niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział XIV: Kiedy jest naprawdę źle? Kiedy ma się wyrzuty sumienia, że się było chamskim wobec wampirów

Kiedy ostatnim razem widzieliśmy się z naszym Indianinem, zmierzał on w stronę hacjendy don Cullenów, aby zdać im relację z patrolu. Na progu domostwa nasz dzielny posłaniec odnajduje niespodziewany prezent:

Znałem już fasadę domu na tyle dobrze, iż zauważyłem, że coś się zmieniło. Na dolnym stopniu schodków werandy leżała kupka kolorowych, jasnych szmat. Podszedłem bliżej. Wstrzymując oddech trąciłem szmaty nosem. Nasycone wampirzym smrodem niewyobrażalnie cuchnęły.
Wyglądało to na komplet ubrań. Hm. Edward musiał wychwycić, jak przemieniałem się w locie – wypominałem sobie swoją głupotę. Miło z jego strony, że pomyślał.

Miło??? Señor Eduardo oddał ci własne, jedwabne szaty, nieokrzesany murzynie! Na kolana i wychwalać szczodrobliwość pana, hołoto!

(...)zarówno biała koszula, jak i jasnobrązowe spodnie, okazały się za krótkie. W koszuli podwinąłem rękawy do łokci, ale ze spodniami nie mogłem nic zrobić. Ech, pomyślałem, jakoś to przeżyję.

Black, prosisz się o chłostę.

Trudno było żyć ze świadomością, że w razie czego nie można po prostu podskoczyć do domu i zabrać starych spodni od dresu. Co tu ukrywać, byłem bezdomny – nie miałem dokąd wracać. Nie miałem też żadnego majątku, co może teraz za bardzo mi nie przeszkadzało, ale już niedługo mogło zacząć działać na nerwy.

WTF? A to dziwo skąd się wzięło? Niby z jakiej racji Jacob nie może wrócić do domu? Czy stworzenie własnej sfory jest równoznaczne z banicją? A może Sam i reszta ferajny obstawili mu chałupę i tylko czają się, by go capnąć, gdy wróci zaparzyć sobie kubek herbaty? Czy Billy już nigdy więcej nie będzie mógł kontaktować się z synem?
Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Stefa, przestań generować irracjonalne kłody pod nogi naszych bohaterów – te stworzone do tej pory są wystarczająco durne.

Głupota: +10

No, niewolnik już przyzwoicie odziany, można wbijać do państwa na salony.

Przez te dwadzieścia minut, kiedy mnie nie było, zdążyli przywrócić salon do poprzedniego stanu. Grał cicho wielki telewizor – puścili jakąś komedię obyczajową dla kobiet, ale nikt nie wydawał się być nią zainteresowany.

Wpisałam w Google „komedia obyczajowa dla kobiet”, ale Wyrocznia uparcie milczy. Pewnie dlatego, iż (za Wikipedią):

Komedia obyczajowa – komedia ukazująca obyczajowość pewnej zbiorowości i panujące konwencje (np. Moralność pani Dulskiej G. Zapolskiej).

Ale rozumiem – Męscy Mężczyźni nie oglądają takich głupot. Jedynym, co przyciąga ich przed ekrany jest sport, strzelaniny i gołe baby.
Meyer, twój seksizm nie zna granic ni kordonów.

Głupota: +1

Bella też się uśmiechnęła, ale bynajmniej nie tak zdawkowo jak on [Edward]. Oczy jej rozbłysły. Po prostu promieniała radością. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz witała mnie z taką energią i entuzjazmem.
Na litość boską, przecież była mężatką! I to szczęśliwą mężatką – nie było wątpliwości, że kochała swojego wampira nad życie. W dodatku była w mocno zaawansowanej ciąży.
Więc dlaczego, do cholery, musiała się tak ekscytować moją wizytą? Jak gdybym samym swoim pojawieniem się sprawiał jej jakąś dziką przyjemność.

Wiecie co? Miałam zamiar walnąć długi elaborat o tym, że Stefcia najwyraźniej nie rozumie koncepcji miłości innej niż taka, która opiera się na pożądaniu i nie dociera do niej, że wymiana obrączek to nie jest automatyczny wyłącznik uczuć skierowanych ku innym ludziom niż Pan Małżonek, ale dałam sobie spokój. Ostatecznie, mówimy tu o socjopatce, która od początku serii używa nieszczęsnego Jake'a jako urządzenia do podreperowania swego ego i ewidentnie lubi sprawiać mu cierpienie obnosząc się ze swym udanym związkiem. Nikt nie jest aż tak głupi.

Bitch: +15

Trudno było uwierzyć, o ile dźwięczniejszy miała głos, o ile zdrowiej wyglądała. Poczułem zapach świeżej krwi i zobaczyłem, że w dłoniach znów trzyma swój kubek. Ile krwi potrzebowała, by pozostać przy życiu do porodu? Czy w pewnym momencie Cullenowie nie mieli zostać zmuszeni do zamordowania kilku sąsiadów?

To zależy. Mam szczerą nadzieję, Jacob, że nikt z twoich bliskich nie będzie w najbliższym czasie potrzebował transfuzji.
Nawiasem mówiąc, warte zauważenia jest, że Edward – który niemal przez cały tom odpowiada nieproszony na wewnętrzne monologi i wątpliwości chłopaka – w żaden sposób nie zaprzecza temu wnioskowi.

Bitch: +25

Nieszczęsnemu bodyguardowi wyczerpują się baterie, udaje się więc do lasu, by umościć sobie posłanie wśród mchów i paproci. Nie dane mu jest jednak zaznać odpoczynku.

Odwróciłem się powoli. [Edward] Był już na zewnątrz. Podszedł do mnie z przepraszającym wyrazem twarzy.
Jezu, co znowu?
Wybacz, że zawracam ci głowę...
Zawahał się, jak gdyby nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co miał mi do powiedzenia.
O czym myślisz, czytający w myślach?
Kiedy rozmawiałeś z wysłannikami Sama, przekazywałem wszystko od razu Carlisle’owi, Esme i pozostałym, i zaczęli się martwić, że...
Nie przejmujcie się – przerwałem mu. – Nie zrezygnujemy z patroli. Wierzymy Samowi, ale mimo wszystko będziemy mieć oczy szeroko otwarte. A wy nawet nie musicie mu wierzyć.
Nie, Jacobie, nie o to mi chodzi. Tu ufamy wam całkowicie. Ale Esme przejęła się trudną sytuacją twojej nowej sfory i poprosiła mnie, żebym pomówił o tym z tobą na osobności.
Zbił mnie z pantałyku.
Trudną sytuacją mojej sfory?
Zwłaszcza tym, że jesteście teraz bezdomni. Esme bardzo to przeżywa. Chciałaby się wami jakoś zaopiekować.

No ba. Dla Stepfordzkiej Żony trzy bezdomne, nieletnie wilkołaki to jak spełnienie najskrytszych marzeń – wreszcie będzie mogła matkować komuś młodszemu od niej o więcej niż pół dekady.

Zerknąłem na te [ubrania], które miałem na sobie.
A, tak. Dzięki.
Uznałem, że okażę trochę kultury i nie wspomnę, jak okropnie ich podarek cuchnie.
Na twarzy Edwarda zamajaczył uśmiech.
Cóż, nie sądzę, żeby zaopatrzenie was w odpowiednie ich ilości nastręczało nam jakichś kłopotów. Alice rzadko kiedy pozwala nam włożyć na siebie jedną rzecz dwa razy. Mamy całe sterty ubrań odłożone dla fundacji Goodwill. Leah ma chyba ten sam rozmiar co Esme, prawda? A Seth...
Nie byłbym taki pewien, czy Leah zgodzi się przyjąć używane ciuchy od wampirów. Nie ma takiego pragmatycznego podejściu do życia, jak ja.
Mam nadzieję, że uda ci się przedstawić naszą propozycję w jak najlepszym świetle. A żywność i ubrania to nie wszystko. Gdybyście tylko potrzebowali jakiegoś przedmiotu, środka transportu, czy jeszcze czegoś, proście śmiało. Skoro wolicie spać na dworze, zapraszamy też do korzystania z naszych pryszniców. Proszę, nie uważajcie się za osoby, które nie mają dokąd pójść i do kogo się zwrócić.

O słodka godzino, Wardo został abolicjonistą. Edziu, czy skonsultowałeś swój pomysł z żoną? Była bardzo przywiązana do idei posiadania osobistego sługi.

Niestety, Blackowi najwyraźniej nie dane będzie w tym rozdziale odpłynąć w objęcia Morfeusza. Okazuje się bowiem, że mały mutancik po posileniu się nabrał ochoty na harce:

Znowu otworzyłem sobie drzwi. Bella sapała, obejmując swój wielki brzuch. Rosalie podtrzymywała ją, a Edward, Carlisle i Esme pochylali się nad nią zaaferowani. Kątem oka zauważyłem, że coś poruszyło się na schodach. Była to Alice – stała u ich szczytu wpatrzona w scenę na dole, przyciskając sobie dłonie do skroni. Wyglądało to dziwnie – jakby coś w jakiś sposób nie pozwalało jej dołączyć do pozostałych.
Sekundkę, Carlisle – wykrztusiła Bella.
Muszę cię zbadać – nalegał doktor. – Słyszeliśmy, że coś chrupnęło.
Myślę... – sapnęła. – że to żebro. Auć. Tak. Tutaj. Wskazała na swój lewy bok, uważając, żeby go nie dotknąć. To potworne coś łamało jej kości.
Prześwietlę ci klatkę piersiową – wyjaśnił Carlisle. – Mogły powstać niebezpieczne odłamki. Chyba nie chcesz, żeby jeden z nich coś ci przebił, prawda?
Wzięła głęboki wdech.
Dobrze. Zgoda.

Ja tam się nie znam, ale...Jakim cudem ten mały demon jest w stanie gruchotać kości matce, skoro jest otoczony tak grubą błoną, że nie przebije się przez nią żadne narzędzie chirurgiczne? No, chyba, że to dziadostwo jest nie tylko superwytrzymałe, ale i rozciągliwe. 


 
Biedna Bella.

Czyli Bella nabrała sił, ale to coś w jej brzuchu także. Nie dało się zagłodzić tylko jednego z nich i tak samo nie można było leczyć tylko jednego z nich. Tak to działało. Żadną metodą nie mogliśmy wygrać.

WIĘC ZRÓBCIE JEJ CESA...Ech, poddaję się. Te ameby i tak nie załapią; są w końcu kierowane ręką Meyerowej.

A więc trzymali tutaj nie tylko bank krwi, ale i rentgen? Doktor chyba miał w zwyczaju zabierać pracę do domu.

Tuszę, że trochę organów zamiennych też by się znalazło.

A ty, dlaczego nie jesteś z resztą na górze? – odpyskowałem.
Boli mnie głowa – odpowiedziała [Alice]. Zerknąłem na nią. Była taka drobna. Tułów miała na oko szerokości mojego bicepsa. Teraz wyglądała na jeszcze mniejszą, bo jakby się garbiła. Krzywiła się z bólu.
Od kiedy wampiry boli głowa?
Tych normalnych nie boli.
Prychnąłem. Normalne wampiry!
Czemu nigdy nie opiekujesz się Bellą? – spytałem oskarżycielskim tonem. Wcześniej tyle się działo, że jakoś mi to umknęło, ale było to dziwne, że najlepszej przyjaciółki chorej nigdy nie ma u jej boku. Może gdyby tam się znalazła, zabrakłoby miejsca dla Rosalie? – Myślałem, że jesteście dla siebie jak siostry.
Tak jak już mówiłam... –przysiadła półtora metra ode mnie, owijając kolana szczupłymi ramionami – .. . boli mnie głowa.
I to właśnie przez Bellę cię boli?
Tak.
(...)
Tak dokładnie – uściśliła – to nie przez Bellę, tylko przez ten... płód.
Ach, kolejna osoba nastawiona do tej sprawy tak, jak ja. Łatwo się było tego domyślić. Wypowiedziała to ostatnie słowo z taką samą niechęcią jak wcześniej Edward.
Nie widzę go – powiedziała mi, chociaż równie dobrze mogła mówić do siebie, bo skąd
miała mieć pewność, że jeszcze nie zasnąłem. – Nie widzę go w swoich wizjach. Tak samo jak ciebie.
Drgnąłem, a potem zacisnąłem zęby. Nie chciałem być porównywany do tego czegoś.
A Belli to się udziela. Otacza to coś ze wszystkich stron, więc sama jest taka... rozmazana. Mam tak, jakbym patrzyła w telewizor, który nie ma dobrze nastawionej anteny, i wytężając wzrok, starała się skupić na widocznych na ekranie postaciach. To od tego tak mnie boli głowa. A i tak nie widzę więcej niż kilka minut naprzód. Jej przyszłość za bardzo zależy od tego... od tego płodu. Kiedy na samym początku podjęła decyzję... gdy tylko stwierdziła, że chce go zatrzymać, od razu w moich wizjach pojawiły się te zakłócenia. Napędziła mi niezłego stracha!
(…)
Miałbyś coś przeciwko, gdybym przy tobie usiadła?
Nie. I tak tu wszędzie śmierdzi.
Dzięki, Jacob. Co ja bym bez ciebie zrobiła? Przecież nie mogę wziąć aspiryny.
Mogłabyś już przestać gadać? Tu się śpi.

Muszę przyznać, że to zupełnie nowy prąd w Oceanie Idiotyzmów. Mieliśmy już wizje z rzyci, moce działające wedle widzimisię autorki, znikające telefony komórkowe i angst zwalczający wołanie natury – ale Fetus Ex Machina to absolutna wisienka na torcie. Będę jednak tolerancyjna i nie dam żadnych punktów – raz, że Stefa może jeszcze podać jakieś wyjaśnienie tego fenomenu (nadzieja umiera ostatnia),a dwa, że ukazanie wampirów jako do tego stopnia nieodpornych na fizyczny ból, że aż nie będących w stanie zagryźć zębów i działać nawet dla swoich bliskich to całkiem ciekawa idea. Szkoda, że jak wszystkie dobre pomysły w tej sadze – potraktowana po macoszemu.

Jacob wreszcie zasypia, a gdy się budzi, wyczuwa zapach bekonu i cynamonu.

Patrzcie, kto się obudził! – zawołał wesoło Seth.
Siedział koło Belli, po przeciwnej stronie niż Edward. Edward trzymał ją za rękę, a on obejmował ją bezceremonialnie, podjadając coś z przelewającego się talerza.
Co to miało być?!
(…)
Oddychałem powoli, starając się rozluźnić. Nie byłem w stanie oderwać wzroku od ręki, którą przytulał do siebie Bellę.

Seth ma najwyraźniej ujemny instynkt samozachowawczy. Chłopie, Black oddałby lewe płuco za taki ogrom łaski, przestań epatować nowo otrzymanym przywilejem, jeśli ci życie miłe!

Black przespał u Cullenów prawie całą dobę. Co zmieniło się przez ten czas?

Spojrzałem szybko na Bellę. Jej twarz nabrała zdrowego kolorytu – była blada, ale nie chorobliwie, tylko tak, jak kiedyś. Zaróżowiły się jej usta. Nawet włosy prezentowały się lepiej – wydawały się bardziej lśniące. Zauważyła, że się jej przeglądam, i uśmiechnęła się szeroko.
(...)
Co na śniadanie? – spytałem nieco sarkastycznie. – Zero Rh minus czy AB Rh plus?
Bella pokazała mi język. Można było pomyśleć, że zupełnie wróciła już do zdrowia.

Ja pierniczę, ona WCIĄŻ nie widzi nic podejrzanego w tym, że Glittermany mają nieograniczone zapasy krwi?! Meyer, zlitujże się nad swoimi bohaterami, obdaruj ich bodaj jedną czwartą mózgu!

Głupota: +15

Seth zajada się przygotowaną przez McSparkle'a jajecznicą, co prowokuje Jake'a do zatroszczenia się o żołądek trzeciego członka zespołu. Ponieważ Leah najwyraźniej wzgardziła kuchnią Cullena, nasz bohater postanawia udać się wraz z nią na polowanie (on też wzgardził jego kuchnią, jak na nieszczęśliwego konkurenta przystało).

Pozostając w temacie żywienia, okazuje się, że wąpierze mają problem; nie wiedzą, nieboraki, jak tu udać się na łowy, aby nie dopuścić do konfrontacji z watahą Sama. Jacob wciela się w stratega i każe im podróżować w dużych grupach, możliwie daleko od La Push.

I chyba lepiej byłoby, gdybyście wyruszyli w dzień, bo my, wilkołaki, wierzymy w tradycyjne podania i spodziewamy się po was większej aktywności w nocy...

...Stefciu? Cullenowie kręcili się po tych ziemiach od początku lat trzydziestych poprzedniego stulecia. Zaledwie tom wcześniej sprzymierzyli się z wilkołakami przeciw wspólnemu wrogowi. Młodsza część rodziny chodzi do liceum, a jej głowa – do pracy.

I próbujesz mi wmówić, że sfora NADAL nie wie, jak wygląda ich styl życia?!

Głupota: +50

Wampiry ustalają harmonogram wypadów na zwierzynę, a Jacob rozkazuje swej prawej ręce udać się na zasłużony spoczynek.

Jasne, jasne. Zamienię się w wilka, jak tylko skończę. Chyba że... – zawahał się i spojrzał na Bellę. – Będziesz mnie potrzebować?
Ma koce – warknąłem.
Dzięki, Seth, nic mi nie będzie – odpowiedziała szybko Bella.

Pytanie za sto punktów: dlaczego to Jacob nie może robić za żywy kaloryfer? Zazdrość Edka osiągnęła poziom krytyczny, czy jak?
A swoją drogą, z Blacka niezgorszy pies ogrodnika. Nadal do niego nie dotarło, że do wszystko dla dobra Belki?

Bitch: +15

Do pokoju weszła Esme, niosąc duży płaski zamykany pojemnik na żywność. Patrząc na mnie nieśmiało, przystanęła obok Carlisle’a, ale nieco z tyłu, po czym zrobiła krok do przodu i wyciągnęła ku mnie ręce.
Jacobie... – odezwała się. Jej głos nie był tak przenikliwy, jak pozostałych. – Wiem, że... Że przez nasz specyficzny zapach, odrzuca cię na myśl, że miałbyś tu coś zjeść, ale czułabym się znacznie lepiej, gdybyś, zanim wyjdziesz, wziął ze sobą coś do jedzenia. To z naszego powodu nie masz teraz domu. Proszę, przyjmij to ode mnie, a będą mniej się zadręczać.
Jej ciemnozłote oczy wpatrywały się we mnie błagalnie. Nie wiem, jak jej się to udało, bo wyglądała najwyżej na dwadzieścia pięć lat, a cerę miała bladą jak kość słoniowa, ale coś w jej twarzy przypomniało mi nagle moją mamę. Jezu...
Ehm – odchrząknąłem. – Nie ma sprawy. Zobaczę, może Leah jest jeszcze głodna czy coś.
Wziąłem od niej pojemnik jedną ręką, którą zostawiłem na wpół wyprostowaną, żeby znajdował się jak najdalej ode mnie. Zamierzałem się go pozbyć w lesie – zostawić pod jakimś drzewem czy coś w tym stylu. Nie chciałem sprawiać Esme przykrości.
Przypomniałem sobie, że słyszy mnie Edward. Tylko nic jej nie mów! pomyślałem. Niech myśli, że to zjadłem.

...A nie możesz po prostu...no wiesz...ZJEŚĆ tego, co przygotowała ci pani doktorowa? Skoro już i tak zdecydowałeś się łazić w ich ciuchach, to naprawdę nie ma powodu, żebyś zgrywał bohatera.

Głupota: +5

Wpadniesz później? – spytała Bella w tym samym momencie, w którym doszedłem do wniosku, że muszę się wynieść z ich domu jak najszybciej.
Ehm... czy ja wiem...
Zacisnęła usta, jakby powstrzymywała uśmiech.
Proszę, Jake. Mogę znowu zmarznąć...

Nie mogę wstawiać niecenzuralnych wyrazów. Bór wie, ile nasi czytelnicy mają lat.

Bitch: +50

Rozdział kończy się, gdy nasz bohater opuszcza dom swych tymczasowych sprzymierzeńców – uprzednio obiecując Esme, że zaniesie Leah cały kosz świeżo wypranych ciuchów od Armaniego.

Czy panna Clearwater ucieszy się z prezentu? O tym w następnym odcinku.


Statystyka:

Bitch: 105
Głupota: 81


Maryboo

3 komentarze:

  1. Kupowanie absurdalnie drogich ciuchów tylko po to, by założyć je RAZ, można ostatecznie wybaczyć gwieździe, której nie wypada założyć tej samej kiecki na dwie imprezy, ale w przypadku Cullenów taka rozrzutność jest po prostu absurdalna. W dodatku Stefa zdaje się uważać, że obdarowywanie biednych ciuchami od Armaniego świadczy o szlachetności - rany, czy ona nie widzi, jakie to jest obrzydliwe?
    Co do krwi, podejrzewam Meyerową o coś podobnego do wiary dziecka w to, że mleko bierze się ze sklepu. No wiecie, że krew się kupuje, tak po prostu. Owszem, takie rozwiązanie bywa stosowane dość często w historiach o wampirach, tyle że zazwyczaj autorzy ukazują handel krwią jako działalność nielegalną lub, w najlepszym przypadku, moralnie wątpliwą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do ciuchów - mnie wkurza też jedno, mianowicie dlaczego mejerpiry muszą dawać wilkołakom UŻYWANE ciuchy (które też bardziej śmierdzą wampirem, ale to inna sprawa). Ja, na miejscu wilkołaków, czułabym się nie teges, że muszę latać w czymś, co nosił Edzio-pedzio czy inna Rozalka, a przecież, wnioskując z tekstu, Culleny mają całe szafy wypchane ubraniami.
    Swoją drogą tutaj ich bucowatość jest wręcz porażająca, ale czy to jest coś, czego nie wiedzieliśmy? Swoją drogą lepiej, że używane ciuchy oddają, a nie wyrzucają na śmietnik. Cóż, sama znam osobę, która cierpi na zakupoholizm i codziennie musi sobie kupić cokolwiek, choćby i nowe skarpetki, ale zawsze COŚ.
    Czekam na nowy rozdział. Jestem też szalenie ciekawa waszych komentarzy na temat nowego wcielenia Belki, dlatego liczę, że praca będzie postępować :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tu się nic nie dzieje. W tym rozdziale nic się nie dzieje ._. Ja pierniczę, jakie to jest nudne i głÓpie -.-'

    OdpowiedzUsuń