Bella. Zaczął się zastanawiać, czy sam ma z sobą takie a nie inne problemy tylko dlatego, iż wierzył dotąd, że nie ma innej drogi. Może gdyby wyżej postawił sobie poprzeczkę, udałoby mu się ją przeskoczyć. Twoje opanowanie, Bello, podważa wiele tez, które uważał dotąd za prawdziwe.

E tam, Jasperku, nie przejmuj się tak i nie zawracaj sobie głowy tymi psychologiczno-naukowymi przemyśleniami. I tak to wszystko o kant dupy rozbić, jeśli chodzi o Mary Sue. Żadne inne parametry i warunki poza byciem zajebistym odwzorowaniem autorki nie grają roli. Nie ma co się porównywać.

– Niesprawiedliwie się osądza – stwierdził Carlisle. – Każdy jest inny. Przed każdym stoją inne wyzwania. Może zachowanie Belli odbiega od normy po prostu dlatego, że jest wyjątkowa. Może tak właśnie objawia się jej szczególny dar.

(+10 Mary Sue)

Belka nie jest zachwycona. Jeśli to ma być jej dar, to nie będzie mogła robić niczego cool. Serio, to jest jej problem.

Co takiego? Żadnych magicznych wizji? Żadnych przydatnych w walce umiejętności budzących respekt czy grozę – ciskania oczami błyskawic czy czegoś w tym rodzaju? Nic praktycznego. Nic, czym można by było chociaż poszpanować?

Priotytety, bitch, priorytety! Co lepsze, być krwiożerczą bestią z ogromnymi mocami (czyli innymi słowy double trouble) czy opanowaną od początku, zwykłą (ojejciu, tylko nie zwykłą!) wampirzycą? Już się nie podoba, że prawie od razu mogłaś zobaczyć córkę? Hę? (+ 50 głupota)
Chwała Wielkiemu Cthulhu, szybko przychodzi opamiętanie. Belka stwierdza, że taki dar ma swoje dobre strony.

Edek wypytuje doktorka, czy rzeczywiście samokontrola może być darem. Okazuje się, że jakaś irlandzka wampirzyca, Siobhan, ma podobny talent.

– Siobhan? Ta twoja znajoma z rodziny irlandzkich wampirów? – upewniła się Rosalie. – Nie zdawałam sobie sprawy, że posiada jakieś szczególny predyspozycje. Myślałam, że tylko Maggie jest spośród nich utalentowana.
– Bo i sama Siobhan jest tego zdania. Ale jest w niej coś takiego, że kiedy coś sobie postanowi, to osiąga to prawie że... samą siłą woli. Tłumaczy, że to tylko zasługa dobrej organizacji czasu, ale od lat podejrzewam, że kryje się za tym coś więcej. Weźmy na przykład to, co się stało, kiedy podjęła decyzję o przyjęciu Maggie do ich grupy. Z początku Liam miał nowo przybyłą za konkurencję, ale Siobhan zależało na tym, żebym się dogadali, i jakoś dopięła swego.

Stefka ni z gruchy, ni z pietruchy zaczyna wprowadzać jakichś nowych bohaterów. Jako że czytam to barachło po raz pierwszy (i ostatni) i nie chcę sama sobie za ostro spojlerować, nie sprawdzałam, czy wąpierze z Irlandii będą dalej odgrywać jakąkolwiek rolę. Jeżeli nie, to po kiego grzyba o nich wspominać (nie kojarzę, żeby wcześniej była o nich jakaś wzmianka)? Jeżeli tak, to mamy przedsmak wrzucania przez Stefcię tysiąca pięciuset trzydziestoplanowych bohaterów w ostatnie rozdziały książki. Toż to majstersztyk planowania. Nie być w stanie napisać kilku ciekawych bohaterów przez 3 i 1/2 książki, a na końcówce dowalić 4 razy więcej osób, o których nic nie wiemy. Borsko.

Edzio, Rózia i doktorek rozprawiają dalej, Dżejk siada koło Setha w roli bodyguarda, a Belcia lula Nabuchodonozora.

Dopiero teraz zorientowałam się, że pozostali wcale nie musieli siedzieć. Długie stanie zupełnie mi nie doskwierało. Równie dobrze mogłabym leżeć wyciągnięta wygodnie na łóżku. Wiedziałam, że mogłabym tak stać bez ruchu choćby i tydzień, a siódmego dnia byłabym tak samo wypoczęta jak na samym początku. Domyśliłam się, że moi bliscy siadają z przyzwyczajenia. Za bardzo rzucaliby się w oczy, gdyby wystawali gdzieś całymi godzinami, ani razu nie zmieniając pozycji. Nawet tutaj, u siebie w domu, Carlisle zakładał nogę na nogę, a Rosalie od czasu do czasu przeczesywała sobie palcami włosy. Dzięki tym drobnym gestom mniej przypominali posągi, a bardziej zwykłych ludzi. Odnotowałam w pamięci, że muszę przeanalizować ich zachowanie i zacząć brać z nich przykład. Na próbę przeniosłam ciężar ciała z jednej stopy na drugą. Czułam się idiotycznie, musząc robić takie rzeczy bez potrzeby.

Belka jest taka awesome, że nawet na myśl o przenoszeniu ciężaru z nogi na nogę stwierdza „Co za bzdury, jestem ponad to”.

Nabuchodonozor pokazuje BelliSue swoje dotychczasowe życie.

Albo jak Edward zaśpiewał jej słodko piosenkę, co tak jej się spodobało, że puściła mi ten fragment dwukrotnie.

Wow, to brzmi jakby Nabuchodonozor był jakimś odtwarzaczem płyt. Wolę sobie tego nie wyobrażać.


Minęła godzina. Seth i Jacob pochrapywali chórem na kanapie, u pozostali nadal zawzięcie dyskutowali, kiedy nagle wizje Renenee zaczęły dziwnie się rozjeżdżać. Kontury podsyłanych przez nią obrazów rozmazywały się coraz bardziej, a poszczególne historyjki urywały się przed czasem. Spanikowana, miałam już zaalarmować Edwarda (czy z małą wszystko było aby w porządku?) kiedy powieki jej zadrgały, a potem opadły. Miały barwę bladych płatków lawendy, jak białe obłoczki tuż przed zachodem słońca. Maleńka ziewnęła rozkosznie, układając swoje pełne usteczka w kształtne kółeczko, i już ani razu nie otworzyła oczu. Zasypiając, oderwała paluszki od mojej skóry. Ciekawa, co z tego wyniknie, uważając, żeby jej nie zbudzić, ujęłam jej rączkę i przytknęłam ją sobie z powrotem do szyi. Z początku nic się nie działo, ale po kilku minutach z jej myśli wyleciała ku mnie chmara wielobarwnych motylków.

Jeszcze tylko brakuje rzygających tęczami unicornów i chórów anielskich. (+5 kicz) (+5 Mary Sue) Oczywiście maly potworek sny ma też cudowne.

Przyglądałam się jej snom jak zaczarowana. Nie posiadały żadnej fabuły – składały się na nie tylko kolory, kształty i twarze. Zauważyłam wśród nich z satysfakcją swoją własną – a raczej oba swoje oblicza, bo i to ludzkie, zmaltretowane, i to nieśmiertelne, porażające urodą. Pojawiałam się nawet częściej niż Edward i Rosalie – konkurować ze mną mógł tylko Jacob. Nie chciałam irytować się z tego powodu. Dotarło do mnie, dlaczego Edward nie nudził się, przesiadując noc w noc przy moim łóżku, tylko po to, żeby słuchać, co mówię przez sen. Sny Renesmee mogłabym podziwiać całą wieczność.

Wieczorem wracają wreszcie Ala, Esme, Emmett i Jazz.

Alice wbiegła do salonu jako pierwsza, wyciągając ku mnie rękę. Bijące od niej zniecierpliwienie było tak silne, że prawie tworzyło wokół niej widzialną aurę. Trzymała całkiem zwyczajny mosiężny kluczyk, do którego przywiązano przesadnie dużą kokardę różowej satyny. Kiedy mi go podała, machinalnie przycisnęłam do siebie Renesmee prawą ręką, tak żeby lewą mieć wolną i móc ją nadstawić. Alice upuściła kluczyk na moje rozczapierzone palce.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! – pisnęła głośno.
Wzniosłam oczy ku niebu.
– Pierwsze urodziny ma się dopiero w rok po swoich narodzinach pouczyłam ją – a nie w dniu przemiany.
Spojrzała na mnie z wyższością starszej siostry.
– Bello, to nie dlatego, że są twoje pierwsze wampirze urodziny. Dziś trzynasty września! Kończysz dziewiętnaście lat!

Czy Belka jak zwykle dostanie histerii i ataku angstu z powodu swoich urodzin i związanych z tym prezentów, czy też coś się zmieniło po przemianie? Dowiecie się w następnym odcinku.

(+56 głupota)
(+24 Mary Sue)
(+1 angst)
(+5 kicz)
(+50 bitch)
(+2 zbędność)
(+50 lenistwo)


Beige


15 komentarzy:

  1. Ja wiem, że jestem wtórna i, że można by mi dać +1000000 za zbędność, ale nie moge, po prostu nie moge się powstrzymać. To całe wpojenie jest takie CHORE! A najbardziej chore jest to, że setki ludzi na świecie łykają te gówniane, pedofilskie czary-mary bez chwili zwątpienia we wszechzajebistośc bohaterów. Mamo moja, słowa nie wyrażą mojego obrzydzenia. I to ciągłe bycie "czyimś". Dżejk jest Nabuchodonozora, Nabuchodonozor jest podzielony, Belissima jest Edzia, Edzio należy do Belki... Stefa ma męża, prawda? Matko, sama nie wierzę, że to mówię, ale niech ten chłop weźmie swą połowicę za dupę i niech jej wpieprzy raz, a porządnie, może jej te obluzowane klepki wskoczą na swoje miejsca. Nie mogę, to jest tak bezdennie bzdurne, że mi się we łbie pomieścić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na forum tłajlajta wyczytałam wielokrotnie, że wpojenie Jacoba jest mega romantyczne. :) Ja bym jednak wolała, żeby facet zakochał się w moim charakterze, a nie został moim bezwolnym niewolnikiem... Może Meyer ma inne potrzeby.

      Usuń
  2. Strasznie krótki tytuł, i jak się właściwie ma do treści? Analiza kwikaśna, choć wymysły Smejer coraz bardziej przerażają. Przeważa permanentne niewolnictwo i inwigilacja (nawet myśli i snów), aaa... Co do sugestii powyżej - może on właśnie stale pierze żonę - stoi z batem i krzyczy: "Pisz, Stefa,pisz jakim jestem zajebistym Edziem!" No tak mnie wizja dopadła.
    Pozdrawiam
    małpa w bibliotece

    OdpowiedzUsuń
  3. "Bez względu na to, czy w grę wchodziłoby morderstwo czy też fatalna pomyłka, poszkodowany nie byłby w stanie winowajcy przebaczyć i stoczyłby z nim pojedynek na śmierć i życie. Inna opcja nie wchodziła w rachubę."
    A co by się stało, gdyby obiekt popełnił samobójstwo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wtedy wolf również by się zabił. Sam przecież próbował, o ile dobrze pamiętam.

      Usuń
    2. Miałam wizję. Pieknie to wyglądało. Stareńka Emily umiera sobie cicho i spokojnie, po czym stareńki Sam rzuca się z klifu, z którego nieudolnie rzuciła się Belcia ;)Bullshit.

      Usuń
  4. ... a o samobójstwo nietrudno, gdy ktoś tak się do Ciebie doczepi, a w wypadku odmowy związku - zbije T-T

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie się czytało!
    Niby czytałam,a nie pamiętam szczegółowo ile tam jest bzdur..

    Chomik.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czegoś tu nie rozumiem. Dżejk wpoił się w jajeczko Belki, pomińmy kretynizm pomysłu, i dlatego myślał że się w niej zakochał. Z tego samego powodu Bella odczuwała potrzebę posiadania go przy sobie. Czyli wpojenie działa zarówno na osobę wpojoną jak i obiekt wpojenia (przykład: Nabuchodonozor). Wcześniej jednak nie było o tym mowy, co więcej padło nawet stwierdzenie że ktoś tam na szczęście wpoił się w dziewczynę która już wcześniej się w nim podkochiwała.
    Czyli co? Belka, jej córeczka i Dżejk to wyjątki i reszty obustronne wpojenie nie dotyczy?
    Koyomi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. To jeszcze raz ja, jestem po pierwszym tomie sagi ale analizy dają mi powera by zmierzyć się z resztą. :) Lubie podczas "lektury" przypominać sobie różne fragmenty analka, człowiek często wie że coś jest nie tag bo pod naporem angstu i nudy nie chce mu się skupiać na jakimś wątku. Dziękuje za to że wam się chce i potraficie tak pięknie ubrać w słowa myśli wielu czytelników facepalmujących nad tą książką.
      Koyomi

      Usuń
    3. to też oznacza, że jajeczko Belli wpoiło się w Jacoba i kazało (tak, to jajeczko kazało) Belli trzymać się blisko swojego lubego

      Usuń
  7. Cieszę sie, że w końcu dodałaś ten rozdział, analiza jak zwykle świetna i czekam na wiecej. Co do Siobhan i Irlandczyków, owszem, pojawią sie w dalszej części książki. Volturi dowiedzą się o istnieniu Nabuchodonozora, wezmą go za nieśmiertelne dziecko (patrz: prorocze sny Belki) i będą chcieli wykończyć. Culleny rzecz jasna ściągną 1000-500-100-900 świadków, którzy zeznają, że mały mutant się starzeje (jednymi z nich będą właśnie Irlandczycy) i do niczego nie dojdzie. Jakże by inaczej? W końcu Stefa nie mogła dopuścić do bitwy, jeszcze coś stałoby sie któremuś z jej ukochanych boCHaterów! No i oczywiście miałaś rację z tym, że Nabuchodonozor przestanie sie starzeć, gdy będzie wyglądał na kilkanaście lat. W końcu SMeyer nie może zamordować ani jednego pozytywnego bohatera. To będzie +1000 do lenistwa i +100000 do nudy.

    OdpowiedzUsuń
  8. ROZDZIAŁ na litość bogów przeszłych i przyszłych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty, nie lubisz pięknego zagramanicznego słowa "chapter"? ;)

      Usuń