niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział XVII: Na kogo ja wyglądam? Na czarnoksiężnika z krainy Oz? Potrzebny ci umysł? Potrzebne ci serce? Śmiało, bierz moje Bierz wszystko, co mam.

Dziś będzie krótko i na temat. Dżejk leci do samochodu. Okazuje się, że Eddie dał Blackowi kluczyki nie do słynnego wśród fanek Volvo, ale do Astona Martina Vanquisha, ponownie potwierdzając samochodowy fetysz Stefki.

McWolf przekracza wszelkie ograniczenia prędkości, szczególnie na terenie zabudowanym, stwarzając zagrożenie dla boru ducha winnych ludzi, ale w końcu ważniejszy jest angst. (+1 angst)

Dowiadujemy się, jaki plan ma nasz wilczek. Dżejk jedzie do Seattle w celu… wpojenia.

Mój plan był idiotyczny. Wiedziałem, że nie wypali. Ale kiedy opuszczając dom Cullenów, przetrząsałem gorączkowo archiwa pamięci w poszukiwaniu jakiegoś leku na swój ból, jedyną metodą, jaka przyszła mi do głowy, była ta, którą na patrolu podsunęła mi Leah: „Po wpojeniu by ci przeszło. Nie musiałbyś już tak cierpieć”. Może jednak istniały na świecie gorsze rzeczy od zniewolenia? Może najgorszą rzeczą na świecie było czuć się tak, jak ja teraz? Ale widziałem już wszystkie dziewczyny w La Push, w Forks i w rezerwacie Makah. Potrzebowałem nowych bodźców.

Masz rację, Dżejk, twój plan jest idiotyczny. (+1 głupota) Zaprawdę powiadam ci, kusisz los. Gdybyś, nieboraku, wiedział, co cię niedługo czeka, nie byłbyś taki skory.

Dżejk zatrzymuje się w jakimś parku, gdzie bawi się w creepstera, gapiącego się na wszystkie ładne dziewczyny. Jednak żadna panna nie jest tą jedyną.

Tak czy siak, nic z tego nie wynikło. Nawet kiedy popatrzyłem prosto w oczy dziewczynie, która bezkonkurencyjnie była najseksowniejszą laską w całym parku – i najprawdopodobniej w całym mieście – a ona przyjrzała mi się w zamyśleniu, które można było wziąć za zainteresowanie, nie poczułem nic szczególnego.

Oczywiście Dżejkob nie pomyśli nawet przez nanosekundę, że jego przeznaczona może nie być najseksowniejszą dupą w stanie Washington, więc nawet nie zwraca uwagi na te mniej urodziwe. Ale czy ktokolwiek się dziwi, biorąc pod uwagę priorytety bohaterów Tłajlajta?

Po jakimś czasie wszystkie dziewuchy zaczynają kojarzyć się McWolfowi z Belką, więc Dżejk wraca do samochodu i zaczyna rozmyślać, że może z nim też jest coś nie w porządku, jak z Leą i sczeźnie samotnie. Z angstowych rozmyślań wyrywa go jedna z dziewczyn, które wcześniej obserwował. Lizzie, tak ma bowiem na imię owa panna, oferuje mu pomoc w uporaniu się z angstem. Jest miła i zdaje się naprawdę przejmować waporami Dżejka. Stara się nawet wciągnąć go w rozmowę o samochodach. Niestety angst wygrywa. (+10 angst) Dżejk żegna się z dziewczyną i odjeżdża. A szkoda. Mogła być z nich przyjemna, normalna para. Jesteśmy jednak w Meyerlandzie, także nic z tego.

Dżejk wraca do domu Cullenów, angstując w najlepsze. Zaczyna nawet brać pod uwagę propozycję Lei z poprzedniego rozdziału. Przynajmniej ona wytrzymałaby ocean angstu, który zaleje Blacka po zwampirzeniu lub zejściu Belki z tego padołu. Edzisław czeka na Dżejka w garażu. McSparkle wygląda lepiej niż jeszcze niedawno. Ma dwie sprawy do omówienia z Blackiem.

Okazuje się, że Leah przyszła w ludzkiej postaci, żeby porozmawiać z Belką po tym, jak Black dał dyla w samochodzie Sparklemastera.

– Nie pozwolę, żeby Bellę ktoś łajał jak psa, i nic mnie to nie obchodzi, jakie usprawiedliwienia ma Leah na swoje zachowanie! Nie zrobiłem jej krzywdy, nigdy się do tego nie posunę, ale jeśli jeszcze raz zrobi Belli scenę, po prostu ją wyrzucę i to dosłownie – tak się zamachnę, że wyląduje na drugim brzegu rzeki!
– Chwileczkę. O co zrobiła Belli scenę?

Nareszcie ktoś wygarnął Belce. High five, Leah!

– Niepotrzebnie się na nią zezłościła. Sam nie mam zamiaru udawać, że rozumiem, czemu Bella nie może zakończyć znajomości z tobą, ale wiem jedno – że nie postępuje w ten sposób po to, żeby cię zranić. Bardzo cierpi przez to, ile bólu zadaje zarówno tobie, jak i mnie, prosząc cię o to, żebyś nie odchodził. Leah była dla niej zbyt szorstka. Doprowadziła ją do łez, a...
– Czekaj. Czyli Leah nakrzyczała na Bellę z mojego powodu?
Skinął głową.
– Broniła cię jak lwica. Ho, ho!

Wow, po prostu zbieram szczękę z podłogi. Ktoś miał czelność nawrzucać świętej męczennicy borskiej Bellissimie? Jestem niezmiernie wzruszona i ocieram jedną, kryształową łzę, spływającą po moim licu.

Dżejk obiecuje, że pogada z Leą. McSparkle mówi Blackowi, że Belka ma wyrzuty sumienia. Naprawdę? Fascynujące.

– To coś więcej – mruknął. – Ponieważ mam teraz kontakt z dzieckiem, udało mi się ustalić, że jest nad wiek rozwinięte intelektualnie. Do pewnego stopnia rozumie, co się do niego mówi.
Rozdziawiłem usta.
– Serio?
– Tak. Na to wygląda. Na przykład, chyba dotarło do niego, że swoimi ruchami sprawia Belli ból. Stara się być teraz ostrożniejszy. Z miłości do niej. Bo on już ją kocha.

Zaczęło się. Naprawdę się zaczęło nachalne przekonywanie nas przez Stefę, że latorośl Eda i Belci jest jeszcze bardziej megaspeshul niż oboje rodzice razem wzięci. Co prawda oni nie mają jeszcze pojęcia, czy to chłopiec, czy dziewczynka, ale nie oszukujmy się, każdy z nas już to wie, więc mogę spokojnie dodać punkty w nowej kategorii: (+20 Mary Sue). Nabuchodonozor nie dość, że jest superinteligentny, to jeszcze jakże współczujący i dojrzały emocjonalnie. Bo rzygnę.

– Jestem zdania, że ta ciąża jest już bardziej zaawansowana, niż to sobie wyliczyliśmy. Gdy tylko wróci Carlisle...
– To jeszcze nie wrócili? – odezwałem się ostro. Pomyślałem o Samie i Jaredzie obserwujących drogę. Może zaintrygowani moim zachowaniem, zdecydowali się sprawdzić, co jest grane?
– Alice i Jasper są już z powrotem. Carlisle przysłał przez nich całą krew, jaką udało mu się dostać, ale ma zamiar załatwić jej jeszcze więcej, bo Belli wzrasta apetyt i zużyje ten zapas w jeden dzień. Został więc na miejscu i dobija się do kolejnego dostawcy. Nie sądzę, żeby było to konieczne, ale chce być gotowy na każdą okoliczność.
– Dlaczego nie sądzisz, żeby było to konieczne? Skoro Bella potrzebuje jej coraz więcej...
Wyjaśniając to, uważnie mi się przyglądał i, jak znam życie, jeszcze uważniej wczytywał się w moje myśli.
– Będę starał się przekonać Carlisle’a, żeby zrobić Belli cesarskie cięcie tak szybko, jak to tylko możliwe.

I dopiero teraz przyszło wam to do głowy? Gratulacje. Refleks szachisty po valium.

– Tak – powtórzył. – To, że czekaliśmy, aż dziecko w pełni się rozwinie, było szalenie niebezpieczne. W każdym momencie mogło się okazać, że jest już za późno

No shit, Sherlock! (+30 głupota)

Zabrać się za operację mają, gdy Carlisle wróci z akcji pozbawiania biednych ludzi krwi, czyli następnego dnia. Świetnego planowania ciąg dalszy. Belka niedługo ma urodzić, a doktorek sobie znika na bór wie ile czasu. Nie muszę mówić, że to się obróci przeciwko nim, prawda?

– Wiem, wiem, ile już z siebie dałeś. Ale jest coś jeszcze, co możesz zrobić. I co możesz zrobić tylko ty. Nie tyle jako Jacob Black, co jako prawdziwa Alfa. Jako sukcesor Ephraima.
Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć.
– Pragnę uzyskać od ciebie pozwolenie na zrobienie wyjątku od zasad, które z Ephraimem ustaliliśmy. Pragnę, żebyś nam zagwarantował, że w tym jednym jedynym wypadku za złamanie postanowień paktu nie spotka nas kara. Pragnę, żebyś pozwolił nam uratować Belli życie. Jesteś świadomy tego, że zrobimy to tak czy siak, ale nie chcę doprowadzać do konfliktu, skoro można go uniknąć. Nigdy nie zamierzaliśmy cofnąć danego wam słowa i nie przyjdzie nam to łatwo. Pragnę, żebyś nam ten jeden raz wybaczył, Jacobie, ponieważ doskonałe rozumiesz, dlaczego tak postąpimy. Pragnę, by przymierze pomiędzy naszymi rodzinami przetrwało ten trudny czas.
Spróbowałem przełknąć ślinę.
Idź do Sama, pomyślałem. To do Sama musisz się z tym zwrócić.
– Sam dzierży władzę w sforze, ale tylko dlatego, że się jej zrzekłeś. Nigdy mu jej nie odbierzesz, ale tak naprawdę na to, o co proszę, nie może wyrazić zgody nikt oprócz ciebie.

Why, Eddie, you look so dramatic, I never see you like this.

Dżejk ma się zastanowić. Razem z Edem wchodzi do domu Cullenów, gdzie zastaje Belkę pijącą krew. Jest jej przykro, wow, cóż za nowość!

Black daje w końcu Cullenom zielone światło, Edzisław jest wzruszony jak stary siennik.

Belcia ma ochotę się przejść w asyście Rózi.

– Okej, możemy iść – oznajmiła. – O, nie!
Kubek, który zostawiła na kanapie, przewrócił się na bok i na jasne obicie wylewała się krew.
Chociaż wyprzedziły ją trzy pary rąk, Bella pochyliła się odruchowo, żeby naprawić szkodę. Z głębi jej ciała wydobył się przedziwny, stłumiony dźwięk – jakby coś się rwało.
– Och! – jęknęła.
A potem osunęła się na podłogę jak szmaciana lalka. Rosalie błyskawicznie ją złapała, więc nie zdążyła upaść. Edward też znalazł się nagle przy niej i wysunął ku niej ręce. Kubkiem na kanapie nikt się już nie przejmował.
– Bella! – zawołał Edward. Panika wykrzywiła mu twarz. Chwilę później powietrze rozdarł jej krzyk.
Nie był to zwykły krzyk bólu, ale raczej mrożące krew w żyłach agonalne wycie. Ustało raptownie, gdy w gardle Belli coś zabulgotało. Jej oczy błysnęły białkami, drgnęła w ramionach Rosalie i z jej ust trysnęła na wszystkie strony fontanna wymiotowanej krwi.

Ladies and gentlemen, popcorn w dłoń, zaczęło się! I to jakże wspaniałą, mhroczną fontanną krwi! A Carlisle’a oczywiście nie ma w pobliżu, how dramatically convenient.

W następnym odcinku dalsza część porodu.

(+31 głupota)
(+11 angst)
(+20 Mary Sue)


Buziaki

Beige

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział XVI: Alarm! Za dużo rewelacji naraz

Kolejny odcinek rozpoczyna się w dość schematyczny sposób: Jacob opuszcza swą panią i całe domostwo Cullenów. Powód odejścia? Obowiązkowy obchód wokół domu wąpierzy.

Matko i córko, to już się staje nudne. Rozumiem, że sfora Blacka zobowiązała się do patrolowania okolicy przed wrogim obozem, ale Stefa jest tak kiepską pisarką, że ni cholery nie wyczuwam atmosfery zagrożenia. Gdybym nie przeczytała pierwszych rozdziałów tej księgi, to byłabym głęboko przekonana, że wilkołaczy tercet urządził sobie zabawę w podchody na podwórku Sparkle Family.

Nuda: +10

O dziwo, w dzisiejszym rozdziale podczas rekonesansu towarzyszy Jake'owi nie Seth, a Leah. Pomiędzy naszymi futrzakami nawiązuje się dialog:

Bardzo się zmieniłeś, Jacob. Zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.
Ty też już nie jesteś tą Leą, którą kiedyś kochałem.
Racja. Czy mniej już cię drażnię od Paula?
Nie wierzyłem, że to kiedyś powiem... ale tak.

Potwierdzam, zmienił się nie do poznania – z sympatycznego chłopaka stał się pozbawionym empatii bucem ze skłonnością do agresji. Ale i tak oklaski dla tego pana – najwyraźniej z wolna zaczyna do niego docierać, że rozgoryczenie Lei to coś więcej niż nastoletnie fochy.

Okazuje się, że to nie koniec rewelacji. Panna Clearwater ma już ułożony długofalowy plan w kwestii swego wilkołactwa:

Chcę zostać z tobą, oświadczyła.
(…)
Przyrzekam, nie będę dla ciebie ciężarem. Nie będę nawet za tobą chodzić. Będziesz mógł pójść, dokąd będziesz chciał, i ja też pójdę, dokąd będę chciała. Krążyła przede mną w tę i z powrotem, wymachując nerwowo swoim szarym ogonem. Będziesz musiał tylko ścierpieć to, że będziesz słyszał moje myśli, kiedy oboje będziemy wilkami, ale zamierzam rzucić to, jak tylko się da, więc może nie będzie się to zdarzać tak często.
(…)
I tak zamierzałam się wyprowadzić z domu. Znajdę sobie jakąś pracę daleko od La Push... Może zapiszę się na jakieś kursy dokształcające... Zacznę uprawiać jogę i medytować, żeby radzić sobie z wybuchami gniewu... I pozostanę członkiem twojej sfory – żeby nie zwariować. Chyba widzisz, że to ma sens, prawda? Nie będę wchodzić ci w drogę, ty mi nie będziesz wchodził w drogę, i oboje będziemy zadowoleni.

Co na to Jacob?

Mniejsza o to, że nie musiałbym jej widywać, ale dzielić się wyłącznie z nią swoją każdą, choćby najbardziej intymną myślą? Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Ciekaw byłem, czy po prostu tego do końca nie przeanalizowała, czy też do tego stopnia była zdesperowana.
Słuchała moich rozważań bez słowa komentarza – jakby próbowała mi udowodnić, że nie sprawi kłopotów.

...Wiecie co? Naprawdę nie wiem, za co powinnam tu dać punkty. Może za brak logicznego rozumowania u Jacoba, który najwyraźniej nie pojął, że Leah NIE chce ulegać transformacji tak długo, jak długo będzie to możliwe? A może raczej za - kolejne już - potraktowanie tej dziewczyny niczym zawadzającej ścierki do podłogi?
A co mi tam, podzielę pulę na połowę.

Bitch: +10
Głupota: +10

Wiesz co, Leah, lepiej dobrze sobie przemyśl, czy chcesz się ze mną związać na dłużej. Już za kilka dni w mojej głowie rozpęta się piekło. Jeśli ze mną zostaniesz, będziesz musiała przez to przejść.
To, co ci powiem, nie zabrzmi za dobrze, ale szczerze. Dobrze? Łatwiej mi będzie zmierzyć się z twoją tragedią niż z moimi własnymi demonami.
Skoro tak uważasz.
Wiem, że będzie to dla ciebie bardzo mroczny okres. Potrafię sobie wyobrazić, co będziesz przeżywał – może nawet lepiej, niż ci się wydaje. Nie przepadam za Bellą, ale... ona jest tym dla ciebie, kim dla mnie Sam. Jest ucieleśnieniem twoich pragnień, ale nigdy nie będzie twoja.
(...)
Wiem, że jest ci trudniej niż mnie. Sam jest przynajmniej szczęśliwy. Przynajmniej żyje i ma się dobrze. Kocham go na tyle mocno, by nie życzyć mu źle. Chcę, żeby spełniały się jego wszystkie marzenia... Westchnęła. Tylko nie chcę się temu przyglądać.
Czy musimy ciągnąć ten temat?
Myślę, że tak. Bo chciałabym, żebyś zrozumiał, że jeśli pozostaniemy w jednej sforze, nie będziesz dodatkowo przez mnie cierpiał. Cholera, może nawet cię jakoś wesprę! Nie urodziłam się jako wredna suka. Kiedyś byłam całkiem sympatyczna.

Po pierwsze primo: Otóż to, do czorta! Black, przestań wreszcie nurzać się w oceanie angstu i podkradać Wardowi „Cierpienia młodego Wertera” i przyjmij do wiadomości, że są wokół ciebie ludzie, którzy także przeżyli zawód miłosny – notabene, dużo bardziej gorzki od twojego.

Po drugie primo: Niech każdy z Was przeczyta sobie jeszcze raz powyższy fragment...A później zajrzy do papierowej lub internetowej kopii „Księżyca w Nowiu” (nasze analizy także są wskazane) i zobaczy, jak z kwestią porzucenia „radzi” sobie Bella Swan.

Jeszcze raz, Stefciu – na jakiej podstawie mam wieszać psy na silnej, szczerze kochającej kobiecie, a współczuć i kibicować wiecznie jęczącej amebie, która nie potrafi funkcjonować bez chłopa przy boku?


A teraz...o, nie.

Wiesz, co jest w tym najbardziej pokręcone? Zapytała.
(…)
Ta blond wampirzyca, której tak bardzo nienawidzisz – doskonałe ją rozumiem.
(…)
Wiesz, co Sam sądzi o wpojeniu, pomyślała spokojniej.
Że to po to, żeby mieć pewność, że nasz ród nie wymrze.
Właśnie. Żeby mieć z kim płodzić słodkie szczeniaczki. Przetrwanie gatunku, nasi górą – te sprawy. Przyciągnie cię ta osoba, z która będzie się miało największe szanse przekazać następnemu pokoleniu swoje wilcze geny.
Czekałem, aż mi wyjaśni, gdzie w tym schemacie widzi miejsce dla siebie.
Gdybym była coś warta, w przypadku Sama padłoby na mnie.
Przeszył ją taki ból, że aż pomyliłem krok i musiałem zwolnić.
Jestem do niczego. Mam jakąś ukrytą wadę. Mimo swoich super przodków, najwyraźniej nie potrafię przekazać ich wspaniałego genu. Więc zostałam dziwadłem – dziewczyną-wilkiem – bo do niczego innego się nie nadaję. Nie ma co się oszukiwać: jestem ślepą uliczką.
Nie mów tak, zaprotestowałem. Z tymi genami to tylko pomysł Sama. Prawda, istnieje takie zjawisko jak wpojenie, ale nie wiemy dlaczego. Billy ma na przykład zupełnie inną teorię.
Wiem, wiem. Myśli, że przez to nowe pokolenie wilków jest silniejsze od poprzedniego. Bo ty i Sam wyrośliście tacy wielcy – znacznie więksi od wilków z poprzedniej sfory. Ale tak czy siak, mnie to nie dotyczy. Jestem już po menopauzie. Mam dwadzieścia lat i jestem już po menopauzie.

Ustalmy jedną rzecz: nie mam absolutnie nic przeciwko kobietom, które poświęcają życie prowadzeniu domu i opiece nad dziećmi. Uważam, że każdy człowiek ma prawo decydować o sobie i swoim losie i nie istnieje jedna słuszna ścieżka, do której wszyscy powinniśmy dążyć. Mało tego, uwielbiam dzieci.

Ale Stefa prezentuje kwestię macierzyństwa w dosyć odrzucający sposób. W tej serii każda – powtarzam, KAŻDA niewiasta – nie marzy o niczym innym poza wypełnieniem ramion. Nie istnieje żaden inny sposób osiągnięcia samorealizacji. Nie możesz mieć dzidziusia? Stajesz się zgorzkniałą harpią, dla której już nigdy nie wzejdzie metaforyczne Słońce. Nie daj bór, by którejkolwiek z pań do szczęścia wystarczyła kariera, hobby, czy chociażby udane małżeństwo.

Głupota: +75

A tak w ogóle, moi drodzy, to wyjmijcie notesiki i spiszcie ten oto cytat:

Wiesz, co Sam sądzi o wpojeniu, pomyślała spokojniej.
Że to po to, żeby mieć pewność, że nasz ród nie wymrze.
Właśnie. żeby mieć z kim płodzić słodkie szczeniaczki. Przetrwanie gatunku, nasi górą – te sprawy. Przyciągnie cię ta osoba, z która będzie się miało największe szanse przekazać następnemu pokoleniu swoje wilcze geny.

Zanotowaliście? To dobrze, bo ów fragment niedługo stanie się baaardzo przydatny.


Naprawdę chcesz, żeby przytrafiło ci się to całe wpojenie albo żeby ktoś inny tak oszalał na twoim punkcie? A co jest złego w zwykłym zakochiwaniu się, jak normalni ludzie? Jak dla mnie, z wpojeniem jest tak, jak z rozkazami Alfy – to tylko kolejna odmiana zniewolenia.
Sam, Jared, Paul, Quil... nie wydają mi się nieszczęśliwi.
Bo są jak po praniu mózgu!

No proszę, Black zaczyna gadać z sensem. Ech, chłopie, gdybyś tylko wiedział, co cię wkrótce czeka...

Więc wolałbyś uniknąć wpojenia?
Jasne, że bym wolał.
Tylko dlatego, że jesteś już zakochany w Belli. A po wpojeniu by ci przeszło. Nie musiałbyś już tak cierpieć. Nie zastanawiałeś się nad tym?
Chciałabyś zapomnieć o tym, co czułaś do Sama?
Zamyśliła się.
Sądzę, że tak.
Westchnąłem. Miała do tego o wiele zdrowsze podejście ode mnie.

Strumienie prawdy spływają dzisiaj z twych ust, chłopcze. Gdybyś jeszcze tylko przejął się tą nowo odkrytą rewelacją...

Też byś tak postąpiła? Zamordowałabyś kogoś – bo nie da się inaczej nazwać tego, co ona robi, starając się za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żebyśmy pomogli Belli – zamordowałabyś kogoś, żeby mieć dziecko? Kiedy to odezwał się w tobie instynkt macierzyński?
Tak, jak ci mówiłam – chcę tego, czego nie mogę mieć. Gdyby wszystko byłoby ze mną w porządku, kto wie, może nigdy nie miałabym takich ciągot.
I zabiłabyś kogoś, żeby zostać matką? drążyłem uparcie.
Myślę, że Rosalie nie czerpie przyjemności z tego, że Bella może umrzeć, tylko z tego, że oczekuje dziecka. Przeżywa to trochę tak, jakby sama była w ciąży. Gdyby... gdyby to mnie Bella poprosiła o pomoc... Zastanowiła się nad tym. Nie lubię jej jako osoby, ale pewnie też bym się zgodziła.
Spomiędzy moich zaciśniętych kłów wydobyło się głośne warknięcie.
Bo gdyby odwrócić role, chciałabym, żeby Bella zrobiła dla mnie to samo. I Rosalie też. Obie podjęłybyśmy tę samą decyzję, co Bella.
O, nie! Następna się znalazła!
To zabawne, do czego człowiek robi się zdolny, kiedy w grę wchodzi coś, czego nie można mieć.

No nie! Leah, nie rób mi tego! Byłaś jedną z niewielu rozsądnych...

...Zaraz...co takiego?

Clearwater sugeruje, że nie chodzi tu wcale o instynkt macierzyński, tylko o jakiś dziwny rodzaj zazdrości, godny przedszkolaka? Ja nie mam, a ty masz, więc to nie fair? Tymi dziewczynami nie rządzą uczucia, a dążenie do naczelnego celu Prawdziwej Kobiety – wydania na świat potomka (najlepiej słusznej płci męskiej)? A jeśli ów cel jest niemożliwy do zrealizowania – gorącego dopingowania innych, za przeproszeniem, klaczy rozpłodowych?

Meyer, wygląda na to, że twój seksizm osiągnął właśnie nowy szczyt. Nawet nie dam za to punktów – niektóre fragmenty tej książki naprawdę nie podlegają żadnej skali.


Black wraca do ostoi prawdziwych rodzinnych wartości, znanej też jako dom Cullenów i odkrywa, że potworek nie ustaje w przerabianiu wnętrzności mamusi na małpi gaj:

Zanim sięgnąłem do klamki, drzwi otworzyła Alice. Skinęła głową na powitanie.
Cześć, wilk.
Cześć, mała. Co tam się dzieje na górze?
Salon był pusty – wszyscy wybyli do rentgena. Wzruszyła swoimi kościstymi ramionkami.
Podejrzewają nowe złamanie.
Starała się powiedzieć to z jak największą swobodą, ale w głębi jej oczu zauważyłem płomienie. Edward i ja nie byliśmy tu jedynymi, którzy czuli się jak na stosie. Alice też kochała Bellę.
Kolejne żebro? – spytałem ochryple.
Nie. Teraz miednica.

Boru, to będzie najprzyjemniejszy poród od czasów człowieka pierwotnego.

Położywszy ją [Bellę] ostrożnie na kanapie, Edward usiadł u jej wezgłowia. Przez chwilę
zastanawiałem się, dlaczego nie zostawili jej na górze, ale szybko wydedukowałem, że musiał
być to pomysł Belli. Wolała pewnie udawać, że wszystko z nią jest w porządku, więc nie
potrzebuje non stop szpitalnego osprzętu. A Edward naturalnie podporządkował się jej prośbie.

Pewnie, na co komu jakaś tam pomoc medyczna. Pamiętajcie, dzieci: gdy następnym razem traficie do szpitala, każcie odłączyć od siebie wszystkie lekarskie akcesoria. Pikające maszyny nie są trendy. Nie zapomnijcie też wynieść precz stojaka z kroplówką - wenflony są strasznie nieestetyczne.

Głupota: + 25

Doktor, jego małżonka, dwóch nieangstujących synów i wieszczka wybierają się na polowanie, a Rosalie i Jacob zabijają nudę dogryzając sobie wzajemnie.

Zabijałam setki razy więcej niż ty, ty parszywy kundlu. Nie zapominaj o tym.
Prędzej czy później, królowo piękności, straszenie mnie przestanie ci wystarczać. Och, jak ja czekam na ten dzień!
Wystarczy, Jacob – upomniała mnie Bella.
Zerknąłem na nią. Przyglądała mi się krzywo. Najwyraźniej jej wczorajszy dobry nastrój minął bezpowrotnie.

Oczywiście, ani słowa krytyki w stronę niekulturalnej – i jawnie chłopakowi grożącej - blondynki. Nie daj bór, żeby któreś z glittermanów poczuło się urażone! Murzynem, oczywista, przejmować się nie trzeba.

Bitch: +15

Ciszę przerwał Edward.
Mówiłaś coś? – zwrócił się do Belli wyraźnie zdezorientowany.
Było to dziwne, bo nikt nic nie powiedział, a słuch miał przecież równie dobry, co ja.
Bella spojrzała na niego, zagubiona.
Ja? Nie, nic nie mówiłam.

O matulu, to jest TEN fragment.

Powiedz coś jeszcze – poprosił.
Ale co? I po co? Edwardzie, o co chodzi?
Jego wyraz twarzy znowu raptownie się zmienił i Edward zrobił coś, od czego mimowolnie rozdziawiłem usta. Usłyszałem, jak ktoś za moimi plecami zachłystuje się powietrzem i domyśliłem się, że wróciła Rosalie. Zachowanie jej brata było dla niej tak samo zaskakujące, jak dla mnie.
Tak delikatnie, jak tylko było to możliwe, przyłożył obie dłonie do nabrzmiałego brzucha Belli.
To co... – Ugryzł się w język. – Dzie... dziecko lubi dźwięk twojego głosu – wykrztusił.
Na moment wszystkich zamurowało. Nie byłem w stanie choćby mrugnąć.
Matko Boska, ty słyszysz jego myśli! – wykrzyknęła Bella.
(…)
Edward nasłuchiwał uważnie z przechyloną głową.
O czym teraz myśli? – chciała wiedzieć Bella.
Jest bardzo... – zamilkł i spojrzał na nią. Wyglądał na wzruszonego i poruszonego, tak jak ona, ale jednocześnie nadal był pełen rezerwy. – Jest szczęśliwy – powiedział z niedowierzaniem.
Zaparło jej dech w piersiach. Nie sposób było nie zauważyć błysku fanatyzmu w jej oczach: mieszanki nabożnego uwielbienia i ślepego oddania. Uśmiechnęła się szeroko, a po policzkach pociekły jej łzy.
Edward z kolei ani się nie przeraził, ani się nie rozgniewał, ani nie upodobnił się do człowieka płonącego na stosie czy do kogokolwiek innego, kim był w ciągu ostatnich kilku dni. Widziałem go w różnych momentach, ale takiego jeszcze nigdy. Na chwilę razem z Bella popadł w bezgraniczny zachwyt.

Pewien internetowy krytyk, Dough Walker, omówił z detalami obrzydliwą postawę Edwarda w stosunku do ciąży Belli i dziecka jako takiego w swojej recenzji na temat pierwszej części filmowego „Przed Świtem”. Polecam, filmik dostępny jest na YouTube. Dla mnie najbardziej uderzające jest jednak, że McSparkle zaczyna myśleć o swoim potomku per „dziecko” dopiero wtedy, gdy słyszy jego myśli. Gdyby był pozbawiony swego daru, najpewniej nienawidziłby je aż do samego przyjścia na świat.

Meyer, czy ty poważnie sugerujesz, że ta scena ma mnie rozczulić i wzruszyć? Wardo wychodzi tu na zwykłego sukinsyna, który nie akceptuje maleństwa, póki nie okazuje się, że spełnia ono kryteria kwalifikujące je do grupy: „słodki berbeć z reklamy pampersów”. Rozumiem, że facetowi ulżyło, bo okazało się, że potomek nie jest antychrystem, ale zgodnie z twoją logiką wszyscy mężowie kobiet w zagrożonej ciąży powinni z zemsty za cierpienia żony topić swe dzieci zaraz po urodzeniu.

Hej, Edziu, spójrz! Dostałeś kolejną odznakę!

Zły ojciec: +75

I jeszcze jedno. To prawda, że maluch przywiązuje się podczas ciąży do głosu matki – bo to właśnie ten dźwięk niejako otacza go przez dziewięć miesięcy, stając się tym samym symbolem czegoś znajomego i bezpiecznego. Tyle, że ta mała aberracja rozwija się w niesamowitym tempie – od powrotu z miesiąca miodowego minął mniej więcej miesiąc, w czasie którego potomek Belki i Edka wsłuchiwał się w równym stopniu w głos swoich rodziców, co wujów i dziadków. Mam rozumieć, że ten mały mutant nie tylko rośnie jak na drożdżach, ale w dodatku posiada szósty zmysł, dzięki któremu (jak się za chwilę przekonamy) wie, że jego tatusiem jest Edzio, a nie Carlisle?

Głupota: +25

-Och, mój mały EJ! Moja gwiazdeczka! Tak bardzo cię kocham!
Jak go nazwałaś? – spytał Edward zaintrygowany.
Znowu się zarumieniła.
Widzisz... wymyśliłam już dla niego imiona. Nic ci nie mówiłam, bo chyba... nie byłeś zainteresowany.
EJ?
Twój ojciec też miał na imię Edward.
Tak, to prawda.

Nie byłeś zainteresowany” - Bello, właśnie wygrałaś konkurs na Eufemizm Roku.

No i co ma piernik do wiatraka? Przecież – zakładając że „EJ” jest akronimem od „Edward Junior” - dziecko Belli i Edka tak czy inaczej będzie w tym wypadku dziedziczyć imię po ojcu, a nie po dziadku.

Głupota: +1

Nawiasem mówiąc, część fandomu wciąż zachodzi w głowę, czy nie jest to czasem skrótowiec od „Edward Jacob”. Tylko pomyślcie – nadawać paniczowi imię na cześć swego sługi! Jake musi się czuć zaszczycony.

Hmm...
Co?
Dźwięk mojego głosu też lubi.
Jasne, że lubi – powiedziała niemalże takim tonem, jakby napawała się jakimś sukcesem. – Masz najpiękniejszy głos w całym wszechświecie. Kto mógłby go nie pokochać?

Nie, co za dużo to niezdrowo.

Kicz: +10

Masz jakiś plan awaryjny? – spytała Rosalie, pochylając się ku Belli ponad oparciem z taką samą jak ona obrzydliwie usatysfakcjonowaną miną. – Co jeśli to dziewczynka a nie chłopiec?

Tak. Tak! TAK!!!

Nie macie pojęcia, jak długo na to czekałam.

Brałam już pod uwagę kilka wersji. Bawiłam się różnymi połączeniami Renee i Esme, i tak sobie myślę, że może... Renezmej? Z akcentem na drugą sylabę.
Renezmej?
Pisałoby się to Renesmee. I jak, zbyt dziwaczne?
Nie, podoba mi się – zapewniła ją Rosalie. Prawie że stykały się głowami – złote włosy przy brązowych o mahoniowym odcieniu. – Jest piękne. I jedyne w swoim rodzaju, więc pasuje jak ulał.

Nie. Jest paskudne i pretensjonalne. No, ale trudno oczekiwać, by latorośl Mary Sue i Gary'ego Stu była jakąś plebejską Lily czy inną Anne.

Ponieważ jednak wraz z Beige jesteśmy równie twórcze jak pani Cullen, wymyśliłyśmy własne imię dla małego potworka. I tak oto w naszych analizach dziecię Edzia i Belci będzie od dziś występować pod nazwą: Nabuchodonozor.

I co? I co? – zawołała Bella podekscytowana. – O czym teraz myśli?
Zamiast jej odpowiedzieć, zrobił coś, czym tak zaskoczył całą naszą trójkę, że każde z nas aż jęknęło – ostrożnie przyłożył ucho do jej brzucha.
Kocha cię – wyszeptał, całkowicie oszołomiony. – Po prostu cię ubóstwia.
W tej samej chwili zrozumiałem, że zostałem sam. Zupełnie sam.

Nie przejmuj się, Jake, na ciebie w przyszłości na pewno też czeka jakieś dzie...Nieważne.

Angst: +5

Liczyłem na to, że będzie po mojej stronie. Liczyłem na to, że będzie cierpiał jeszcze bardziej niż ja. A przede wszystkim liczyłem na to, że będzie nienawidził bardziej niż ja tego odrażającego, zabijającego Bellę stwora.
Stawiałem na niego.
Mimo to siedzieli teraz razem, przytuleni, rozmarzeni, zachwycając się tym niewidocznym, nabierającym sił potworem jak szczęśliwi młodzi rodzice.

Black? Nie obraź się, ale póki co najbardziej odrażającym, pozbawionym uczuć potworem w tej książce jesteś ty.

Bitch: +25

Nasz Indianin nie jest w stanie znieść rodzinnej sielanki, Edward rzuca mu więc koło ratunkowe w postaci kluczyków do samochodu, aby podczas przejażdżki zdołał uspokoić zszargane nerwy.

Dokąd uda się nasz bohater? Tego dowiecie się w następnym odcinku.



Statystyka:

Głupota: 136
Zły ojciec: 75
Bitch: 50
Nuda: 10
Kicz: 10
Angst: 5


Maryboo