niedziela, 30 września 2012

Rozdział XXII: Obietnica


Nasza ulubiona para powraca z wieczerzy. Bella wypytuje męża o ich córkę:

Opowiedz mi o niej – poprosiłam.
Edward wziął mnie za rękę. To, że biegliśmy tuż obok siebie, bynajmniej nie przeszkadzało rozwijać nam zawrotnej prędkości.
Nie ma takiej drugiej na świecie – powiedział, a w jego głosie znowu dał się słyszeć podziw graniczący z wręcz nabożną czcią.


Mary Sue: +15

Ile jest w niej z ciebie? A ile ze mnie? To znaczy, za starej mnie.
Chyba wyszło tak pół na pół.
Jest ciepła i płynie w niej krew – zaczęłam wyliczać.
Tak. Bije jej serce, tyle że trochę szybciej niż u zwykłych ludzi. Ma też odrobinę wyższą temperaturę, niż przewiduje norma. I sypia.
Naprawdę?
I to całkiem ładnie jak na noworodka. Jesteśmy jedynymi rodzicami na świecie, którzy nie potrzebują snu, a nasze dziecko już potrafi przesypiać całą noc! – zażartował.

Pewnie, że sypia. Co, myśleliście, że naczelna Sue sagi będzie wstawać w nocy do drącego się oseska? Tylko czekam na informację, że Nabuchodonozor defekuje diamentami.

Nawiasem mówiąc, paradoksu biologicznego ciąg dalszy. Meyer, będziesz łaskawa wytłumaczyć, jakim cudem z lodowatego wąpierza o martwym serduchu i kobiety o unormowanej temperaturze ciała powstała gorąca hybryda z tachykardią?

Głupota: +25
Mary Sue: +10

A co ma w sobie z wampira?
Jej skóra wydaje się równie niezniszczalna, jak nasza. Nie żeby ktoś miał ochotę sprawdzić to doświadczalnie.
Zamrugałam gwałtownie, nieco zszokowana.
Nikomu by to nawet do głowy nie przyszło – zapewnił mnie raz jeszcze. – Jej dieta... cóż, preferuje krew. Carlisle próbuje ją w kółko przekonać do mleka modyfikowanego, ale mała wyraźnie za nim nie przepada. Nie mogę powiedzieć, żebym miał to jej za złe – nawet jak na ludzkie jedzenie, pachnie to nie za ładnie.

Wieczna gorączka, ludzki organizm i betonowa skóra – mam szczerą nadzieję, że Culleny nigdy nie staną przed koniecznością zrobienia małej zastrzyku lub pobrania krwi.

A poza tym...Stefciu? Nie. Nie możesz sprawić, że Renesmee wcina jednocześnie krew, pierogi i świeżo skoszoną trawę. Przykro mi.

Głupota: +100

Rozdziawiłam usta.
Próbuje ją przekonać? – powtórzyłam.
Zabrzmiało to tak, jakby Carlisle toczył z nią długie dysputy.
Jak na swój wiek już jest zaskakująco pojętna, a do tego rozwija się w oszałamiającym tempie. Nie potrafi jeszcze mówić – podkreślam tu to „jeszcze” – ale porozumiewa się z nami bez większych problemów.

Wieczorami czytuje Kanta, a co drugi weekend raczy nas wybraną symfonią Beethovena.

Mary Sue: +20

Belcia chce wiedzieć, dlaczego Jacob wciąż kręci się po ich domu; Wardo wymiguje się od odpowiedzi, ale z jego zachowania wynika, że najchętniej wykopałby wilkołaka hen, daleko za linię horyzontu.

Cóż, trudno mu się dziwić.

Skrzywiłam się, bo wróciły zamglone wspomnienia mojego wstydu i wyrzutów sumienia. Nie pojmowałam teraz, dlaczego tak bardzo potrzebowałam jego ciągłej obecności. Poczucie pustki i beznadziei, które ogarniało mnie, gdy nie było go przy mnie, ulotniło się podczas przemiany. Zapewne była to po prostu kolejna ludzka słabość.

Spoiler alert: Stefa wyznała w jednym z wywiadów, iż Nabuchodonozor odczuwał radość z obecności swojego wujaszka...to jest, niańki...chciałam powiedzieć, seksualnego partnera...zresztą jak zwał, tak zwał – i to właśnie z tego powodu Belka była w czasie ciąży równie związana z Blackiem, jak on z nią.

Pomińmy na chwilę fakt, że erotyczne czary-mary zdają się mieć w tej sadze największy wpływ na decyzje, jaki podejmują bohaterowie i skupmy się na ostatnim zdaniu – pamiętając, że nasza protagonistka nie ma pojęcia o tym, co napisałam akapit wyżej.

Bello – troska o przyjaciela to nie wyraz słabości, ale posiadania tak zwanych uczuć wyższych. To, że masz głęboko w rzyci wszystkich poza swoim lubym nie ma nic wspólnego z byciem wampirem – jesteś po prostu klasycznym przykładem socjopatki.

Bitch: +50

Okazuje się, że pani Cullen nie tylko utytłała się podczas polowania jak ostatnie prosię, ale w dodatku podarła swoją kieckę od Dolce&Gabbany. McSparkle okrywa więc żonę koszulą, aby przypadkiem nie pokazała światu zbyt wiele ze swych wdzięków:

Wślizgnęłam ręce w rękawy, po czym zapięłam koszulę, zasłaniając białą tkaniną zniszczoną górę sukienki. Musiałam, rzecz jasna, jednocześnie stoczyć ze sobą walkę, by nagi tors Edwarda nie skupił na sobie całej mojej uwagi.

Edwardzie,biała tkanina opinająca blady tors to bardzo kiepskie połączenie kolorystyczne. Czy Alice niczego Cię nie nauczyła? Do stylisty marsz!

Aha, i zmykaj, póki masz okazję. Wygląda na to, że przemiana wzmocniła u Belci nie tyle porywy serca, co chuć.

Pościgajmy się – zaproponowałam. – Tylko nie dawaj mi forów!
Puścił moją rękę.
Jak sobie życzysz.
(…)
Edward nie wyprzedził mnie aż do samej rzeki. Pomna, że skaczę dalej od niego, odbiłam się jeszcze w głębi lasu, licząc na to, że ten mały fortel przyniesie mi zwycięstwo.
Ha! – wykrzyknęłam, gdy moje stopy pierwsze dotknęły trawy.

*ziewa* Tak, wiemy, jesteś fantastyczna. Czy możemy, proooszę, wreszcie ruszyć do przodu z akcją?

Mary Sue: +5


Po drugiej stronie rzeczki wita swych państwa nikt inny, jak wierny (śmiem twierdzić, iż wierniejszy niż kiedykolwiek) murzyn, wraz z przemienionymi Clearwaterami.

Jacob, nie szarżuj – powiedział Edward z troską. W warknięciu jednego ze schowanych w lesie wilków też dało się jej doszukać. – To chyba nie jest najlepsza metoda...
A jaka jest niby lepsza? – przerwał mu Jacob. – Dopuścić ją od razu do małej? Bezpieczniej będzie najpierw przeprowadzić eksperyment z moim udziałem. Na mnie przynajmniej wszystko szybko się goi.
A więc to był test? Na sprawdzenie, czy uda mi się powstrzymać przed zabiciem Jacoba, zanim będę mogła spróbować nie zabić Renesmee? Zrobiło mi się niedobrze, ale w bardzo dziwny sposób – to nie w żołądku zebrało mi się na wymioty, tylko w głowie.

Meyer, proszę, daruj sobie tego rodzaju opisy; twoi bohaterowie są już wystarczającymi dziwologąmi ze swoją skórą prosto od Swarovskiego.

Ale co ten Jacob wyprawiał? Dlaczego narażał życie, żeby zyskać pewność, że nic nie grozi Renesmee? To nie miało dla mnie sensu. I nie miałoby go, nawet gdyby nasza przyjaźń przetrwała przemianę...
Nasze spojrzenia się spotkały i pomyślałam sobie, że może jednak ją przetrwała. Nadal wyglądał jak mój najlepszy przyjaciel. Tyle że to nie on był tą osobą z naszej dwójki, która przeszła całkowitą metamorfozę. Ciekawa byłam, jak się jego zdaniem prezentuję.
A potem na jego twarzy pojawił się tak dobrze znany mi uśmiech – uśmiech należący do mojej bratniej duszy – i wiedziałam już, że między nami nic się nie zmieniło. Poczułam się tak jak dawniej, kiedy przesiadywaliśmy w jego prowizorycznym garażu – po prostu dwoje kumpli zabijających czas. Kiedyś wszystko było takie proste i normalne. Znowu zwróciło moją uwagę to, że owa dziwnie silna potrzeba, by mnie nie opuszczał, znikła bez śladu wraz z moim ludzkim ciałem. Był teraz dla mnie tylko przyjacielem i nikim więcej – tak jak być powinno.




Dwie i pół książki poświęcone na pseudo trójkąt miłosny.

Setki drzew ścięte po to, by Bella mogła angstować na temat tego, kogo kocha bardziej.

Cała księga pisana z perspektywy Jacoba, deklarującego swą miłość i przywiązanie do panny Swan.


I TO ma być ostateczne rozwiązanie owego wątku, będącego notabene główną osią sagi?! Mam rozumieć, że cały ten cyrk był spowodowany tylko i wyłącznie perspektywą narodzin Nabuchodonozora? Gdyby Cullenowie nigdy się nie bzyknęli, Black nigdy nie zainteresowałby się Łabędziątkiem i dwa z czterech tomów nie miałyby racji bytu? Uczucia zaś wyłączają się samoistnie, jak za dotknięciem magicznej różdżki?
(Spoiler alert numer 2: Stefa miała też powiedzieć, że Jacob wpoił się w...jajeczko Belli jeszcze przed akcją w BD. Czemu w takim razie nie zakochał się również w Edwardzie, nosicielu spermy mającej pewnego dnia utworzyć małą hybrydę, niestety nie wyjaśniła. I nie, nie pytajcie, jaki to ma sens, biorąc pod uwagę cykl menstruacyjny kobiety. Wszyscy wiemy, że żaden.)

SMeyer, czy ty sobie z nas żartujesz???

Głupota: + 200

Okazuje się, że narodziny małego potwora miały przynajmniej jedną zaletę: Jake znów zachowuje się jak sympatyczny chłopak, którego poznaliśmy w Nju Munie. Przez jakiś czas przekomarza się z Belcią na temat wyglądu tej drugiej (oraz ustala jej szanse na załapanie się do trupy cyrkowej), po czym powraca kwestia wykorzystania go jako królika doświadczalnego.

No, szybciej, zanim się zestarzeję – zażartował. – Okej, wiem, że nic z tego, ale łapiesz
aluzję. Śmiało, obwąchaj mnie sobie.
Tylko mnie przytrzymaj – poprosiłam Edwarda, wtulając się plecami w jego pierś. Zacisnął mi palce na ramionach z jeszcze większą siłą.
Napięłam mięśnie z nadzieją, że zdołam powstrzymać odruchy swojego ciała. Przyrzekłam sobie spisać się co najmniej tak dobrze, jak na polowaniu – w najgorszym razie miałam przestać oddychać i wziąć nogi za pas. Przygotowana na każdą okoliczność, niepewnie wzięłam pierwszy, jak najpłytszy wdech.
Zabolało odrobinę, ale moje gardło i tak już było podrażnione; zapach krwi Jacoba kojarzył mi się zresztą z człowiekiem w równie nikłym stopniu, co wcześniej zapach krwi pumy. Za dużo miał w sobie ze zwierzęcia i z miejsca mnie to odrzucało. Chociaż głośne, mokre odgłosy wydawane przez jego serce odbierałam jako kuszące, towarzysząca im woń sprawiła, że z obrzydzenia zmarszczyłam nos. Paradoksalnie, dzięki temu, że czułam jego zapach, potrafiłam kontrolować swoją reakcję na szum i temperaturę pulsującej w nim krwi. Wzięłam kolejny wdech i się rozluźniłam.
Uch. Nareszcie rozumiem, o co zawsze było tyle hałasu. Jacob ty najnormalniej w świecie cuchniesz!

...WTF? Skoro Jacob nie pachnie dla wampirów jak normalny człowiek (o czym zresztą wiemy od czasów „Księżyca w Nowiu”), to jaki był cel tego eksperymentu? To trochę tak, jakby sprawdzać odporność byłego alkoholika na wódkę, podsuwając mu pod nos szklankę wody. Pewnie, że się nie skusi, ale co ma piernik do wiatraka?

Głupota: + 50

I kto to mówi – stwierdził Jacob, teatralnym gestem zatykając sobie nos.
Nie skrzywił się, kiedy Edward mnie przytulił. Nie dał po sobie niczego poznać nawet wtedy, kiedy mój ukochany przestał się wreszcie śmiać i szepnął mi czule do ucha, że mnie kocha. Jak gdyby nigdy nic, dalej szczerzył zęby w uśmiechu. Jego zachowanie dodało mi otuchy. Może w końcu spięcia między nami miały się skończyć? Może jakimś cudem wróciliśmy do punktu wyjścia?

Żaden tam cud; to tylko Wszechmocny Imperatyw Narracyjny zadziałał po raz kolejny w służbie pewnej mormońskiej autorki, wcielając w życie najważniejsze z praw: „I nie będziesz stawał na drodze Mary Sue, ni w jakikolwiek sposób zakłócał jej perfekcyjnej egzystencji”.


Edward stwierdza, iż małżonka zdała test na piątkę z plusem i może wreszcie zobaczyć się z córką.

Jesteś pewien? – [Jacob]zwrócił się do Edwarda niemal błagalnym głosem. Nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby zwracał się do niego w ten sposób. – Nie za bardzo to mi się podoba. Może powinniśmy jeszcze zaczekać...
Przeprowadziłeś już swój eksperyment.
Więc to był pomysł Jacoba a nie Edwarda?
Ale... – zaczął Jacob.
Starczy tych testów – uciął Edward, tracąc cierpliwość. – Bella chce zobaczyć naszą córkę i ma do tego prawo. Przepuść ją.

Chrzanić bezpieczeństwo własnego dziecka; nie będzie mu niewolnik mówić, jak obchodzić się z panienką.

Zły ojciec: +40


Pani Cullen po raz pierwszy od czasu przemiany widzi swoją pociechę:

Od chwili, w której otworzyłam oczy, nikt jeszcze do tego stopnia mną nie zawładnął.
Byłam nieprzytomna tylko przez dwa dni? – jęknęłam zszokowana.
Nieznajoma dziewczynka musiała mieć co najmniej kilka tygodni, jeśli nie miesięcy. Była chyba dwukrotnie większa niż noworodek z moich zamglonych wspomnień. Wykręcając się ku mnie, z łatwością utrzymywała tułów w pionie, a lśniące kasztanowe włoski spływały jej w loczkach aż za ramionka. Oczka koloru mlecznej czekolady patrzyły na mnie z zaintrygowaniem, w którym bynajmniej nie było nic dziecięcego – było to świadome, inteligentne spojrzenie dorosłej osoby. Wskazawszy na mnie jedną rączką, dotknęła nią szyi Rosalie. Gdyby nie to, że oszałamiała swoją urodą i doskonałością, nie uwierzyłabym, że to to samo dziecko. Moje dziecko.

- Dzień dobry, przyszłam odebrać swoją córkę.
- Ach, pani Cullen! Dzień dobry. Widzi pani, mieliśmy dziś w przedszkolu dzień sportu, wszystkie dzieci są zebrane na boisku...Może da pani radę sama ją odnaleźć?
- Zobaczmy...ty masz odstające uszy, ty nierówny zgryz...ty marne włosy... tu widzę obgryzione paznokcie...nie, nie, nie...A, jest moja księżniczka! Moja mała Miss Word! Chodź do mamusi, ślicznotko!

Mary Sue: +50

Belcia chce się dokładniej przyjrzeć swojemu dziecku, przysuwa się więc do nieco bliżej do sprawującej nad nim pieczę Rosalie; w efekcie reszta familii otacza ją ścisłym kołem z obawy, że najmłodszy członek rodziny lada moment stanie się przystawką.

Jedynie Alice zachowała spokój.
Och, nie przesadzajcie – żachnęła się. – Nie widzicie, że Bella świetnie sobie radzi?Wcale nie ma złych zamiarów. Sami też na jej miejscu chcielibyście móc lepiej przyjrzeć się małej.
Miała rację – w pełni nad sobą panowałam. Szykowałam się na spotkanie z zapachem zniewalającym równie niesamowicie jak woń tamtych przypadkowych turystów w lesie, ale na szczęście czekała mnie miła niespodzianka. Nie musiałam z sobą walczyć. Zupach Renesmee stanowił idealnie zrównoważoną mieszankę aromatów najwspanialszych perfum i najsmakowitszych potraw. Było w nim dostatecznie dużo z wampirzej słodyczy, aby jego ludzki komponent nie wysuwał się na pierwszy plan.
Moi bliscy nie mieli powodu do obaw. Byłam tego pewna.

Tak, jak my wszyscy, Bello. Tak, jak my wszyscy.

Mary Sue: + 100

(...) Słuchaj, Jasper, na polowaniu Bella złapała trop jakichś turystów, którzy znaleźli się w złym miejscu o złym czasie...
Zszokowany Carlisle aż zachłysnął się powietrzem. Esme wyraźnie zmarkotniała i spojrzała na mnie współczująco. Jasper otworzył szeroko oczy, po czym skinął nieznacznie głową, jak gdyby słowa Edwarda potwierdziły jakieś jego przypuszczenia. Jacob prawie że splunął z obrzydzenia. Emmett wzruszył tylko ramionami. Rosalie wydawała się być jeszcze mniej poruszona niż on, niemal całą swoją uwagę skupiając na pacyfikowaniu dziecka.  I tym razem pozory nie wyprowadziły Alice w pole. Sądząc po tym, z jakim wyrazem twarzy lustrowała moją pożyczoną koszulę, najbardziej w tej chwili interesowało ją to, co u licha się stało z wybraną przez nią kreacją.

...Pamiętacie, co mówiłam o 'Growing Up Cullen', jako o nieoficjalnym kanonie? Naprawdę, rzadko się zdarza, aby autor nieświadomie stworzył parodię swoich własnych bohaterów. SMeyer robi to nagminnie. Powyższy akapit można by podsumować w ten sposób:

*Edward: Moja luba wyczuła na polowaniu trójkę zabłąkanych mężczyzn...

*Carlisle: To niedobrze, niedobrze, bardzo niedobrze. Bello, nikt nie zamierza czynić ci wyrzutów, ale powinnaś teraz udać się do swego pokoju i przemyśleć, czy to, co uczyniłaś, było słusznym i moralnym. Synu, zawiodłem się na tobie. Jak mogłeś pozostawić Isabellę samą w godzinie próby?

*Esme: Och, nieszczęśnicy! Tak bardzo mi ich żal. Może mieli rodziny? Dzieci? Wnuki? Carlisle, sprawdź, proszę, kim byli ci mężczyźni. Upiekę ciasto i udam się w odwiedziny do ich żon i matek. Na pewno potrzebują teraz wsparcia.

*Jasper: Ha! Mówiłem, że pierwszy trup padnie w ciągu 24 godzin. Emmett, wisisz mi dwieście dolców.

*Jacob: *wyrażenia niecenzuralne* Wiedziałem, że tym pijawkom nie można ufać...Renesmee, skarbie, nie bierz tego do siebie, ale twoi starzy to... *ciąg dalszy niecenzuralnych wyrażeń *

*Emmett: Whatever, bro. Długo będziemy tu tak sterczeć? Nie miałem jeszcze czasu przetestować nowej konsoli.

*Rosalie: Bu-huu, Bella zjadła turystów. Też mi tragedia. Renesmee, aniołku, chodź, ciocia pokaże ci, jak robić manicure.

*Alice: COŚ TY ZROBIŁA Z TĄ SUKIENKĄ?! TO BYŁ LIMITOWANY EGZEMPLARZ Z NAJNOWSZEJ KOLEKCJI! ŻADNEGO SZACUNKU DLA SZTUKI!!!

Edwardzie! – oburzył się doktor. – Jak mogłeś postąpić tak nieodpowiedzialnie!

Ja tylko żartowałam z tym wyżej...

Czekaj – zdziwił się Jasper – to Bella nie zapolowała na tych ludzi?
Z początku miała taki zamiar – odpowiedział mu Edward, najwyraźniej świetnie się bawiąc. Zazgrzytałam zębami. – Kiedy złapała trop, pognała do nich, aż się kurzyło.
I co się źniej stało? – spytał Carlisle z rosnącym podekscytowaniem.
Oczy mu nagle rozbłysły, a na jego twarzy zaczął formować się uśmiech. Przypomniała mi się scena z sali operacyjnej, kiedy próbował wyciągnąć ode mnie, jak się czułam podczas przemiany. Uwielbiał poszerzać swoją wiedzę o wampirach.
Edward nachylił się ku niemu, ucieszony, że nareszcie będzie mógł się mną pochwalić.
Nie dość, że w tym całym ferworze dotarło do niej, że ją gonie, to jeszcze instynkt podpowiedział jej, że w takim razie musi przerwać polowanie i bronić się przed napastnikiem. Ale to jeszcze nie wszystko. Tak ją to rozproszyło, że najpierw uświadomiła sobie, że to ja i dała sobie spokój z tym bronieniem się, a potem – I to jest najlepsze – zorientowała się, na kogo polowała, więc... wstrzymała oddech i stamtąd uciekła!

Naprawdę nie wiem, co mnie przeraża najbardziej w powyższym cytacie: doktorek w roli Frankensteina, Wardo chwalący się żoną niczym dobrze wytresowanym psem czy kolejny dowód na to, że Stefa zamierza traktować tę księgę jako nieustający pean pochwalny dla swojego alter ego.

Mary Sue: + 20

Zajefajność Belki poraża zebranych do tego stopnia, że pozwalają jej zbliżyć się do niemowlęcia. Zanim jednak nastąpi oczekiwane przez wszystkich spotkanie, Nabuchodonozor ni z tego ni z owego uderza w płacz. Wywołuje to poruszenie w rodzinie; na szczęście okazuje się, że powodem zdenerwowania dziewczynki jest jedynie fakt, iż nadal nie mogła przytulić się do swojej matki.

Edward podbiegł, położył mi dłonie na ramionach i delikatnie pchnął mnie do przodu.
Czeka na ciebie już prawie trzy dni – przypomniał mi.
Dzieliło nas teraz od niej mniej niż dwa metry. Miałam wrażenie, że bucha od niej żar – falami, jak gdyby miała drgawki, które rytmicznie poruszały powietrze. A może to raczej Jacob tak dygotał. Przybliżywszy się, dostrzegłam, że trzęsą mu się ręce. Ale chociaż bez wątpienia był w tym momencie zdenerwowany, po wyrazie jego twarzy można było poznać, że przez te dwa dni odzyskał wreszcie spokój ducha.
Jake, nic jej nie zrobię – przyrzekłam mu.
Widząc swoją córkę na rękach u trzęsącego się wilkołaka, czułam ogarniającą mnie panikę, ale dzielnie ją tłumiłam, byle tylko w żaden sposób nie stracić nad sobą kontroli.
Jacob ściągnął brwi, jak gdyby na myśl o Renesmee w moich ramionach i jego ogarniała panika.

Ponoć mózg Belli pracuje teraz na przyśpieszonych obrotach...Jakim cudem więc ta niemota NADAL nie zdołała dodać dwu do dwóch i skojarzyć, że może istnieć tylko jedno wyjaśnienie dla postępowania Jacoba?
Z drugiej strony, ja też nie chciałabym uwierzyć w to, że mój kumpel zakochał się w moim dwudniowym dziecku.

Jeśli chodzi o Renesmee, to albo była zbyt przejęta, żeby dostrzec, jaka jestem lodowata, albo niańczona przez Rosalie zdążyła już przywyknąć do tej wampirzej cechy. Spojrzała na mnie i znowu się uśmiechnęła, ukazując kwadratowe ząbki, a w jej policzkach pojawiły się dwa urocze dołeczki.
A potem, z pełną premedytacją, dotknęła mojej twarzy.
Wyprzedzając moją reakcję, Edward i Jasper wzmocnili swój uścisk, ale ledwie to do mnie dotarło. Zdębiała i przerażona, oddychałam spazmatycznie, bo w moim umyśle pojawiła się znienacka bardzo realistyczna i niepokojąca wizja. Pomyślałabym być może, że to jakieś wyjątkowo żywe wspomnienie – mogłam mu się przyglądać w głowie, nie tracąc z oczu tego, co się działo wokół mnie – gdyby nie to, że niczego podobnego sobie nie przypominałam.
(…)
W owej wizji byłam wychudzona i umęczona, czoło lśniło mi z potu, a buzię miałam umazaną krwią, ale mimo tego uśmiechałam się błogo, a moje brązowe oczy, choć potwornie podkrążone, wpatrywały się w „obiektyw kamery” z uwielbieniem. Obraz  powiększył się, jak gdyby niewidzialny operator zrobił zbliżenie, ale zaraz potem raptownie się oddalił.
Renesmee odjęła rączkę od mojego policzka. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i jej dołeczki się pogłębiły.

Tadaam! Właśnie byliście świadkiem uaktywnienia się nowej mocy w kategorii: „Mary Sue Junior”. I nie, ja też nie wiem, jakim cudem pół-człowiek pół-wampir może dysponować mocą właściwą jedynie wąpierzom. Ale umówmy się – czy ktokolwiek jest zaskoczony takim obrotem sprawy? Za jedyny zgrzyt uważam fakt, iż moc Nabuchodonozora jest stanowczo niewystarczająco cukierkowa; powinna była dysponować umiejętnością pokrywania wybranych obiektów brokatem lub tworzenia biżuterii przy użyciu tęczy – tego typu sprawy.

Mary Sue: +100

Co zobaczyłaś? – powtórzył za Rosalie Jacob.
Zamrugałam kilkakrotnie, oszołomiona.
Hm. Siebie samą. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale byłam w strasznym stanie.
Widziała cię tylko ten jeden jedyny raz – wyjaśnił mi Edward wypranym z emocji głosem, krzywiąc się z bólu. Uświadomiłam sobie, że musiał przeżyć przed sekundą to samo, co ja, bo przecież to, co Renesmee mi pokazała, wyłapał z jej myśli. – Chciała dać ci znać, że wie, kim jesteś. Tak po swojemu się z tobą przywitała.

Hihihi...Biedna Belcia. Wygląda na to, że cały tuning na nic – dzieciak i tak wypomni jej podczas rodzinnej kłótni, że doskonale pamięta, jak jego matka wyglądała jako człowiek.

Czy nie starczy już tych eksperymentów jak na jeden dzień? - odezwał się Jacob. Był tak zestresowany, że mówił cieniej niż zwykle. – Nie powiem, Bella świetnie sobie radzi, ale czy nie byłoby lepiej nie przeciągać struny?
Posłałam mu spojrzenie pełne irytacji. Zaalarmowany Jasper zmienił nieco pozycję. Staliśmy tak ściśnięci, że byle drgnienie można było odebrać jako pełnowymiarowy ruch.
Co ciebie ugryzło? – spytałam Jacoba rozdrażniona.
Spróbowałam delikatnie odebrać mu Renesmee, ale jedyny tego efekt był taki, że przysunął się do mnie bliżej, tak że gdybym była wyższa, zetknęlibyśmy się nosami. Dzieliło nas teraz tylko ciałko trzymanego przez nas oboje dziecka.
Edward syknął.
To, że wszystko rozumiem, Jacob, nie znaczy, że nie posunę się do wyrzucenia ciebie z domu. Bella doskonale sobie radzi. Pozwól jej się nacieszyć naszą córką.

A tu, Edziu, masz moje pełne poparcie. Rany koguta, wygląda na to, że wpojenie zmienia nieszczęsną ofiarę nie tylko w pozbawiony wolnej woli podnóżek, ale w dodatku w psa ogrodnika.

Bitch: +50

Czy naprawdę tak się poświęcał tylko dlatego, że chciał mnie i bronić przede mną samą? Co takiego wydarzyło się podczas mojej przemiany – przemiany w coś, czego nienawidził – że istotka, którą wcześniej miał za mordercze monstrum, stała się z dnia na dzień jego oczkiem w głowie?
Zastanawiałam się nad tym, obserwując, jak patrzy na moją córkę i nagle zdałam sobie sprawę, w jaki sposób on na nią patrzył. Jak ktoś, kto poza nią nie widzi świata...
Nie! – jęknęłam.

Uff, nareszcie. Stefa, mówił ci już ktoś, że jesteś beznadziejna w budowaniu napięcia?


Rose – wycedziłam, starannie wymawiając każde słowo – weź ją od niego.
Oboje z Jacobem wykonali mój rozkaz bez szemrania i zaraz się ode mnie odsunęli.
Edwardzie, nie chcę zrobić ci krzywdy, więc puść mnie, proszę.
Zawahał się.
Zasłoń sobą Renesmee – podpowiedziałam mu.
Nie posłuchał mnie od razu, ale w końcu przystał na moją propozycję. Skulona jak drapieżnik, zrobiłam powoli dwa kroki w stronę Jacoba.
Zgadłam, prawda?
Cofnął się z rękami podniesionymi do góry, starając się przemówić mi do rozumu.
Dobrze wiesz, że nad tym się nie panuje.
Ty zapchlony kundlu! Jak mogłeś! Moje dziecko!
Cały ten czas przesuwałam się ku niemu, był więc zmuszony wyjść tyłem przez frontowe drzwi i nie patrząc sobie pod nogi, pospiesznie pokonać stopnie werandy.
Nie chciałem! To nie było specjalnie!
Jeden jedyny raz miałam ją na rękach, a tobie już się wydaje, że możesz ją sobie zaklepać, podpierając się jakimiś bzdurnymi wilczymi czarami-marami? Renesmee jest moja!
Możemy się podzielić – zasugerował błagalnym tonem, przemierzając tyłem trawnik.



 
Meyer, masz dzieci, prawda? Jak sądzisz, byłby szczęśliwe, gdybyś zaczęła się z kimś kłócić o prawo do ich posiadania – nie w sensie pełnienia obowiązku opiekuna, ale dysponowania nimi niczym swoją własnością?

-Jak śmiałeś wpoić sobie moją córkę?! Zupełnie ci odbiło?!
Nie miałem nad tym kontroli! – upierał się, zbliżając się do linii lasu.
Nie był już sam. Z zarośli ponownie wyłoniły się dwa wielkie wiki i zajęły pozycje po jego bokach. Leah warknęła na mnie. Odpowiedziałam jej przerażającym charkotem, który zbił mnie z pantałyku, ale nie na tyle, żebym się zatrzymała.
Bella, wysłuchaj mnie! Zrozum! – Jacob zebrał u mnie o współczucie. – Leah, zmiataj stąd! – rzucił w jej kierunku. Nie tylko się nie poruszyła, ale jeszcze odsłoniła kły. - A czemu niby miałabym cię wysłuchać? – zasyczałam. Furia przejmowała nade mną władzę i przesłaniała wszystko inne.
Bo to właśnie ty mi o tym powiedziałaś. Kojarzysz? Powiedziałaś, że istnieje miedzy nami szczególna więź. że kiedy przy tobie jestem, wszystko jest na swoim miejscu. że zawsze byłem i będę, członkiem twojej rodziny. No i masz, czego chciałaś.
Mój wzrok miotał pioruny. Pamiętałam, jak przez mgłę, że rzeczywiście coś takiego mówiłam, ale mój nowy superszybki mózg wyprzedzał jego tok myślenia o dwie długości.
Myślisz, że będziesz mógł zostać moim zięciem?! – wydarłam się piskliwie. Mój głos przeskoczył dwie oktawy, ale mimo to nie przestał być melodyjny.
(…)
No co ty! Jak możesz tak w ogóle to odbierać? Na miłość boską, to przecież to jeszcze dziecko!
No właśnie!
Wiesz, że nie myślę o niej w ten sposób! Sądzisz, że gdyby tak było, Edward trzymałby mnie jeszcze przy życiu? Chcę tylko, żeby była bezpieczna i szczęśliwa. Czy to takie złe? Czy to aż tak bardzo się różni od tego, czego ty dla niej chcesz?

Autorko, skończ z tymi dyrdymałami. Czytaliśmy księgę drugą, więc wiemy doskonale, że Jake podświadomie zaciera ręce na myśl o małym figo-fago z dojrzałą Renią.

Zabieraj się stąd, póki jeszcze masz szansę mi uciec – postraszyłam go.
Bella, przestań – upierał się przy swoim. – Nessie też mnie lubi.
Zamarłam i wstrzymałam oddech. Za moimi plecami zapadła idealna cisza, bo widząc moją reakcję, moi najbliżsi też znieruchomieli.
Jak... jak ją nazwałeś?!
Jacob zrobił niepewną minę, cofając się przy tym o kolejne pół metra.
No, wiesz – wymamrotał – to imię, które dla niej wymyśliłaś, jest trochę przyciężkie...
Moja córka skojarzyła ci się z potworem z Loch Ness?! – wrzasnęłam.
A potem rzuciłam mu się do gardła.

Wiecie co? Nie mam pretensji do Belli, że puściły jej nerwy i miała ochotę ukręcić łeb facetowi, który zakochał się w jej dziecku. Problem polega na tym, że mam wrażenie, iż wymyślone przez Blacka przezwisko było nie tyle ostatnią kroplą przepełniająca czarę, co – znając priorytety pani Cullen – jedną z głównych przyczyn jej histerii. Ostatecznie, nie po to dawała swej córce wymyślne, napuszone imię, żeby stosować skróty od jakiegoś tam legendarnego stworzenia....Nawet, jeżeli przezwisko jest jedyną logiczną opcją w sytuacji, gdy imienia nie da się skrócić bez pomijania którejś z babć.


Jak zakończy się napaść na niewolnika aspirującego do wżenienia się w arystokrację? O tym w następnym odcinku.



Statystyka:

Głupota: 375
Mary Sue: 320
Bitch: 100
Zły ojciec: 40


Maryboo