niedziela, 24 czerwca 2012

Dziś, moi milusińscy, mamy dla was niespodziankę – a nawet dwie.

Primo:Jak już wspomniałam we wstępie do naszych analiz, Stefcia postanowiła podzielić swe ostatnie (daj bór) dzieło na trzy części.
Dobra wiadomość? To oznacza tymczasowy koniec edwardocentrycznej, egoistycznej i pseudo-angstowej narracji w wykonaniu Belli.
Zła wiadomość? Ta księga jest jeszcze koszmarniejsza od swej poprzedniczki.

Secundo: Ponieważ Beige miała pewne problemy z harmonogramem, to ja zajmę się podsumowaniem dotychczasowych punktów. Niechaj więc rozbrzmią fanfary – oto, jak przedstawia się sytuacja:

Głupota: 2488
Tyran: 794
Angst: 548
Bitch: 333
Ego: 101
Zła córka: 76
Nuda: 17
Zbędność: 11
Zły ojciec: 5


….Boru, właśnie pobiłyśmy rekord. A to dopiero jedna trzecia materiału.


Nie przedłużając: przed nami Księga Druga – Jacob.

Tak, tak! Tym razem rolę narratora będzie pełnił nasz ulubiony murzyn pańszczyźniany. Jest to bodaj jedyna rzecz, która raduje mnie w kontekście tego, co nas czeka – Jake posiada bowiem poczucie humoru i trzeźwe spojrzenie na świat, czyli dwie rzeczy, których zdecydowanie brakowało pani Cullen.
Próbkę dostajemy już w prologu:

Życie to jedno wielkie gówno, a potem się umiera.
Ta. Chciałoby się.

Muszę szczerze powiedzieć, że gdy zobaczyłam ten wstęp po raz pierwszy, uśmiechnęłam się. Co za miła odmiana po przefilozofowanych, nadętych przemyśleniach Belki! Widzisz, Stefciu, jak chcesz to potrafisz. Szkoda jedynie, że powiew świeżego punktu widzenia zostanie brutalnie pogrzebany pod natłokiem idiotyzmów fabularnych.
Aha, mamy jeszcze idealnie dobrany cytat Szekspira, nad którym nie będę się znęcać – jego proroczą wymowę poznamy, niestety, już wkrótce.


Przejdźmy zatem do właściwej treści:

Rozdział VIII: Kurczę, kiedy wreszcie wybuchnie ta wojna z wampirami?

...Nie, ja nie żartuję. To jest autentyczny tytuł. Co poniektóre będą się składać nawet z kilku zdań.

Z naszym bohaterem spotykamy się w jego chatynce, którą to okupuje jego przyjaciel i przyszły członek rodziny, Paul. Jacob jest niezadowolony – kiedy don Cullenowie przenieśli się do Ameryki Południowej stracił pracę na plantacji, a szwagier in spe bezczelnie wyżera mu chipsy.
Skąd jednak taki a nie inny status członka sfory? Ot, chłopak wpoił się w siostrę Jacoba, Rachel, gdy ta przyjechała odwiedzić rodzinne strony.

A już myślałem, że gorzej być nie może, kiedy i jego trafił ten cholerny „grom z jasnego nieba”. Czwarte wpojenie w sforze to już była przesada. Kiedy to się miało skończyć? Na litość boską, legendy mówiły, że to rzadkość! Rzygać mi się chciało od tych ich amorów. Czemu musiało paść akurat na moją siostrę?

Celne spostrzeżenie. Meyer, na wszystkich bogów greckich: już i tak lekceważysz prawa biologii, fizyki i prawdopodobieństwo psychologiczne, trzymaj się więc chociaż swojego własnego kanonu.

Głupota: +1

A tak swoją drogą, ręka w górę – ilu z was w ogóle pamiętało, że Black ma rodzeństwo?

Jednak to nie zagarniecie lodówki i telewizora przez kompana jest największym problemem Indianina. Biedaczek gryzie się bowiem, czy kiedykolwiek ujrzy jeszcze swą Panią.

Nie spałem po nocach, wyobrażając sobie, jak to będzie.
Charlie szlochający w słuchawkę – Bella i jej mąż zginęli w katastrofie lotniczej. Nie, chyba przesadzałem z tą katastrofą – taką to za trudno byłoby upozorować. Chyba że pijawki nie miały nic przeciwko zabiciu kilkudziesięciu niewinnych pasażerów... Ale niby dlaczego miałyby mieć coś przeciwko? Zresztą, może rozbiłaby się awionetka? Na awionetkę to byłoby ich stać...
A może morderca miał wrócić do domu sam, po nieudanej próbie zrobienia z Belli jednej z nich? Ba, może nawet nie doszliby do tego etapu – może zgniótłby ją niechcący jak paczkę chipsów, próbując sobie dogodzić? Bo jej życie było dla niego mniej ważne niż zaspokajanie własnych samczych zachcianek...
Och, jaką tragiczną historię miałby do opowiedzenia! Bella przypadkową ofiarą napadu rabunkowego. Bella zadławiła się na śmierć przy kolacji. Bella zginęła w wypadku samochodowym. Tyle ludzi ginie na drogach. Moja mama też tak zginęła. Nikt by nie nabrał podejrzeń.
Czy zamierzał „sprowadzić jej zwłoki” do Forks? „Pochować” ją tu dla Charliego?

Wiecie, co jest w tym wszystkim najbardziej przerażające? Jestem w stanie bez problemów wyobrazić sobie Cullenów realizujących każdą z tych opcji. W sumie, jedna z nich była całkiem bliska spełnienia.
Jake nie oddaje się jednak wyłącznie wymyślaniu najczarniejszych scenariuszy. Planuje też ewentualną zemstę:

Ze „zwłokami” czy bez, mniejsza o to, byleby drań wrócił. Bylebym miał szansę dorwać gada. Bo może wcale nie miało być żadnej oficjalnej wersji wydarzeń. Może Charlie miał zadzwonić do Billy’ego z pytaniem, czy nie kontaktował się z nim czasem doktor Cullen? Może doktor Cullen miał po prostu z dnia na dzień przestać chodzić do pracy? Dom by opuścili. Nikt nie odbierałby ich telefonów. Jakaś drugorzędna stacja telewizyjna podałaby w dzienniku informację o ich tajemniczym zniknięciu, węsząc jakieś machloje... (…) To by było dopiero wyzwanie – to znaczy, wyzwanie dla mnie. Ciężko byłoby mi ich znaleźć, gdyby tego nie chcieli. Ale z drugiej strony, miałbym na to całą wieczność. Jak się ma wieczność, można sprawdzić każdą słomkę w każdym stogu siana na świecie.

Wszystko fajnie...tylko za co właściwie Jacob zamierza się mścić? Przecież przedstawiony powyżej plan zakłada, że Bella jednak przeżyła i została zamieniona zgodnie ze swą wolą. Wiem, że transformacja ukochanej byłaby ci nie w smak, ale chłopcze – polowanie na nową rodzinę lubej (i, jak wynika z powyższego fragmentu, na samą lubą) do której to rodziny świadomie i chętnie dołączyła byłoby absolutnym szczytem niedźwiedziej przysługi.

Głupota: + 15
Tyran: +5

Moglibyśmy wyprawić się tam jeszcze dziś wieczorem, pomyślałem. Moglibyśmy zabić każdego, kto by się nawinął. (…) Ale Sam nie chciał o tym słyszeć. „Nie zerwiemy paktu. Niech oni zrobią to pierwsi”. Jednak nie mieliśmy żadnego dowodu na to, że Cullenowie coś przewinili. Na razie. Trzeba było tu dodać „na razie”, bo wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu. Bella albo miała wrócić jako jedna z nich, albo miała nic wrócić wcale. Tak czy siak, zabiliby człowieka. A to oznaczałoby, że mamy zielone światło.

...Wiecie co? To prawo jest bez sensu.

Spójrzmy, jak wygląda sytuacja: kilkadziesiąt lat temu sfora Quileutów ustaliła z Cullenami, że nie wolno im ugryźć – w jakimkolwiek bądź celu – żadnego człowieka. Obawy były dwojakie: albo umrze niewinny, albo tenże niewinny powiększy grono potworów. Zasada była jasna: żadnego polowania ani przemieniania, jeżeli nie chcecie żebyśmy się wygadali czym jesteście/zamierzacie to wrócić.
Problem w tym, że przy tak ułożonych warunkach państwo Cullenowie mogą po prostu...nie wracać, a Sam i spółka będą mieć związane ręce. Argument o zdradzeniu tajemnicy stracił rację bytu wiele dekad wcześniej, więc sfora rozgłaszająca sąsiadom że lokalny znachor i jego rozpuszczone dzieciaki to w gruncie rzeczy wampiry dorobiłaby się co najwyżej miejsca z zakładzie zamkniętym. A co do drugiego warunku – cóż, Glittermany będą zmuszone wykreślić Forks z mapy stałych kryjówek i zakamuflować się gdzie indziej – na przykład w Kanadzie. Małe poświęcenie, jeśli chcecie znać moje zdanie.

I tak oto pada nam oś fabularna znacznej części tomu trzeciego, a poniekąd i czwartego. Szybko poszło, co nie?

Fail, Meyer, po trzykroć fail.

Głupota: +50

Spróbowałem skupić się na innych dźwiękach, na wietrze szumiącym w koronach drzew. W wietrze kryły się miliony głosów, których nie byłem w stanie usłyszeć w tym ciele, ale i tak słuch miałem teraz sto razy lepszy od każdego zwykłego człowieka. Słyszałem, co się działo za lasem, co się działo na drodze. Słyszałem auta pokonujące zakręt, za którym wreszcie wyłaniała się plaża – i wyspy, i skały, i ocean aż po horyzont.

Aha...I rozumiem, że wcale mu to nie przeszkadza? Żadnego załamania psychicznego z powodu nieustającego hałasu? Black nie ma najmniejszego problemu, żeby z tej kakofonii wyłapać to, co rzeczywiście chce usłyszeć? Ot, kolejna fajna supermoc, żeby charaktery Stefy były bardziej wypaśne?

Głupota: +25

Jake'a irytuje śmiech dobiegający z sąsiedniego pokoju (słodki Adonisie, zaraził się od McSparkle'a), postanawia więc udać się na plażę. Tam zaś spotyka...

 
Nie.

Błagam, nie. Tylko nie to.

Wiecie, co jest absolutnie najstraszniejszym motywem występującym w tych książkach? Nie związek Edwarda i Belli. Nie wiadra pseudoangstu. Nawet nie głupota, otaczająca czytelnika ze wszystkich stron. I nie poddańczy stosunek kobiety wobec Mężczyzny, do którego przynależy.

Najgorsze jest połączenie pedofilii i tzw. child groomingu, któremu Stefa nadała nazwę wpojenia.

Nasłuchując uważnie, namierzyłem Quila bez trudu. Zastałem go na południowym krańcu plaży, bo unikał tłumu przyjezdnych. Ani na moment nie przestawał upominać swojej podopiecznej:
Trzymaj się z dala od wody, Claire!

Taak. Dziś po raz pierwszy spotkamy się twarzą w twarz z prawdziwym pedowolfem. Prosimy nie podchodzić zbyt blisko wybiegu.

Ktoś tu chyba miał niedawno drugie urodziny, prawda?
Trzecie – poprawił mnie. – Przegapiłeś przyjęcie. Motywem przewodnim były księżniczki. Kazała mi chodzić z koroną na głowie, a potem Emily podsunęła jej pomysł, żeby wypróbować na mnie jej zabawowy zestaw do makijażu.
Wow. Wielka szkoda, że mnie to ominęło.
- Nie martw się, Emily ma zdjęcia. Wyszedłem całkiem sexy.
Ale z ciebie frajer.
Quil wzruszył ramionami.
Najważniejsze, że Claire świetnie się bawiła. O to chodziło.
Wywróciłem oczami. Faceci po wpojeniu byli nie do wytrzymania. Wszystko jedno, na jakim byli etapie – czy mieli się żenić lada dzień jak Sam, czy dawali robić z siebie idiotów jako niańki jak Quil – bijące od nich spokój i pewność wywoływały u mnie odruch wymiotny.

Najgorszą rzeczą w powyższym fragmencie (pomijając aspekt seksualny, o którym za chwilę), jest fakt, że byłby naprawdę zabawny, gdyby dotyczył normalnego faceta – nieważne, ojca czy brata Claire. Kogoś, kto autentycznie miał ochotę wygłupiać się z dzieckiem, żeby sprawić mu radość.
Quil nie ma ŻADNEGO wyboru w tej kwestii. On z dużym prawdopodobieństwem wcale nie chce przebierać się za księżniczkę – on robi to, ponieważ życzy sobie tego obiekt wpojenia. Tu nie ma żadnej chęci sprawienia radości ukochanej osobie – ten chłopak jest fizycznie niezdolny do NIE dogadzania dziewczynce.
Do wszystkich pań, czytających nasze analizy: Wyobraźcie sobie, że wasz brat/przyjaciel/chłopak/mąż został trafiony magicznym zaklęciem i od tej chwili MUSI – jest to konieczność silniejsza nawet od potrzeb fizjologicznych – spełniać wszystkie wasze zachcianki. Nie: chce. Musi. Oczywiście, w teorii jest tym faktem zachwycony i wygląda na to, że wszystko jest w porządku – ale wy nigdy nie wiecie, czy robi to z potrzeby serca, czy dlatego, że zwyczajnie nie może inaczej.
Jak bardzo pokręcona i – ujmę to wprost – chora jest psychika Meyerowej, aby nie tylko stworzyć coś takiego, ale w dodatku nadać owemu zjawisku miano miłości?

Nigdy jeszcze nie spotkałem prawdziwego rodzica, któremu te wszystkie idiotyczne, wymyślane na poczekaniu przez pociechę gry sprawiałyby tyle frajdy. Widziałem raz, jak Quil chował się za różnymi rzeczami i wyskakiwał zza nich z głośnym „a kuku” przez bitą godzinę, i wcale nie wyglądał przy tym na znudzonego. Nawet nie potrafiłem się z niego nabijać – za bardzo mu zazdrościłem.

CZEGO, na bora? Posiadania kompletnie wypranego mózgu?

Jasne, to było beznadziejne, że czekało go jeszcze czternaście lat celibatu, zanim jego wybranka miała być wreszcie w jego wieku – dobrze chociaż, że wilkołaki się nie starzały – ale najwyraźniej wcale mu to nie przeszkadzało.

Ach, tak. Oczywista. Właśnie doszliśmy do najbardziej ohydnego aspektu całej sprawy.

Quil, nie masz czasami ochoty umówić się z kimś na randkę? – spytałem.
(…)
Wsypał kamyki w jej nadstawione rączki. Zaśmiała się głośno i natychmiast cisnęła nimi prosto w jego głowę. Skrzywił się teatralnie, a potem wstał i ruszył w stronę parkingu. Pewnie bał się, że dziewczynka zmarznie niedługo w swoim przemoczonym ubraniu. Jego paranoja była dalej posunięta niż u nadopiekuńczej matki.
Przepraszam za ten głupi tekst o chodzeniu na randki – powiedziałem.
Nie ma sprawy. Zaskoczyłeś mnie tylko. Jakoś nigdy na to nie wpadłem.
Nie sądzę, żeby Claire miała ci to kiedyś za złe. No wiesz, kiedy już dorośnie. Trudno, żeby ci wypominała, że nie żyłeś jak mnich, kiedy chodziła jeszcze w pieluchach.
Jestem pewien, że by zrozumiała.
Nic więcej nie dodał.
Ale i tak się z nikim nie umówisz, prawda? – domyśliłem się.
Nie umiem sobie tego wyobrazić – przyznał cicho. – Po prostu jakoś siebie w tym nie widzę. Zresztą, odkąd jest Claire... dziewczyny przestały dla mnie istnieć. Nie zwracam uwagi na to, która jest ładna, a która nie. Nawet nie widzę ich twarzy.

Rozpisywałam się na ten temat szczegółowo już w „Zaćmieniu Umysłu”. Przytaczałyśmy wraz z Beige informacje o child groomingu i Efekcie Westermarcka. Nie mam siły na ponowne rozpatrywanie tej abominacji. Za bardzo mnie mdli. Tylko kilka skrótowych przemyśleń:

  • Do wszystkich fanek, krzyczących: „To zupełnie niewinne uczucie!” - macie tu czarno na białym; Quil i Jake już teraz rozmyślają, jak to będzie, gdy ten pierwszy wreszcie dostąpi zaszczytu przelecenia swej młodszej siostrzyczki/przyjaciółki/whatever.
  • Dlaczego byłoby to niewykonalne poza Sparklelandem (o ile nie uznajemy chłopaka za potencjalnego gwałciciela) wyjaśniłam w poprzednich analizach.
  • Jak to dobrze, że wszyscy respektują wolną wolę i prawo do wyboru życiowego partnera osoby wpojonej! Nie, Meyer, to że ktoś łazi za tobą w trybie 24/7 nie sprawi, że zaczniesz pałać do swojego cienia gorącym uczuciem – spowoduje co najwyżej, że w końcu będziesz miał ochotę go zabić. Dopóki świat nie zaadaptuje rzeczywistości rodem z powieści Huxleya, potrzeba prywatności wciąż będzie pełnić znaczącą rolę w życiu każdego człowieka.
  • Biedna, biedna Claire. Wyobraźcie sobie, co byłyście poczuli, gdyby po siedemnastu latach wspólnego życia wasz brat/mentor/wujek oznajmił, że chce was bzyknąć. I miał na to podświadomą ochotę, od kiedy nosiliście pieluchy.


Nie będę nawet dawać żadnych punktów. Ciszej nad tą trumną.



Harce na plaży przerywa wezwanie od Sama. Jacob posłusznie przemienia się i biegnie na spotkanie, po drodze poddając się rozmyślaniom – o swym wybuchowym charakterze, niedawnym ślubie już-nie-panny Swan i mocy lidera sfory.

Nienawidziłem tych chwil, kiedy Sam mnie do czegoś zmuszał. Tego uczucia, że nie mam wyboru, że muszę się podporządkować, ugiąć przed nim kark...

Pytam poważnie – o co chodzi z tą niezdrową fiksacją Stefy na punkcie braku wolnej woli?


Okazuje się, że zebranie dotyczy – jakżeby inaczej – naszej heroiny.

Bella żyła.
A przynajmniej nie była taka zwyczajnie martwa.
Nie spodziewałem się, jak ogromna to będzie dla mnie różnica. Cały ten czas miałem ją za martwą – dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie wierzyłem, że Cullen przywiezie ją żywą. Ale i tak nie miało to znaczenia, bo wiedziałem, co Seth miał zaraz powiedzieć.
Tak, masz rację, Jacob, na tym koniec dobrych wiadomości. Charlie rozmawiał z Bellą przez telefon. Miała zmieniony głos, bardzo słaby. Oznajmiła mu, że jest chora. Wtedy włączył się Carlisle i wyjaśnił Charliemu, że w tej Ameryce Południowej zaraziła się jakąś bardzo rzadką chorobą. Musi przejść kwarantannę. Charlie odchodzi od zmysłów, bo nie pozwalają mu się z nią zobaczyć. Mówi, że wszystko mu jedno, czy się zarazi czy nie, ale Carlisle nie chce się ugiąć. Żadnych odwiedzin. Powiedział, że sprawa jest poważna i że robi wszystko, co w jego mocy. Charlie męczy się z tym od kilku dni, ale zadzwonił do Billy’ego dopiero teraz. Twierdzi, sądząc po głosie Belli, że dziś jej się pogorszyło.


Twoja córka zapadła na ciężką chorobę w ciągu miodowego miesiąca. Jej stan jest tak poważny, że należało odizolować ją od społeczeństwa. Sądząc po głosie, z każdym dniem jest gorzej. Czy ty, drogi rodzicu:
  1. rzucasz wszystko i pędzisz by zobaczyć się z dzieckiem – zabierając ze sobą siekierę, na wypadek gdyby jakiś doktorek próbował cię powstrzymać
  2. tłumaczysz przez telefon doktorkowi, gdzie może sobie wsadzić swoje zakazy i dopiero wtedy pędzisz uzbrojony na spotkanie
  3. pokornie siedzisz w domu z piwem w łapie – nie będziesz się przecież sprzeciwiać nakazom Czcigodnego Naczelnego Lekarza Lokalnego Szpitala.

Żegnaj, Charlie. Widzę, że jesteś kolejnym bohaterem, który był zbyt dobry dla tej sagi, w związku z czym przemieniono cię w pozbawioną uczuć, bezradną figurkę, która policjantem jest już tylko z nazwy.

Zły ojciec: + 100

A tak w ogóle, to z Cullenów prawdziwi mistrzowie kamuflażu – nie ma to jak kwarantanna w (pozornie) domu pełnym ludzi. No, chyba, że Carlisle nie raczył nawet oznajmić ojcu swej synowej, gdzie przebywa jego córka.
I po dżumę w ogóle puścili parę co do stanu, w jakim znajduje się Belka? Nie można było nakłamać, że zdecydowali się z Edem przedłużyć miesiąc miodowy i nieprędko wrócą? Wariant optymistyczny: Belcia ze wszystkiego wychodzi cało i Charlie nigdy nie dowiaduje się, że coś było nie tak. Wariant pesymistyczny: Belcia ginie tak czy siak, ale jej papie zostaje oszczędzona męka życia w niepewności. Glittermany lubią stosować psychiczne tortury, czy jak?

Głupota: +25

Czyli oficjalna wersja miała być taka, że Bella zmarła na jakąś egzotyczną chorobę.
(…)
Co jest? Na co czekamy? spytałem zniecierpliwiony.
Nikt mi nie odpowiedział, ale w ich umysłach wychwyciłem wahanie.
Chłopaki, co z wami! Dranie zerwały pakt!
Nie mamy na to dowodów. Może Bella naprawdę jest chora.
Chyba masz mnie za idiotę!
Przyznaję, pomyślał Sam, ostrożnie dobierając słowa. Wszystko zdaje się zmierzać do wiadomego końca. Ale Jacob, jeśli nawet uznamy, że to już, czy naprawdę chcesz tak na to zareagować? Czy to w ogóle podchodzi pod złamanie postanowień paktu? Wszyscy wiemy, jak o tym marzyła.
W pakcie nie ma nic o tym, jakie były preferencje ofiary!
Ale czy Bellę można nazwać ofiarą? Czy tak byś określił jej położenie?
Tak!

Cóż, wygląda na to, że Sam zorientował się, że założenia paktu są dosyć bezsensowne i próbuje wyjść z tego z twarzą. Niestety, wilkołak nie nadawałby się na prawnika – tak, panie Uley, ofiara czy nie (jak słusznie zauważył Jake), nie ma to nic do rzeczy. Wąpierze wciąż zamierzają kogoś uchlać na waszym terenie. Dlaczego, u diabła, nikt nie wpadnie na proste a genialne rozwiązanie i nie zaproponuje dokonania przemiany w jakimkolwiek innym miejscu?!

Głupota: + 50

A co, jeśli Bella będzie walczyć z nimi? odpyskował Seth. Jak wtedy się zachowasz?
To już nie będzie Bella.
Mamy ją zostawić dla ciebie?
Mimowolnie się skrzywiłem.
A widzisz? Nie zrobisz tego. Więc co, zmusisz jedno z nas? A potem będziesz miał do tego kogoś żal przez resztę życia?
(…)
Szykujemy się na Cullenów(...)
Niczego jeszcze nie postanowiliśmy.
Znowu warknąłem.
Jacob, muszę przede wszystkim mieć na względzie dobro tej watahy. Mam was za wszelką cenę chronić, a nie narażać na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Odkąd nasi przodkowie podpisali pakt, czasy się zmieniły. Tak szczerze... nie wierzę, żeby Cullenowie stanowili dla nas jakieś zagrożenie. Poza tym, wiemy, że nie zostaną tu już długo. Nakłamią, ile wlezie, ale potem będą musieli zniknąć. I wszystko wróci do normy.

Znikną, ale wrócą. Za jakieś plus-minus pięćdziesiąt lat. Innymi słowy, problem pozostaje nierozwiązany.

...Zaraz...Sam stwierdził, że właściwie to Culleny nie stanowią zagrożenia? Czyli co? Całe to dzielenie terenu było tylko for shits and giggles? Ta animozja to jedynie taka wyrafinowana zabawa w policjantów i złodziei, bo krwiopijcy to w sumie porządne chłopaki są?

...Bitch, are you for real?

Głupota: +50

Aha, Black – witaj w gronie postaci po amputacji charakteru. Usiądź sobie tam na ławeczce obok komendanta Swana.


Sam stwierdza autorytarnie, że póki co z zasadzania się na Cullenów nici; Jake, niepogodzony z decyzją szefa strzela focha i postanawia udać się do domostwa swych wrogów w pojedynkę.

Czy nasz bohater spełni swe groźby? W jakim stanie naprawdę jest Bella? O tym wszystkim w kolejnym odcinku.


Statystyka:

Głupota: 216
Zły ojciec: 100
Tyran: 5


Maryboo

niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział VII: Szok

Rozdział zaczyna się następnym subtelnie proroczym snem Belki o ratowaniu jakiegoś dziecka przed Volturi. Tym razem jednak nasza heroina zamiast trząść gaciami ze strachu, pragnie konfrontacji i walki. Jednakże, żeby nie daj borze szumiący, nie było zbyt ciekawie, sen urywa się i do walki nie dochodzi. Belka budzi się. Nie ma przy niej męża. McSparkle zostawił swej lubej kartkę, w której wyjaśnia, że popłynął na stały ląd, aby się nażreć.

Jako że Belka jest już całkiem rozbudzona, postanawia coś przegryźć.

Grzebałam w lodówce, dopóki nie znalazłam wszystkich składników potrzebnych do usmażenia kurczaka. Skwierczenie mięsa, drewniana łopatka szurająca po patelni – te odgłosy przypomniały mi, jak szykowałam obiady dla Charliego po powrocie ze szkoły. Nie było już tak cicho i poczułam się pewniej.

Belcia, jak każda porządna kobieta, czuje się niepewnie poza kuchnią. Chwała Wielkiemu Cthulhu, w momentach stresowych pani Cullen może się w niej zaszyć. O zbawienna patelnio!

Belka pochłania kurczaka w ekspresowym tempie, gdy nagle zdaje sobie sprawę, że mięso jej śmierdzi. Mrs. Cullen wyrzuca kurczaka do śmieci, po czym ogarnia ją senność. Nasza kochana bohaterka zasypia, oglądając film na DVD. Mięso brzydko jej pachnie, robi jej się niedobrze, jest senna… Cóż może być pani Cullen? Co za tajemnica, jakie napięcie!

Rano Bellissima budzi się już w ramionach męża. Niestety (albo już raczej na szczęście), ewentualny, przeraźliwie romantyczny dialog zostaje przerwany przez nieprzemożną chęć Belli, żeby się wyrzygać. Aha, another clue, Sherlock. Pani Cullen zwala swą słabość na zatrucie pokarmowe. Sytuacja powtarza się jakiś czas po śniadaniu – Belka znowu wymiotuje. Edek proponuje wizytę u lekarza, ale żona boi się zastrzyków. Jeżuniu, zastrzyk rozumu by się jej przydał. Belka przerzuca walizkę w poszukiwaniu czegoś na żołądek. Zamiast lekarstwa znajduje jednak coś innego. Tampony. Pokryte grubą warstwą kurzu i pajęczyn. Coś zaczyna naszej bohaterce świtać. Ja rozumiem, że to był wspaniały czas i można się było zapomnieć, ale żeby aż tak, że zupełnie nie kojarzy się, kiedy powinno się dostać okres? (+5 głupota) Kurza twarz, to odwracanie uwagi Edka było aż nazbyt skuteczne. Belka oznajmia mężowi, że spóźnia się jej. Na tę wiadomość Glitterman zamienia się w marmurowy posąg, do którego był tak często porównywany.


– Te sny – zaczęłam wyliczać w zamyśleniu. – I to spanie do późna. I te łzy, wtedy w nocy. I tyle teraz jem. Och. O mój Boże...

No niemożliwe, w życiu bym się nie domyśliła. Bella zaczyna macać swój brzuch.

Jeśli chodziło o ciążę czy niemowlęta, miałam zerowe doświadczenie, ale nie byłam głupia.

Absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że Belcia nie jest głupia. Ale to swoją drogą.

Okazuje się, że brzuch Bellissimy, dotąd płaski jak deska, już taki nie jest. Mrs. Cullen to jednak nie pasuje. Objawy ciąży występują za szybko. No cóż, skoro zerżnęła wampira, niech nie oczekuje, że ciąża będzie przebiegała po ludzku. Chociaż przyspieszony rozwój dziecka to następny idiotyzm, ale do tego jeszcze wrócę.

Belkę atakuje flashback, w którym to przypomina sobie, jak w Tłajlajcie wyszukiwała informacje o wampirach. W legendach występowały wzmianki o inkubach zapładniających swoje ofiary. Ale przecież mejerpiry nie mogą mieć dzieci, patrz Esme, Rózia.

Cóż, pomiędzy kobietami a mężczyznami była pewna różnica. Rosalie nie mogła zajść w ciążę, ponieważ pozostała na wieki taką, jaką była w dniu przemiany. Z tą chwilą przestała się zmieniać. A ciała zwykłych kobiet zmieniały się bezustannie. Po pierwsze, zachodziły w nich zmiany wynikające z cyklu menstruacyjnego. A po drugie, już po zapłodnieniu, przeobrażały się, by móc pomieścić w sobie rosnący płód. Ani jedno, ani drugie, nie było Rosalie dane. Ale mi owszem.

Hola, hola, to, że Belka może w ciążę zajść, nie oznacza, że Edek może mieć dzieci. Wampiry płci męskiej też się nie zmieniają, więc o spermatogenezie nie ma po przemianie co marzyć. Ergo, żadnych nowych plemniczków.

Co do zwykłych mężczyzn – ci pozostawali pod tym względem z grubsza tacy sami od momentu osiągnięcia dojrzałości płciowej aż do śmierci. Przypomniało mi się (skąd ja czerpałam takie informacje?), że kiedy Charliemu Chaplinowi urodziło się najmłodsze dziecko, słynny aktor był już dobrze po siedemdziesiątce. Mężczyźni nie musieli się zastanawiać, kiedy mieli „dni płodne”, ani nikt ich nie popędzał, by zostali ojcami, „zanim będzie za późno”.

To nie to samo, tępa dzido! To, że Chaplin miał sprawne gonady do późnej starości to fajnie, ale to nie ma nic wspólnego z Edkiem. Jądra produkują plemniki na okrągło, tylko im później, tym mniej i gorszej jakości, więc i dla faceta może być „za późno”. Dojrzewanie męskiej komórki rozrodczej trwa 74 dni (Fizjologia człowieka z elementami fizjologii stosowanej i klinicznej Traczyk, Trzebski). Spermatogeneza dzieli się na 3 etapy, o których nie będę się rozwodzić. Dość wiedzieć, że te cykle zachodzą cały czas. Tak jest u normalnego faceta. Problem polega na tym, że Edzik jest zamrożony w czasie, więc na logikę, nie tworzy żadnych nowych plemników.

Czyli co, Smeyer, chcesz mi powiedzieć, że Ed zapłodnił Belkę stuletnim plemnikiem? Poza tym Stefka bredziła coś o tym, że po przemianie każdy płyn w ustroju wampira zamienia się w jadzik i to ten jadzik właśnie zapłodnił Bellę. I co, te plemniki nie zostały zniszczone przez zabójczy jadzik, tworząc w ten sposób jadzikospermę? To te plemniki też się zrobiły marmurowe i odporne na jad? A może nie ma plemników, tylko to sam jad ma właściwości dzieciorobne? I jak, w takim razie, dochodzi do przekazania informacji genetycznej? Chromosomy są jakoś rozpuszczone w tym jadzie? No i jak ten jad wniknął do komórki jajowej Belki, nie niszcząc jej? Jeżuniu kolczasty, takiego biologicznego faila dawno nie widziałam. (+1000 głupota)

Poza tym, skoro Edek ma zamiast spermy jad, a seks uprawiali bez zabezpieczenia, to czemu Belka jest jeszcze człowiekiem? Skoro łatwo się zarazić drogą płciową różnym cholerstwem, to dlaczego zajebisty jadzik nie mógłby to drogą dostać się jakoś do krwioobiegu Belli i ją zwampirzyć? Wieczne sparklenie przez seks, normalnie czysta poezja. (+100 głupota)

Omówmy jeszcze niesamowite tempo ciąży i rozwoju tej półwampirzej abominacji. Moje pytanie brzmi jak zwykle WHY? To nie ma żadnego sensu. Belka jest jeszcze człowiekiem, więc starzeje się normalnie. Edzik jest zatrzymany w czasie i nie starzeje się wcale. Logiczne byłoby, gdyby Belka chodziła w ciąży jak słonica albo dłużej. Po prostu łeb mnie zaczyna boleć od tych kretynizmów. (+500 głupota)


Tylko kto mógł wiedzieć, że wampirów także to dotyczyło, skoro ich partnerki były bezpłodne? Jaki wampir miał dość silną wolę, by sprawdzić teorię w praktyce z jakąś śmiertelniczką? Albo w ogóle chciał wypróbowywać na niej, jak silną ma wolę? Do głowy przychodził mi tylko jeden.

Nikt, ale to absolutnie nikt na przestrzeni wieków tego nie próbował. Jaaasne. Jesteście przecież tacy speshul. (+100 głupota) (+100 ego)

Belcia, choć nadal w szoku, zaczyna widzieć całą sytuację w innym świetle, gdy zaczyna czuć, że mała aberracja rusza się w jej brzuchu. Edek jest nadal kompletnie skamieniały, więc kiedy nagle zaczyna dzwonić jego telefon, to żona musi odebrać.

To Alice dobija się do naszych gołąbeczków. Ala jest bardzo zaniepokojona swoją wizją i chce upewnić się, że z nowożeńcami wszystko ok. Bella prosi o przekazanie telefonu Carlisle’owi, po czym opowiada doktorkowi, co się stało. Wreszcie McSparkle odzyskuje funkcje motoryczne, odbiera lubej słuchawkę i pogrąża się w rozmowie z ojcem. Carlisle potwierdza przypuszczenia Belci. Edek postanawia natychmiast wracać do Widelców.

Od patrzenia na to, jak straszliwie Edward jest skoncentrowany, zrobiło mi się niedobrze – nie były to poranne mdłości, po prostu czułam się nieswojo. Chciałam gdzieś zaczekać, aż będzie w lepszym humorze. Szczerze mówiąc, kiedy był taki oschły i skupiony, odrobinę się go bałam.

BellaSue boi się męża świadomie i podświadomie. Czyż to nie wspaniała para? Jaki harmonijny związek, nic tylko zazdrościć.

Podczas gdy Sparklmaster się pakuje, Belka zastanawia się, po co ten pośpiech.

Gdy tylko o tym pomyślałam, doszłam do wniosku, że Edwardowi zależało po prostu na dobru dziecka.

Akurat. Jakoś w to nie wierzę. Edek jest zbyt wściekły, żeby o to chodziło.

Belka snuje wizje na temat dziecka. Wyraźnie widać, że instynkt macierzyński rozwinął się u niej natychmiastowo. Wcześniej Belka nie znosiła dzieciaków, teraz mózg ma już kompletnie zlasowany. To znaczy pod innym, nowym względem niż wcześniej. Nasza egoistka kocha dziecko od razu i całkowicie. Tego akurat nie kwestionuję. Sama instynktu macierzyńskiego nie mam ani pól grama, ale widziałam takie przemiany u innych kobiet, także tu się nie czepiam.

Do Belki podchodzi Edward.

– Nie bój się, kochanie. Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda. Za szesnaście godzin będziemy w domu. Carlisle będzie na nas czekał w pełnej gotowości. Wszystkim się zajmiemy.
– To znaczy, co zrobicie?
Pochylił się, żeby spojrzeć mi prosto w oczy.
– O nic się nie bój. Wyjmiemy z ciebie to coś, zanim zdąży ci w jakikolwiek sposób zaszkodzić.

Cóż za kochany mąż. Od razu zdecydował za Belkę, że trzeba dokonać aborcji bez żadnych konsultacji z samą zainteresowaną, przy okazji nazywając ich dziecko „tym czymś”. (+700 tyran) Po tych słowach Edek leci odprawić właśnie przybyłą ekipę sprzątającą. Belka ledwo trzyma się na nogach po ciosie, jaki zadał jej mąż. Mrs. Cullen postanawia sprzeciwić się McSparkle’owi i walczyć o swojego demonka.

Pomimo protestów Edka, Kaure, którą poznaliśmy we wcześniejszym rozdziale, wchodzi do domu z jedzeniem dla Belki. Obiad jest pretekstem, aby sprawdzić, czy Bella jeszcze oddycha. Gdy pani Cullen czuje zapach jedzenia, natychmiast wymiotuje. Na ten widok Indianka dostaje ataku histerii, wykrzykuje niezrozumiałe dla Belki rzeczy. Pomiędzy Edkiem a Kaure wywiązuje się dyskusja na temat stanu BelliSue. McSparkle nie jest zadowolony z tego, co kobieta ma mu do powiedzenia.

Podeszła bliżej – tym razem już świadoma tego, co robi – i zadała Edwardowi kilka krótkich pytań. Odpowiedział jej, ale był przy tym bardzo spięty. Potem zamienili się rolami – to on zadał jej jedno pytanie. Zawahała się i powoli pokręciła przecząco głową. Kiedy ponownie się odezwał, w jego głosie słychać było tyle cierpienia, że spojrzałam na niego. Twarz miał wykrzywioną z bólu. Indianka zrobiła jeszcze kilka kroków, aż wreszcie znalazła się na tyle blisko nas, że mogła położyć swoją dłoń na mojej dłoni, którą nadal opierałam na powiększonym brzuchu. Powiedziała tylko jedno słowo – po portugalsku.
– Morte* [Morte – port. śmierć (podobne do hiszpańskiego muerte) – przyp. tłum.] – westchnęła cicho.

Spooky foreshadowing. Uuu…

Nasza stereotypowa, znająca się na nadprzyrodzonych zjawiskach Indianka (Indianka, Cyganka, Latynoska, you name it – w ilu horrorach takie panie widziałam, nie zliczę) raczej nie podnosi Edzika na duchu. Kaure wychodzi. Bella prosi męża, żeby przed odjazdem przygotował jej coś do żarcia na drogę. Gdy tylko McSparkle się oddala, Bellissima dopada do telefonu i dzwoni do Rozalki po pomoc.

Mamy koniec rozdziału, jak i księgi pierwszej. Dodam jeszcze dla Edka (+500 angst), mimo iż był po części uzasadniony, ale zupełnie odjął mu rozum i współczucie. W następnej odsłonie podsumowanie dotychczasowych przygód naszych bohaterów oraz coś zaskakującego (czyt. zupełnie z dupy, nawet biorąc pod uwagę końcówkę Zaćmienia Umysłu) – rozdział z innej perspektywy.

Punkty

(+1705 głupota)
(+700 tyran)
(+500 angst)
(+100 ego)

Buziaki

Beige

niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział VI: Odwracanie uwagi

Jak dowiedzieliśmy się w ostatnim rozdziale, państwo Cullenowie udali się w podróż poślubną na tropikalną wyspę, należącą do (osiem lat starszej) przybranej matki McSparkle'a. Po hucznej i wzajemnej utracie dziewictwa Pan Mąż zdecydował jednak, że Belka na jakiś czas będzie musiała utrzymać swą żądzę na wodzy. Powód? Nieborak okazał się zbyt silny i pozostawił na ciele swej małżonki szpecące siniaki.
Edward robi więc co w jego mocy, by ukochanej nie nudziło się podczas miodowego miesiąca mimo braku miłosnych igraszek – pływają w oceanie i podziwiają rafy koralowe, zwiedzają dżunglę, a wieczorem urządzają sobie maratony filmowe. Brzmi wspaniale, prawda? Bella na pewno jest zachwycona...

Nie oznaczało to, że się poddałam, o nie. Błagałam, marudziłam, wysuwałam nowe argumenty.

...taa.
Naprawdę nie wiem, co w tym fragmencie zniesmacza mnie bardziej: fakt, że Belcia uważa wszystkie te rozrywki, wymyślane przez Eda bądź co bądź również w celu zapewnienia jej wspaniałych wrażeń – i za których doświadczenie mnóstwo osób dałoby się pokroić - za kiepski substytut właściwego wypoczynku (którym najwyraźniej jest sekszenie się w trybie 24/7), czy to, że jest tak głęboko pozbawiona empatii, że nie potrafi zrozumieć, dlaczego Wardo nie chce jej narażać na ponowne uszkodzenia ciała.

Bitch: + 25
Głupota: + 25

Okazuje się, że nasza heroina tak głęboko pożąda porządnego chędożenia, że posuwa się do samych granic wyuzdania:

Od paru dni sypiałam w bieliźnie z kolekcji skompletowanej przez Alice.
(…)
Zastanawiałam się raz,czy moja przyjaciółka spakowała mi tyle fikuśnych fatałaszków, bo widziała w wizji, do czego mogłabym ich potrzebować, i zarumieniłam się na samą myśl o tym, że to nią właśnie mogło kierować.

E, nie – pewnie liczyła, że przerobisz je na szmaty do podłogi, jeśli w łazience wysiądzie wam hydraulika.
A tak w ogóle, to Ala jest teraz twoją szwagierką.

Głupota: +2

Zaczęłam od niewinnego zestawu z kremowej satyny, gotowa spróbować wszystkiego, ale też świadoma faktu, że jeśli już na sam początek odsłonię zbyt wiele, efekt może być odwrotny od zamierzonego.

Naprawdę, najwyższy czas wyleczyć Warda z pekkatofobii.

Edward wydawał się niczego nie zauważać, jak gdybym miała wciąż na sobie stary, wyciągnięty dres, który zastępował mi piżamę w Forks.

...A może to jednak nie kwestie moralne? Edwardzie, mamy już XXI wiek, nie musisz dłużej ukrywać swoich preferencji. Isabella na pewno to zrozumie.

(...)przebierając się wieczorem w łazience, zdecydowałam się na jeden z bardziej odważnych kompletów, czarny i koronkowy, na który wstydziłam się spojrzeć nawet wtedy, gdy miałam go w rękach. Wróciłam do sypialni, ani razu nie zerknąwszy w lustro – bałam się, że jeśli się zobaczę, to spanikuję.

Boru szumiący, co takiego Alice spakowała jej do tej walizki? Strój do sado-maso? Meyer, wiem, jaką wiarę wyznajesz, ale doprawdy – prześwity (zwłaszcza te małżeńskie) naprawdę nie gryzą.


A teraz, moi drodzy, koniec żartów. Docieramy bowiem do pewnej sceny, która (wraz z innym fragmentem, o którym później) wywołuje we mnie podobne emocje jak SparkleSuicide z Nju Muna – tym, którym nic to nie mówi polecam udać się do stosownej analizy, by zagłębić problem. W skrócie – piekło i pożoga. 

- Zawrzyjmy umowę – zaproponowałam zaspanym głosem.
(…)
(...)O co chodzi?(…) 
- Tak sobie myślałam... Wiem, że to całe Dartmouth to tylko zasłona dymna, ale jeden semestr w college’u chyba mi nie zaszkodzi.
(…)
- (…) Nie będę zawierał z tobą żadnych umów.
- Ale ja chcę pójść na studia!
- Nie, wcale nie chcesz. I nie ma nic, dla czego byłoby warto znowu cię narażać. Dla czego byłoby warto znów sprawiać ci ból.
(…)
- (…) Dyskutowaliśmy już o tym milion razy, a ty zawsze upierałaś się, że chcesz jak najszybciej zostać wampirem. 
- Tak, ale teraz mam powód, żeby zostać człowiekiem, którego nie miałam wcześniej. 
- Jaki? 
- Sam zgadnij. – Podniosłam się, żeby go pocałować.





Przeczytaliście? No to zróbcie to ponownie. Tym razem z moim zapewnieniem, że nie wycięłam niczego, co uczyniłoby ten dialog mniej obrzydliwym.


Bella proponuje Edziowi, że łaskawie zgodzi się pójść na studia w zamian za seks.

Edukacja za bzykanko. I to bynajmniej nie w tym sensie, w którym zdesperowane studentki wyszukują sponsorów, aby mieć za co utrzymać się na uczelni. Wprost przeciwnie.

Belka jest gotowa przemęczyć się na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów, o którego uczęszczaniu większość młodych ludzi nie ma nawet szans marzyć, byle tylko zaznać porządnego chędożenia. Doceniacie ogrom poświęcenia naszej heroiny?

Mimo tego, że za kilka dni zostanie wąpierzem, ergo będzie mogła seksić się po wsze czasy.
Mimo tego, że Edward ewidentnie obawia się, że zrobi jej krzywdę.
Mimo tego, że wyższa edukacja – i znalezienie sobie jakichkolwiek zainteresowań poza własnym ślubnym – zdecydowanie by jej nie zaszkodziło.

Jak to w ogóle nazwać – najtańszą i najżałośniejszą formą kurewstwa?

Czy wiecie już, do czego zmierzam?

Głupota: +200
Bitch: +100

Ponieważ Wardo zachowuje resztę zdrowego rozsądku, Belcia musi obejść się smakiem. Dyskusja schodzi więc na koszmary, które dręczą panią Cullen, a konkretnie...Boru, nie.

Pozwoliłam mu się pocieszać, ale czułam się nieco winna tego nieporozumienia. W moich koszmarach nie o to chodziło. Nie bałam się o siebie – bałam się o chłopca.
Nie był to już ten sam chłopiec, co za pierwszym razem – wampirze dziecko o szkarłatnych oczach siedzące na stosie trupów najbliższych mi ludzi. Malec, o którym śniłam czterokrotnie przez ostatni tydzień, był bez wątpienia człowiekiem: miał zaróżowione policzki i oczy o ślicznym odcieniu ciepłej zieleni. Ale podobnie jak nieśmiertelne dziecko, ze strachu dygotał na całym ciele, bo i wokół niego zacieśniali krąg Volturi.
W tym dziwnym śnie, starym i nowym zarazem, byłam pełna determinacji. Po prostu musiałam uratować tego szkraba. Nic innego nie wchodziło w rachubę. A jednocześnie wiedziałam, że nie mam szans.

Nie zamierzam nawet tego komentować. Wyprodukowałam się w wystarczającym stopniu w rozdziale drugim.

Głupota: + 20


Pamiętacie, co mówiłam o innym fragmencie?

Obudziłam się gwałtownie, głośno dysząc. Czyli to jednak był sen? A takie żywe były tamte kolory, takie prawdziwe tamte zapachy...
(…)
Ku mojemu zdumieniu, bez żadnego ostrzeżenia po policzkach pociekły mi łzy. Edward zaczął ścierać je pospiesznie swoimi chłodnymi palcami, ale wciąż napływały nowe.
- Bello! – powtórzył, coraz bardziej zaniepokojony. – Co się stało?
- To był tylko sen – wykrztusiłam łamiącym się głosem, który przeszedł w szloch.
(…)
- To nie był koszmar. – Pokręciłam głową, przecierając oczy wierzchem dłoni. – To był bardzo piękny sen. – Tu głos znowu odmówił mi posłuszeństwa. 
- To czemu płaczesz? – spytał Edward zaskoczony.
- Bo się obudziłam! – jęknęłam.
(…)
Zamiast tego, znów przyciągnęłam go do siebie i wpiłam się ustami w jego wargi. Nie kierowało mną pożądanie. To była potrzeba – tak silna, że odczuwanie jej sprawiało mi ból.
Edward z początku nie protestował, ale szybko przejrzał moje zamiary i jak mógł najczulej, odsunął mnie od siebie. 
- Nie, Bello, nie!
Był w szoku. Spoglądał na mnie z taką miną, jak gdyby bał się, że postradałam zmysły. Pokonana, opuściłam ręce i znów wybuchłam spazmatycznym płaczem. Nie mogłam się powstrzymać. To nie miało sensu. Miał rację – widać zwariowałam.
Obserwował mnie zagubiony, z twarzą wykrzywioną bólem. 
Prze... prze... przepraszam – wyjąkałam. Porwał mnie w objęcia i przycisnął sobie do piersi. 
Nie mogę, Bello! – zawołał udręczonym głosem. – Przecież wiesz, że nie mogę! 
Ale ja tak proszę... – Ledwie mnie było słychać. – Proszę, Edwardzie...
Nie wiedziałam, co na niego podziałało. Może moje łzy. Może nie spodziewał się, że zareaguję tak gwałtownie. A może po prostu jego własne potrzeby domagały się zaspokojenia równie nieznośnie, jak moje. Niezależnie od przyczyny, poddał mi się z jękiem, namiętnie mnie całując.
I mój sen stał się rzeczywistością.


Chyba muszę zrobić listę.

  1. To najbardziej żałosny, niesmaczny i poddańczy fragment w całej serii – wliczając w to ten analizowany przed momentem.
  2. Najwyraźniej McSparkle wyrobił już swoją normę, jeżeli chodzi o troskę o dobro żony i z radością powrócił do samolubnego spełniania swoich zachcianek. Kto by się tam martwił ewentualnym złamaniem z przemieszczeniem.
  3. Zapamiętajcie, drogie panie – jeżeli mężczyzna (z rozsądnych, uzasadnionych powodów) odmawia wam seksu, zaszantażujcie go atakiem histerii. Nie zapomnijcie przy tym wić się na kolanach i całować jego stóp. Na co komu jakaś godność?
  4. Osobniki o tak marnym instynkcie samozachowawczym powinny ulec anihilacji dla dobra całego gatunku.
  5. Dlaczego, dlaczego nie mamy kategorii „zażenowanie”?
  6. Niech ten rozdział się już skończy.


Głupota: +300
Bitch: + 100


Obudziwszy się, bałam się otworzyć oczy. Starałam się leżeć zupełnie nieruchomo i miarowo oddychać. Czułam pod sobą ciało Edwarda, ale i on się nie poruszał, ani nawet mnie nie obejmował. Uznałam to za zły znak, i wolałam się nie przyznawać, że już nie śpię. Nie miałam ochoty zmierzyć się z jego gniewem – bez względu na to, przeciwko komu miał być dziś skierowany.


Dlaczego nikt nie wyjaśnił Meyerowej, że tego typu reakcje są podręcznikowym przykładem patologii w związku? Wskazówka: jeżeli waszą pierwszą myślą po obudzeniu jest: „Mam nadzieję, że niczym się mu nie naraziłam”, należy bezzwłocznie szukać pomocy.

Tyran: + 25

Okazuje się, że Wardo to ludzki pan i wybaczył swej małżonce to godne potępienia rozpasanie seksualne. Mało tego – osiągnął nowy poziom samokontroli i tym razem obeszło się bez uszkodzenia ciała:

Cóż... – Zamyślił się. – Przed wszystkim, nie zrobiłem ci krzywdy. Tym razem było mi o wiele łatwiej się kontrolować, odpowiednio kanalizować nadmiar energii.

Jak to dobrze, że eksperymenty na żywym organizmie wychodzą mu coraz lepiej!

Bitch: + 25

Będę musiał kupić Esme nową ramę do łóżka – wyznał, zerkając sobie przez ramię.
Podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem. Byłam wstrząśnięta, kiedy zobaczyłam, że od deski u wezgłowia, niczym od tabliczki czekolady, oderwano spore, nieforemne kawałki.
Zmarszczyłam czoło.
Czy nie powinnam była usłyszeć, jak to robisz?
Kiedy twoja uwaga skupiona jest na czym innym, stajesz się wyjątkowo mało spostrzegawcza.

Refleks szachisty” byłby w przypadku Belci komplementem.
Rany koguta, co oni tam wyprawiali, żeby nie usłyszeć pękającej ramy łóżka? Rozumiem, gdyby po prostu machnęli na to ręką podczas aktu, ale...Nic? Zupełnie?

Głupota: + 5

Edzio udaje się przygotować lubej śniadanie. Okazuje się, że Bella ma wilczy apetyt i w pochłanianiu jaj mogłaby stanąć w szranki z Gastonem. Powiedziałabym, że to logiczne, biorąc pod uwagę wzmożony wysiłek fizyczny, ale wszyscy doskonale wiemy, jaki jest prawdziwy powód. Sorry, Steph.

(...) ale podoba mi się tutaj – ciągnęłam. – Tylko będziemy musieli już niedługo wyjechać, prawda, żeby zdążyć na początek roku w Dartmouth. Kurczę, musimy sobie znaleźć jakąś stancję i w ogóle będzie sporo rzeczy do załatwienia.
Edward usiadł ze mną przy stole.
Nie musisz już dłużej udawać, że chcesz iść na studia – przecież dostałaś, czego chciałaś. I nie zawarłem z tobą żadnej umowy, więc nie jesteś do niczego zobowiązana.
Prychnęłam.
Wcale nie udawałam. W odróżnieniu od innych osób, nie snuję po kryjomu intryg. Co można by tu było dziś zrobić, co zmęczyłoby Bellę? – powiedziałam, naśladując marnie brzmienie jego głosu. Zaśmiał się, zamiast się zawstydzić. – Naprawdę chcę jeszcze trochę pobyć człowiekiem. – Pochyliłam się, by móc pogłaskać go po nagim torsie. – Nie mam cię jeszcze dość.
-To oto ci chodzi? O seks?

...Nie. Stanowczo odmawiam wypowiadania się ponownie w tej kwestii. Twihardy, wytłumaczcie mi tylko – skąd wam się uroiło, że Belka jest ambitna?

Pojedziesz ze mną do Dartmouth? Naprawdę?
Pewnie i tak mnie wyrzucą po jednym semestrze.
Będę ci dawał korepetycje. – Nie krył już swojej radości. – Spodoba ci się, zobaczysz.
Jak myślisz, uda nam się wynająć mieszkanie tak na ostatnią chwilę?
Zakłopotany, spuścił oczy.
Cóż, tak właściwie to mamy już tam dom. Zadbałem o to, tak na wszelki wypadek.
Kupiłeś dom?!
-Nieruchomości to dobra lokata kapitału.

A jest tam basen? I kort tenisowy? I podgrzewana droga dojazdowa?

Ło matulu, tylko nie kolejne rozważania Belci dotyczące zwampirzenia. Stefa, zrozum, każdy czytelnik pojął że klamka zapadła już podczas lektury „Zmierzchu”. Wciskanie tego wątku podczas podróży poślubnej naprawdę mija się z celem.

Głupota: +1
Zbędność: +1

Pamiętasz, co mówiłam wcześniej o mistrzach?
Zaśmiał się.
Pozwolisz, że wrócimy do tego za jakiś czas? Słyszę, że ktoś cumuje przy pomoście. To na pewno ekipa sprzątająca.

Też mi problem. Bella mogłaby i na środku Stadionu Narodowego.

Muszę wyjaśnić Gustavo, skąd wziął się ten bałagan w białej sypialni, a potem możemy sobie pójść. Na południe stąd jest w lesie taki...
Nigdzie nie idę – przerwałam mu. – Nie mam zamiaru wędrować znowu po całej wyspie. Zostaniemy w domu i puścimy sobie film.

Słusznie. Po co zwiedzać tropikalne zakątki, kiedy można harcować jako te króliki? Nie daj bór, abyście wygospodarowali czas na obie przyjemności. Sexing all day long!

Edward rozmawiał z kimś na korytarzu, powoli się do mnie zbliżając. Musiał naprawdę świetnie znać portugalski, skoro umiał mówić tak szybko.

*wzdycha* Stefa, zrób listę rzeczy, w których McSparkle nie jest najlepszy na świecie. Będzie szybciej.

Edward wskazywał teraz na mnie, uśmiechając się z dumą, i z potoku obcych słów wyłowiłam swoje imię. Korpulentny mężczyzna uśmiechnął się grzecznie, ale jego drobna, śniada towarzyszka nie. Wpatrywała się we mnie z bardzo dziwną miną. Wydawała się być po części zszokowana, a po części zatroskana, ale przede wszystkim... okropnie wystraszona.
(…)
Czemu tak na mnie patrzyła? – spytałam go szeptem. Miałam na myśli oczywiście to, czego tak się bała.
Edward wzruszył ramionami. Najwyraźniej się nią nie przejmował.
Kaure jest w połowie Indianką z plemienia Ticuna. Wychowano ją wśród wielu przesądówczyli, jak dla nas, jest bardziej świadoma pewnych zjawisk niż mieszkańcy nowoczesnego świata. Podejrzewa czym jestem, a przynajmniej czym mniej więcej jestem. –Jakoś nie robiło to na nim wrażenia. – Mają tutaj swoje własne legendy. Wierzą w istnienie libishomen: demonów, które żywią się wyłącznie krwią pięknych kobiet– Łypnął na mnie pożądliwie.
Wyłącznie pięknych kobiet? Hm, to poniekąd był komplement.
Wyglądała na przerażoną – powiedziałam.
Bo jest przerażona – ale boi się głównie o ciebie.
O mnie?
Boi się, że sprowadziłem tu ciebie w niecnych zamiarach. No wiesz, jesteś tu ze mną sam na sam.
 
Po przeczytaniu tego akapitu nawiedza mnie wizja Kaure, która trwożnie wciska Belli do ręki paczkę prezerwatyw.
Dajcie spokój, jakie spoilery? Każdy wie, co nas czeka w niedługiej przyszłości.

Przeniesiemy się teraz może z powrotem do białej sypialni? – zamyśliłam się na głos.
Czy ja wiem... Ta rama łóżka w niebieskiej nadaje się już tylko do wyrzucenia. Może jeśli ograniczymy się z sianiem zniszczenia do jednego pokoju, to Esme nas tu jeszcze kiedyś zaprosi.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Więc będziemy jeszcze siać zniszczenie?
Zaśmiał się, widząc moją minę.
Sądzę, że będzie bezpieczniej, jeśli zacznę z tobą współdziałać, niż jeśli dam się zaskoczyć kolejnym niezapowiedzianym atakiem z twojej strony.

Edziu, przestań się zasłaniać starym jak świat dowcipem „pani zgwałciła pana” i przyznaj, że po prostu nie umiesz utrzymać swej chuci na wodzy, niezależnie od tego, czy stawką jest zdrowie i życie twej lubej.

Bitch: +15

Ekipa sprzątająca naprawia bajzel w sypialni i ulatnia się, a nasze gołąbeczki...

Może, żeby spalić kalorie, popływasz teraz z delfinami?
Może później. Mam inny pomysł, jak spalić kalorie.
Tak? Jaki?
Ta rama łóżka jest jeszcze całkiem dobra...
Nie musiałam kończyć. Uciszywszy mnie pocałunkiem, jednym ruchem wziął mnie na ręce i z nadludzką szybkością zaniósł do niebieskiej sypialni.

...oddalają się ku zachodzącemu słońcu, by wśród miłosnych uścisków powołać spiritus movens dalszej fabuły „Przed Świtem”.


A jeżeli wciąż nie jesteście pewni (no dajcie spokój...) co z tego wszystkiego wyniknie, wyczekujcie z niecierpliwością kolejnego rozdziału.


Statystyka:

Głupota: 553
Bitch: 265
Tyran: 25
Zbędność: 1